sobota, 28 września 2013

Dwa lata minęły ... jak jeden dzień!

Dziś mija dokładnie dwa lata od napisania mojego pierwszego wpisu na tymże blogu. Tak, tak, blog Browarnik Tomek obchodzi swoje drugie urodziny. W tym czasie napisałem 471 wpisów, poznałem wielu ciekawych ludzi (blogerów, piwowarów, właścicieli browarów, piwnych lokali i sklepów oraz innych ludzi związanych bardziej lub mniej z branżą), zwiedziłem sporo ciekawych piwnych miejsc, brałem udział w wielu piwnych przedsięwzięciach.
 
Sam w tym czasie sporo się nauczyłem, także dzięki tym wszystkim ludziom, o których wspomniałem powyżej. Wszystkim Wam chciałbym teraz bardzo mocno podziękować, że byliście, że jesteście i ma nadzieję, że będziecie i za wszystko, co mi ofiarowaliście, za wszystko w czym mi pomogliście. Tajniki świata piwnego przybliży mi się bardzo, choć to nie koniec drogi kształcenia. Przede mną jeszcze dużo nauki - jak mawiał mistrz Yoda. Mimo, że jeszcze sporo przede mną do odkrycia, to sam staram się krzewić kulturę piwną i przekazywać wiedzę o świecie piwa za pomocą Piwnych Polemik Tomka Browarnika, które to nie są tylko moim sukcesem, ale także Wojtka Szlosowskiego - menadżera gdańskiej Degustatorni.
 
Ostatnie dwa lata, były dla mnie cudownymi. Wierzę, że kolejny rok będzie jeszcze lepszy niże te dwa, które już mną. Jest kilka kolejnych projektów, które mam nadzieję zrealizować, a o których pewnie niedługo się dowiecie. 
 
Na sam (przed)koniec chciałbym Wam moi drodzy czytelnicy podziękować za to, że jesteście, czytacie, komentujecie, poprawiacie, doradzacie i że ... trwacie. Dziękuję bardzo.
 
A na koniec przygotowałem dla Was właśnie konkurs urodzinowy. O szczegółach dowiecie się na moim browarnikowym fanpage dziś dokładnie o godzinie 20.00. serdecznie zapraszam. Poniżej zamieszczam nagrody dla zwycięzców.
 
I nagroda: podkoszulka z motywem piwnego drzewa stylów (rozmiar XL), okolicznościowe podkładki wydane z okazji 140-lecia browaru w Elblągu, magnes-otwieracz Krakowiak oraz magnesy panoramiczne mojego autorstwa z motywami Gdańska i Gdyni. 

 
II nagroda: okolicznościowe podkładki wydane z okazji 140-lecia browaru w Elblągu, oraz magnesy prostokątne mojego autorstwa z motywami Gdańska i Gdyni.
 
 
III nagroda: okolicznościowe podkładki wydane z okazji 140-lecia browaru w Elblągu.
 
 
Zatem zapraszam wszystkich chętnych do wzięcia udziału w konkursie i jeszcze raz wszystkim bardzo dziękuje za ostatnie dwa lata :-)

piątek, 27 września 2013

Kącik Piwnego Melomana - SABBAT - History of a Time to Come

Pamiętam, była końcówka 1990 roku. Ja młody metalowiec wraz z moim super kumplem z osiedla Grześkiem, wybraliśmy się do zaprzyjaźnionej wypożyczalni płyt CD, która mieściła się na ulicy Smętka w Olsztynie, by zobaczyć, co tam nowego z metalu i hc zajechało. A trzeba wam wiedzieć, że wypożyczalnia ta cieszyła się renomą głownie z tego powodu, że zawsze można było tam spotkać, świeże, jeszcze gorące płytowe bułeczki, których nie trzymały w swoich palcach wcześniej nawet najbardziej znamienici polscy redaktorzy i dziennikarze muzyczni. Tak właśnie idąc po kolejna dostawę płyt, natrafiliśmy z Grześkiem na płytę, o której dzisiaj mowa, czyli 'History of a Time to Come' brytyjskiej grupy Sabbat. Pamiętam wypożyczyliśmy ją na spółę. Mi od razu się spodobała, wręcz oszalałem na jej punkcie, no a mojemu kumplowi aż tak bardzo do gustu nie przypadła.


Pamiętam, że nagrałem sobie od razu tę płytę u Grześka właśnie, bo on wtedy miał najlepszy sprzęt na osiedlu i był tak zwanym naczelnym przegrywaczem.


Album nagrany został w 1987 roku, a wydany nakładem Noise International rok później. U mnie, w moich zbiorach można znaleźć i winyl z 1988 roku, wydany właśnie przez Noise International o numerze N 0098 oraz CD, czyli remaster z 2007 roku o numerze NMQCD038, na którym znalazły się także dodatkowe kawałki z koncertu z Berlina z 1990 roku. CD powyższe kupiłem od wspomnianego wcześniej Grześka.
  

Skład Sabbat na 'History of a Time to Come' to: Martin Walkyier (wokal; znany także ze Skyclad), Andy Sneap (gitara; znany także z Hell), Frazer Craske (bas) oraz Simon Negus (perkusja). Muszę tu zaznaczyć, że dla mnie Andy Sneap, obok takich tuzów jak Frank Blackfire, Randy Rhoads, Bill Steer czy Scott Gorham, to jeden z moich ulubionych gitarzystów z rejonów tak zwanych 'ciężkich brzmień'.
  

Już początek albumu, czyli 'Intro', mówi nam dosadnie, że miło, ckliwie i romantycznie to tu, na tej płycie nie będzie. Posępny wstęp to tego, co zaraz po tym się wydarzy. A dzieje się naprawdę wiele, bardzo wiele. Zaraz po intro słyszymy wchodzące szybkie riffy i złowieszczy wokal Martina. Tak rozpoczyna się 'A Cautionaty Tale'. Ostra, bezpardonowa jazda bez trzymanki. Dla mnie kawałek jeden z najlepszych w całej historii metalu. Wyobraźcie sobie, że gdy go pierwszy raz usłyszałem, czułem się tak potężnie zniszczony, że nawet spotkanie na ringu z Fedorem Emelianenko nie dostarczyło by mi takiej destrukcji, jaką wywołał ten numer. Słucham go od 23 lat i cały czas ta sama moc w nim jest. Kolejne fala zniszczenia nadchodzi wraz z trzecim numerem, czyli 'Hosanna in Excelsis'. To ulubiony utwór z tej płyty wspominanego wyżej Grześka. Na szczególna uwagę zasługuje szatańsko-szyderczy śmiech Martina, który mógłby być puszczany jako przestroga niegrzecznym dzieciom, które po wieczorynce nie chcą grzecznie iść spać. Kolejne dwa nagrania, to pewnego rodzaju epickie opowieści, czyli 'Behind the Crooked Cross' oraz 'Horned is the Hunter', z których ten drugi szczególnie mi się podoba. Przyjemny bardzo wstęp. Ptaszki w lesie i delikatna akustyczna gitara. To wszystko może nas troszkę uśpić, ale parę chwil potem wchodzi to co najlepsze, czyli feeria cudownych riffów gitarowych oraz genialne zmiany tempa. Szóstka na albumie to 'I for an Eye', który także słuchaczowi oferuje wiele zwrotów akcji. Końcówka szczególnie mnie urzeka. Kolejna kompozycja to 'For Those Who Died'. Dla mnie numer fantastyczny. Riffy z tego numeru są dla mnie najwspanialsze. Przedostatnia kompozycja to utwór instrumentalny, który nie za bardzo mnie chwyta. Pomimo bardzo ciekawych riffów, to jednak Sabbat bez wokalu Martina, to już nie to samo. Album kończy także genialny 'The Church Bizarre'. Ehh, no cały album miażdży moim zdaniem.

Album robią głownie dwie postaci, czyli gitarzysta Andy i wokalista Martin. Takie jest moje zdanie i możecie się z nim nie zgodzić. Na szacunek zasługuje fakt, że Andy, gdy tworzył te kompozycje miał 16-17 lat. Przyznacie, że chłopak od młodzieńczych lat posiadał wielki talent.
 
Album jest przyjemnie nagrany, choć oczywiście nie audiofilsko. Brzmi złowrogo. Słuchając go, mamy przeczucie, że jesteśmy w świecie pogan, magów, wiedźm. Wszystko jest siermiężne, plugawe, przerażające, ale z drugiej strony spokojne i mistyczne.

Zresztą, zapraszam do odsłuchu na mojego 'chomika'. Drodzy przyjaciele, album chroniony jest hasłem, które udostępniam po wcześniejszym skontaktowaniu się ze mną:

A to, co w przyszłym tygodniu zagości do Kącika Piwnego Melomana, to jedna z najlepszych polskich grup rockowych lat 80-ych. Zapraszam!

czwartek, 26 września 2013

Piwoteka - Czarny Wdowiec

Przedstawiam piwo Piwoteka - Czarny Wdowiec.



Zawartość ekstraktu: 12,5% wag.

Zawartość alkoholu: 4,9% obj.

Kolor: czarny, właściwie nieprzejrzysty, z lekkimi prześwitami.

Zapach: palony, kawowo-chmielowy, wyraźne nuty żywiczne, trawiaste oraz delikatne mango.

Smak: palony, bardzo wytrawny, kawowo-popiołowo-chmielowy, przez całą linię smaku bardzo wyraźna goryczka.

Piana: beżowa, średnio wysoka, średnio gęsta, drobno pęcherzykowa, szybko opada.

Pasteryzacja: nie.

Termin przydatności do spożycia: 3-4 tygodnie.

Opakowanie: butelka 0,5l, bezzwrotna.

Producent: Browar Piwoteka w wynajętym Mini Browarze Radom - Pivovaria
 

Podsumowanie:

Jako, że dziś Arthur's Day, czyli dwieście pięćdziesiąta czwarta rocznica założenia Browaru Guinness przez Arthura Guinnessa, więc postanowiłem się napić jakiegoś stoutu. Otwarłem lodówkę i zobaczyłem, że czeka tam na mnie Czarny Wdowiec, czyli American Dry Stout Browaru Piwoteka, uwarzony przez Marcina Chmielarza. Barwa piwa czarna, właściwie nieprzenikniona czerń. Tylko u spodu szklanki można dostrzec delikatne prześwity. Piana piwa niezbyt wysoka, niezbyt gęsta i niezbyt trwała. Zapach to aromaty głównie palone oraz kawowo-chmielowe. Wyczuć można tu żywiczność, trawiastość oraz delikatne aromaty owocu mango. Zapach całkiem przyjemny. W smaku od samego początku atakuje mocna goryczka, która jest z nami aż do samego końca. Jak napisałem jest mocna, nawet bardzo mocna, ale nie jest jakoś mocno zalegająca. Można także wyczuć paloność, kawowość oraz popiołowość. Wszystko, niestety, jest to dodatkiem do wspomnianej goryczki ... przepraszam goryczy. Nie mówię, że mi to specjalnie przeszkadza, wcale nie, jakkolwiek brak tu jest swoistego balansu. Czarny Wdowiec wysycony jest umiarkowane. Butelkę piwa zdobi, bardzo, ale to bardzo ładna graficznie i kolorystycznie etykieta. Jakościowo też klasa w sobie. Ten pozytywny odbiór psuje troszkę wygląd kontry, która niestety nie współgra z tym co mamy i na etykiecie głównej i w butelce. Tak czy siak, piwo mi smakowało, nawet bardzo i wypiłbym jeszcze jedną, a nawet kilka butelek. Niemniej jednak, uważam, że zbyt mocno i nierówno nachmielone. Myślę, że jeśli przydarzy się kolejna warka tego piwa, Marcin bardziej ją dopracuje. W końcu nazwisko zobowiązuje.

Moja ocena: 
Kolor: - 9
Piana: - 6
Zapach: - 7
Smak: - 6
Etykieta: - 8

Ocena końcowa: 6,87/10
 
Cena: 10,00 [PIWOTEKA NARODOWA - sklep internetowy]

środa, 25 września 2013

Rozmowy okołopiwne - Kormoranie! Gdzie jesteś?! Wołają olsztynianie

Do napisania tego tekstu skłoniła mnie sytuacja, jaka panuje w Olsztynie. A cóż to za sytuacja? - zapytacie. Ano, taki fakt, że w Olsztynie, mieście w którym Browar Kormoran ma swoją siedzibę i w regionie, do którego w materiałach marketingowych się odnosi, piwa ze stajni Kormorana strasznie trudno jest się napić.

Można wysnuć wrażenie, że to przecież niemożliwe, że po prostu wywołuję tu niepotrzebne brewerie. Otóż nie moi drodzy, jest tak jak napisałem powyżej. Po prawie dziesięciu latach mieszkania w Trójmieście, wróciłem (nie wiem na jak długo) do Olsztyna i troszkę zdębiałem odwiedzając olsztyńskie knajpy oraz sklepy.

Mieszkając długo w Trójmieście, w większości sklepów, nie tylko tych specjalistycznych, można było zakupić piwa z Browaru Amber, który postrzegany przez trójmieszczan jest jako ich lokalny browar. Taka sama sytuacja jest w Ciechanowie. Ostatnio będąc tam, odwiedziłem trzy małe sklepiki spożywcze prowadzone przez panie Krysię, Zosię i Jadzię (imiona oczywiście wydumane) i w każdym z tych sklepów była szeroka gama piw z Browaru Ciechan. W stolicy Warmii i Mazur natomiast, w moim rodzinnym Olsztynie, przechadzając się po nim w poszukiwaniu piw z Browaru Kormoran, naprawdę jest ciężko na nie trafić. Poza kilku sklepami, które mógłbym policzyć na palcach dwóch dłoni, piw z logiem Kormorana nie znajdziemy. Dodatkowo, w sklepach, które odwiedzam, oferta browaru z Olsztyna jest nie do końca satysfakcjonująca i coraz bardziej nikła się staje. Pytani sklepikarze, dlaczego taka sytuacja ma miejsce, zawsze mi odpowiadają: 'Zapytaj pan o to browar!'. Sytuacja moi drodzy jest wręcz zatrważająca. Można 'kormoranki' kupić w olsztyńskich hipermarketach, ale ceny tych piw w tych zakupowych przybytkach już dawno przekroczyły granicę zdrowego, ekonomicznego rozsądku. Dlaczego tak jest się pytam? 

Podobnie jest z piwem lanym w knajpach. W Olsztynie, tak naprawdę, jest tylko jedna knajpa, w której można napić się piw z Browaru Kormoran z beczki i to też nie zawsze. Jak coś jest na kranie, to zazwyczaj tylko na jednym i najczęściej podczas premier nowych piw. Moim skromnym zdaniem jest to sytuacja anormalna.

Warto tu także napisać o obecności Browaru Kormoran podczas I i II Warmińskiego Festiwalu Dziedzictwa Browarniczego. O pierwszej edycji nie będę wspominał, bo nie chcę na darmo się denerwować. Podczas drugiej edycji, był już mały namiocik firmowy, który jednak ze względu na swój rozmiar i umiejscowienie nikł w oczach odwiedzających. Dodam wręcz, że namiot konkurencyjnego Browaru Koreb był większy i bardziej oblegany przez przybyłą gawiedź. Co więcej, moim zdaniem oferta browarów domowych była zacniejsza. 

Adekwatna sytuacja miała miejsce podczas otwarcia sezonu piwowarskiego na Warmii, gdzie Browar Kormoran tak był widoczny, że aż niewidoczny oraz także podczas Warmińsko-Mazurskich Dożynek Wojewódzkich 2013, które odbywały się w Olsztynku, gdzie królowały piwa z Grupy Żywiec, Carlsberg Okocim oraz piwa ... litewskie.

Dla mnie Olsztyn i imprezy piwne, które w tym mieście się odbywają powinny być priorytetem. Logo, wystawki, namioty i piwa od Kormorana powinny aż włazić mieszkańcom i odwiedzającym Olsztyn w oczy i ręce A tak, mam wrażenie, że Olsztyn traktowany jest ... niestety ... po macoszemu. Łatwiej piwa z Olsztyna kupić w Trójmieście chociażby.

Czuję wielki żal, że tak się dzieje, gdyż Browar Kormoran, to mój rodzimy browar, obecnie jedyny (po zniszczeniu Browarów Warmińsko-Mazurskich Jurand i przed otwarciem Browaru Zamkowy Młyn), któremu straszliwie mocno kibicuję i którego darzę wielką sympatią. Niestety, uczucie to nie jest odwzajemnione. I nie piszę tego z mojego punktu widzenia, ale z punktu widzenia wszystkich olsztynian. Bardzo lubię piwa warzone na Sikorskiego w Olsztynie, szczególnie te z rewelacyjnej według mnie linii Podróże Kormorana, ale inne także oczywiście, choćby Kormoran Jasny, Warnijskie, Miodne, Orkiszowe z Miodem, czy Gruit Kopernikowski. W ciągu roku najwięcej właśnie wypijam piw z Browaru Kormoran, ale kupowanych niestety głównie poza Olsztynem.

wtorek, 24 września 2013

Haust - Pan Witek

Przedstawiam piwo Haust Pan Witek.



Zawartość ekstraktu: 12,0%.

Zawartość alkoholu: 4,2% obj.

Kolor: słomkowo-złoty, lekko mętny.

Zapach: owocowy, głownie nuty pomarańczu curacao oraz nuty kolendry.

Smak: mocno kwaskowe, wyraźne nuty pomarańczy curacao oraz kolendry, na finiszu delikatna goryczka od pomarańczy.

Piana: biała, niska, bardzo szybko opada.

Pasteryzacja: nie.

Termin przydatności do spożycia: 21 dni.

Opakowanie: butelka 0,5l, bezzwrotna.

Producent: Minibrowar Haust


Podsumowanie:

Kolejną nowością z zielonogórskiego Hausta, którą dane mi było kosztować, to był ich witbier, czyli piwo o bardzo sympatycznej nazwie Pan Witek. Piwo ma jasna, słomkowo-zlotą barwę i jest leciutko zmętnione. Jeśli chodzi o pianę piwa, to tu - hmm - jest bardzo, ale to bardzo słabiutko. Piana jest niska i znika w mgnieniu oka. W zapachu dominuje, mocny, wyraźny aromat pomarańczu curacao, który przykrywa troszkę aromaty kolendry i całkowicie niuanse pszeniczno-droźdżowe. Podobnie jest w smaku. Wszystko zakończone delikatna goryczka, od pomarańczy curacao właśnie. Piwo jest straszliwie mocno wysycone. Butelkę Pana Witka ozdabia bardzo atrakcyjna etykieta. Taka graficznie rubaszna i śmieszna zarazem. Mi się strasznie podoba. Dobór kolorów także. Wielki plus. Podsumowując, dla mnie jest to dość ciekawe piwo, dość intrygujący witbier, choć daleki od tego, co od witbierów oczekuję. Niemniej jednak, wypiłem z przyjemnością.

Moja ocena: 
Kolor: - 8
Piana: - 3
Zapach: - 7
Smak: - 6
Etykieta: - 9

Ocena całościowa: 6,26/10

Cena: 7,59 PLN [AFROALKO - Gdynia-Obłuże]

poniedziałek, 23 września 2013

Browar Zamkowy Młyn - relacja z budowy - część V

Wczoraj, wraz z moim kumplem Jurkiem Mackiewiczem z blogu Sok z Jednorożca, ponownie odwiedziłem powstający w Olsztynie Browar Zamkowy Młyn, by zobaczyć postępy w budowie.

Najwięcej zmian widać na zewnątrz budynku. W jednej jego części kończy się układanie ceglanej elewacji i budynek zaczyna naprawdę fajnie wyglądać. 






W drugiej części budynku, kończy się kładzenie dachówki na drugim dachu. Jest to innego typu dachówka, niż wypadku dachu sąsiedniego. Czemu tak jest? Proszę mnie nie pytać, tak po prostu ma być.



Niedługo też zacznie się kładzenie cegieł, jako elewacji drugiej części budynku. Tak sam, jak w przypadku dachówki, będzie to troszkę inna cegła niż ta, co obecnie jest kładziona.

W kolejnej relacji, postaram się was zaskoczyć naprawdę ciekawymi fotografiami. Mam też nadzieję, że kolejna relacja przybliży wam jeszcze bardziej, jak ciekawie i ładnie będzie się prezentował nam Browar Zamkowy Młyn. Zatem ... do następnego razu!

sobota, 21 września 2013

Otwarcie sezonu piwowarskiego na Warmii

Wczoraj, czyli 20 września 2013, oficjalnie otwarto sezon piwowarski na Warmii. Z tej okazji, na dziedzińcu olsztyńskiego zamku, Starostwo Powiatowe w Olsztynie i Muzeum Warmii i Mazur przy współpracy z Browarem Kormoran, zorganizowały uroczyste wydarzenie z tejże okazji. 


Na dziedzińcu swoje stoiska rozstawiły Warzelnia Warmińska, Browar Jaroty, Warmiński Browar Parowy oraz Piwnia Warmińskich Chłopów Bosych.







Można było skosztować piw warzonych przez piwowarów domowych, którzy chętnie częstowali zgromadzonych odwiedzających. Można było też skosztować regionalnych warmińskich przysmaków podawanych do piwa, czyli fafernuchów i nowolatek. 


Na ten dzień, do Olsztyna przyjechał także zwycięzca I Warmińskiego Konkursu Piw Domowych, czyli Wojtek Solipiwko, który opowiadał o swoim zwycięskim piwie, czyli rosanke, a także warzył swoje rosanke właśnie (100 litrów), dzięki czemu, zgromadzeni mogli zobaczyć na własne oczy, jak w warunkach domowych warzy się piwo. 




W piwnicach olsztyńskiego zamku, swoje wykłady dali Paweł Błażewicz (Kultura Piwa) oraz Daniel Duda (Browar Jaroty). Paweł mówił o tym, jak przywrócić rosanke do życia, o ustaleniu ram stylowych piwa, dzięki czemu, w przyszłości można by wpisać charakterystykę danego piwa do BJCP, a także o możliwościach warzenia rosanke na skale przemysłową oraz o poszukiwaniach kolejnych, zapomnianych warmińskich piwnych receptur. Uczestnicy wykładów dostali także wstępną charakterystykę piwa rosanke. Daniel także wspominał o rosanke, a także o możliwości jednoczenia sił warmińskich piwowarów domowych, o szansach propagowania domowego warzenia piwa na Warmii. Naprawdę sporo ciekawych informacji. 



Intencją organizatorów festynu było także, by otarcie sezonu piwowarskiego na Warmii, było pewnego rodzaju naturalną kontynuacją Warmińskiego Festiwalu Dziedzictwa Browarniczego, który odbywa się latem w Biskupcu, Braniewie i Olsztynie. 


Ogólnie rzecz biorąc, impreza bardzo fajna, bardzo dobre piwo, pogoda także w miarę dopisała, jedyne co nie do końca dopisało to odwiedzający. Było trochę osób, jakkolwiek to już nie ta skala, co podczas letniego festiwalu. Mam jednak nadzieję, że w przyszłym roku będzie znacznie lepiej. Tak, czy siak, tym, co przyszli, bardzo się podobało i bardzo smakowało. Oby tak dalej mój drogi Olsztynie, moja droga Warmio!  

piątek, 20 września 2013

Kącik Piwnego Melomana - RUSH - Hold Your Fire

Jak te kolejne piątki nachodzą szybko po sobie. Ledwo pisałem o Incubus, a już czas na kolejny ciekawy album. Dziś chciałbym wam przedstawić kapelę bardzo docenianą na ich rodzimym rynku, jakkolwiek poza granicami swojego kraju traktowaną troszkę po macoszemu. Chodzi proszę państwa o grupę Rush z Kanady. Dziś na tapecie ich album 'Hold Your Fire', który jest moim ich ulubionym w ich dyskografii.

Album został nagrany i wydany w Kanadzie przez Anthem Records w 1987 roku. Jak widzimy, płyta na rynku jest już od ponad ćwierćwiecza. Ja w swoich zbiorach mam remastera z serii The Rush Remasters z 1997 roku, wydanego przez Mercury Records o numerze katalogowym 534 636-2. 


Skład Rush na 'Hold Your Fire' to: Geddy Lee (wokal, bas i instrumenty klawiszowe), Alex Lifeson (gitary) oraz Neil Pert (perkusja). Dodatkowo na albumie udzielili się: Aimee Mann (wokal) oraz Andy Richards (instrumenty klawiszowe).
  

Jak wspomniałem wyżej, dla mnie jest to album numer 1 w dyskografii grupy, choć wiem, że większość wiernych fanów Rush, nie za bardzo lubi ten album, gdyż uważają go za bardzo hiciarski, za bardzo komercyjny. Fakt faktem, pełno na nim hitów, ale to w nim mi się bardzo podoba właśnie. Już sam początek albumy, czyli kawałki 'Force Ten' oraz 'Time Stand Still' zabierają nas w cudowną rock'ową podróż. Szybką, pełną zawirowań, uniesień i po prostu genialnego kunsztu muzycznego. Zresztą, trójka wspomnianych wyżej dżentelmenów, to dla mnie klasa kosmiczna, drugiej takiej trójki genialnych, cudownie zgranych muzyków trudno szukać. Jedynym przykładem, który przychodzi mi na myśl to grupa Primus i panowie Les Claypool, Larry LaLonde i Tm Alexander. Trzeci numer 'Open Secrets' to przykład typowego kanadyjskiego grania. Nie znając kapeli, nie znając utworu, można od razu stwierdzić, że jest z kraju klonowego liścia, to się po prostu słyszy. Podobnie jest w wypadku numeru sześć na albumie, czyli 'Lock And Key'. Trudno określić wspomnianą kanadyjskość, ale uwierzcie mi, coś w tym jest. To brzmienie, aranżacja, pomysły muzyczne, itp. Czwarta piosenka, czyli 'Second Nature', to piękna podróż poprzez mistyczne rubieże Kanady oraz muzyki w najlepszym gatunku. Piekny numer, po którym zaraz wchodzi mój najulubieńszy z płyty 'Prime Mover'. Chłopaki osiągnęli tu muzyczne apogeum. Genialny bas mistera Lee oraz to co wyprawia Lifeson ... no po prostu bajka. Gdyby Lifeson grał w jednej z grup heavy metalo'wych, to jestem pewny, że osiągnęli by sukces porównywalny do tego co uczynili chłopaki z Iron Maiden. Kolejnym wielkim hitem na płycie jest 'The Mission'. Muzyczny majstersztyk! Tu także, trójka ontariowskich dżentelmenów pokazuje, co naprawdę potrafią i jak wielu muzykom, którzy uważają się za gwiazdy jaśniejsze niż Syriusz, wiele brakuje do umiejętności tych skromnych facetów. Ósmym numerem na płycie jest 'Turn The Page', który jako jedyny na krążku, nie za bardzo do mnie przemówił. Za to dwie ostatnie kompozycje, ponownie powodują radość w mym sercu. To kawałki 'Tai Shan' oraz wieńczący album 'High Water'. Genialne kompozycje po prostu.
 
Brzmieniowo jest bardzo, ale to bardzo dobrze. Wszystko cudownie ułożone, zmiksowane. Do tego, jak pisałem wcześniej, genialny muzyczny kunszt muzyków powoduje, że płyty słucha się z wielką, przeogromną wręcz, przyjemnością. Ja zawsze jestem pod wielkim wrażeniem słuchając tej płyty, Rush w ogóle.

A kto nie wierzy, niech wejdzie na mojego 'chomika' i sam posłucha. Zapraszam znajomych do odsłuchu. Album chroniony hasłem. Chcesz wejść, skontaktuj się ze mną:

W przyszłym tygodniu ponownie metal, z najwyższej brytyjskiej półki. Oj będzie się działo. Zapraszam!