niedziela, 26 lutego 2017

Z wizytą w browarze Beer House w Tallinnie

Przy okazji Dream Tour, czyli okolicznościowego lotu Boeingiem 787-8 Polskich Linii Lotniczych LOT, który odbył się 23 lutego, udało mi się, wraz z moimi znajomymi z forum Lotnictwo.net.pl, udać do Tallinna. W samej stolicy Estonii byłem tylko kilka chwil, właściwie miałem, tylko około półtorej godziny, więc po wylądowaniu, wraz z trójką lotniczo-piwnych kamratów, udaliśmy się nie zastanawiając w ogóle, na miejscową starówkę, by odwiedzić jeden ze stołecznych browarów. Mieliśmy do wyboru dwa, ale jako, że czas nie jest z gumy, wybraliśmy właśnie starówkę i browar Beer House.

Nie dość, że czasu było tyle, co kot napłakał, to jeszcze pogoda iście zimowa, czyli śnieg i ogólnie rzecz ujmując słota. Niemniej jednak, nie to było ważne tylko browar i piwo oczywiście. Beer house, jak wspominałem, mieści się w samym sercu starówki tallinnskiej. 



Samo wejście i obszar tuż po wejściu, mówi nam, że wchodzimy do miejsca, w którym się piwo warzy i w którym się dobrze darzy, tak to jakoś się mi przypomniało to hasło. 



Wchodząc do środka, miałem około 45 minut wolnego czasu, więc postanowiłem zamówić jakąś deskę wszystkich dostępnych piw, tak to przetestowania po prostu wszystkiego. Oferta browaru, to siedem klasycznych pozycji: Pilsner Gold, Helles Light, BH Premium, Marzen Speziel, Medovar Honey, Vana Viini Lager oraz Dunkels Extra.


Zestaw degustacyjny, to wspomnianych siedem pozycji o objętości ... 0,25 ml każde. Wszystko to kosztuje ... 20 euro. Przyznacie, że cena troszkę szokuje, a i czasu mało na wypicie prawie dwóch litrów piwa. Jakkolwiek, wyzwanie podjąłem ja i jeszcze jeden z moich kompanów. Druga połowa ekipy zamówiła tylko po jednym piwie. 



Powiem tak, spróbować udało się każdego, ale wypić całego, już niestety nie. Najlepsze wypusty to: Helles, Pilsner, BH Premium i Dunkel. Helles i Pilsner naprawdę bardzo, bardzo zacne. Piło się szybko i bardzo przyjemnie. Smakowite trunki. Na drugim biegunie natomiast, lager miodowy. Piwo, które oprócz słodyczy, może niezbyt ciężkiej, ale jednak, odznaczał się tępą, cierpką, gryzącą mocno goryczką, co odbierało jakąkolwiek ochotę do wzięcia kolejnego łyka. Marzen i Lager Wiedeński to znowusz piwa dość przyzwoite, ale jak dla mnie zbyt delikatne w swojej naturze i ciut za wodniste. Niemniej jednak, w 40 minut wypiłem około półtora litra piwa. Najszybsza chyba degustacja ... degustacja hehe, ... w moim życiu. Po całym tym samplowym festiwalu, wychodząc z browaru czułem, mimo wszystko, wielką radość, gdyż wizyta w Beer House, to było przyjemne obcowanie z piwną klasyką.

Sam browar, wystrój jego wnętrza, ławy, dziewczęta z obsługi powodują, że w mgnieniu oka, nasze ciało i dusza, zaczynają odbierać to miejsce, jako typowo piwne, tak mocno klasyczne. Odczuwamy po prostu klimat prawdziwej piwiarni. Nie ma szans na to, byśmy zaznali w tym miejscu piw nowofalowych, leżakowanych w beczkach, i tym podobnych, jakkolwiek sama wizyta w Beer House dostarcza bardzo przyjemnych wrażeń. Obsługa sprawnie mówi po estońsku, angielsku i rosyjsku

Była to druga moja wizyta w Tallinnie, po trzynastu latach co prawda, i pierwsza w ichnim browarze, ale myślę, że późną wiosną lub latem wybiorę się na ponownie, na dłuższe posiedzenie, nie tylko w browarach, ale także i pubach, gdyż estoński kraft, także oferuje wiele.

niedziela, 19 lutego 2017

Browar PG4 - ostatnia prosta

W zeszłym tygodniu, miałem tą przyjemność, że dzięki uprzejmości jednego z przedstawicieli, a konkretniej Dyrektora ds. Restauracji, udało mi się zwiedzić, wkrótce otwierający się Browar PG4 (Podwale Grodzkie 4 - adres miejsca) w Gdańsku. Dzięki tej godzinnej wycieczce, miałem okazję zobaczyć nie tylko sam browar i sale restauracyjno-pubowe, ale także zaplecze kuchenne oraz hotel. 


Obecnie wszystko jest już w ostatniej fazie, wykończeniowej, że tak to ujmę. W środku możemy spotkać cała masę różnych specjalistów, z których każdy stara się dopiąć wszystko na ostatni guzik. Jest lekki rozgardiasz, ale wszyscy znają swoje zadania i robota idzie z gazem, że posłużę się słynnym tekstem z genialnej komedii Barei.

Instalacja browarnicza zainstalowana w PG4, to warzelnia, zbiorniki fermentacyjno-leżakowe oraz wyszynkowe wraz z całym osprzętem firmy Caspary. Mozna powiedzieć, że jest to jeden z modeli firmy, który na specjalne zamówienie włodarzy PG4, został odpowiednio stunningowany. Warzelnia o wybiciu 10hl znajduje zie tuż naprzeciw głównego wejścia. Piękne, miedziane kotły, robią przesympatyczne wrażenie. 



W browarze znajduje się 8 zbiorników fermentacyjno-leżakowych. Cztery o pojemności 10hl oraz 4 o objętości 20hl. Dodatkowo zainstalowane w piwnicy są 3 specjalne zbiorniki przeznaczone tylko na piwo jopejskie. Niestety tego dnia nie dane mi było ich zobaczyć. 




W browarze możemy zobaczyć także 4 zbiorniki wyszynkowe o pojemności 10hl każdy. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że w browarze będą zawsze dostępne 3 piwa w stałej ofercie oraz jedno rotacyjne, plusz oczywiście jopejskie. 


Zbiorniki te będą zaopatrywać nalewaki zainstalowane w dwóch barach, na dwóch poziomach. 



Zarówno na górze, jak i na dole, tuż za barami znajdują się kuchnie, w których przygotowywanie będą wszystkie specjały, które będą nam uprzyjemniać konsumpcję piwa. 

Zdjęcia nie oddają ogromu prac włożonych w odrestaurowanie, tego starego, zabytkowego budynku. W środku zupełnie inaczej zaaranżowano wnętrza. Posadzki specjalnie sprowadzane z Hiszpanii. O dawnych ścianach dawnej przychodni, przypominają cegły w parkiecie, które są właśnie odwzorowaniem układu dawnych ścian. 






Otwarcie tego, robiącego ogromne wrażenie miejsca, zaplanowane jest ... Browar zapewne są się tym pochwali wkrótce. Ja jedno wiem, wiosną, na pewno się tam napije piwa. Za receptury i warzenie, odpowiada w PG4, specjalnie zatrudniony, doświadczony piwowar z Niemiec - Johannes. Także, już teraz mogę zdradzić, że oprócz rotacyjnych piw nowofalowych, możemy się spodziewać niemieckiej i nie tylko klasyki. 

Pozostaje nam zatem, cierpliwie czekać na moment rychłego otwarcia tego miejsca, które jak mnie zapewniono będzie wyjątkowe i będzie oferować swoim klientom sporo ciekawych niespodzianek. 

niedziela, 12 lutego 2017

Rozmowy okołopiwne - BeerGeek, czyli Piwny Dureń!

Ostatnie wydarzenia związane z kormoranowym Imperium Prunum oraz artezanowym Samcem Alfą, dały mi niezłego kopa, by napisać ten nieszczęsny, ale bardzo ważny tekst. 

Powyższe wydarzenia pokazują dobitnie jak niedojrzały jest jeszcze nasz rynek piwowarstwa rzemieślniczego oraz jak jeszcze mniej dojrzałe są osoby pijące piwa rzemieślnicze. Przeglądając strony na TwarzoKsiążce, czy popularnym serwisie zdjęciowym, można zauważyć wielkie rozgoryczenie, pojękiwania oraz wręcz wściekłość i oburzenie rzemieślniczego konsumenta na fakt wypuszczenia przez ten, czy tamten browar, bądź co bądź ... tylko piwa.

Zacznijmy od tego, że polski konsument piw rzemieślniczych musi być cały czas, bez przerwy, łechtany prze browary czymś nowym. Dość powiedzieć, że jeszcze dwa-trzy lata temu, pił masówkę, a obecnie jest szanowanym degustatorem i recenzentem wiktuałów polskiej sceny rzemieślniczej (oczywiście zapomina o tym, że w większości przypadków jest pozerem i mimo konta na 100 różnych platformach, o piwie, wie tyle co pospolity Amerykanin o uprawie sorgo w Etiopii. Na początku pił 'ipy' i mówił, że nic lepszego nie ma. Potem 'kwasy' i mówił to samo. Potem przekonywał swoich pobratymców, że najlepsze są 'risy' i to te leżakowane w beczkach. Ciekawe, co powie za pół roku? Tenże geek (radzę spojrzeć do słonika slangu, by sprawdzić, co po angielsku oznacza 'geek'. Słowo to dobrze obrazuje pospolitego przedstawiciela pijącego tylko nowości).


Nie dość, że osobnik ten musi pić tylko nowości, to najlepiej jeśli są one słabo dostępne, bo wtedy taki osobnik, stojąc kilka godzin w kolejce po swoje wymarzone piwo i kupując je za horrendalną kwotę, może chełpić się swoim sukcesem prze kolegami i mówiąc im z zadartym do góry nosem: 'Jestem gość!'.


Pierwszą rzeczą, którą taki osobnik robi, to oczywiście uruchomienie smartfona, czy komputera i wrzucenie o tym informacji, najlepiej ze zdjęciem, by inni jemu podobni, którzy go zazwyczaj nie znają, mogli robić sobie dobrze na widok piwa, o którym oni mogą tylko pomarzyć. Ego tego pierwszego rośnie szybciej niż prącie na widok pracującej nagiej Tery Patrick. Co więcej, nie tylko ich ego rośnie, ale także mniemanie, że są ... beergeek'ami najlepszego sortu.


Gorzej robi się wtedy, gdy na zakup swojego ulubionego piwa, nie mają za bardzo wpływu i po prostu kupić go nie mogą. Wtedy z jego ust i klawiatury, lecą inwektywy w kierunku browarów, właścicieli hurtowni i sklepów, bo jak tak może być, że nie uda mi się tego piwa kupić? Przecież chcę zapłacić za nie 50, 100, czy nawet 200 ale nie może tak być, że kupi Karol, a ja Janusz nie! 


Czy do was durnie nie dociera, że to wy jesteś głównie sprawcami takiej sytuacji? I tu i Tomek Kopyra i Jacek Materski z Browaru Artezan, oni oboje mają rację. To rynek kształtuje podaż, jak i ceny. To wy gamonie, chcecie czuć się elitarni, lepsi wśród znajomych, tych prawdziwych i tych z TwarzoKsiązki. Dlatego też to wy kreujecie ten rynek, na którym waszego ulubionego piwa jest tak mało i tak dużo kosztuje. Coś, co w waszym mniemaniu winno być elitarne, nie może być masowe i co najważniejsze, nie może być tanie! 

Dość powiedzieć, że gdyby taki Samiec Alfa kosztował tyle co rok temu, to byście podejrzewali, że albo z piwem jest coś nie tak, albo browar nie traktuje was poważnie, że traktuje was jako zwykłego Kowalskiego. On musi być według was drogi i trudny do kupienia, bo chcecie cz się elitą piwnych opojów w świecie piwowarstwa rzemieślniczego, udając przy tym, że dany RIS leżakowany z takiej, czy innej beczce, jest najcudowniejszym piwem, jakie w życiu piliście, choć wcześniej mówiliście, że lubicie piwa tylko te jasne.  

Gorzej, jak nie uda się wam go nabyć, to wtedy swoje żale wylewacie na tych, którzy jeszcze dzień wcześniej byli waszymi przyjaciółmi, cudownymi ludźmi, dzięki którym poznaliście czym naprawdę jest piwo. Nie bierzecie pod uwagę, że jeśli hurtownik na 150 klientów a tylko 200 piw do podziału i nie wie, co z tym zrobić, jak to rozparcelować, by każdy był zadowolony. Nie, dla was jest on skończony, jest kimś na 'ch', na 'k' i na wiele jeszcze innych liter. Obrażacie się, wkurzacie, by nie powiedzieć dosadniej. Piszecie, że byście zrobili, tak, czy owak, nic nie wiedząc o tym, na jakich podstawach opiera się handel, nie tylko piwem. Jak małe dzieci, skarżące się rodzicom, czy pani w przedszkolu, zgłaszacie sprawę do urzędów, by skontrolował tego hurtownik, czy ten sklep, bo w waszym mniemaniu was oszukał. Płaczecie, wyżalacie się na forach, instakilogramach, a nawet blogach, bo nie dostaliście swojego upragnionego piwa. Bo kupi je sobie ktoś inny, a nie ty.  

Zanim kogokolwiek obrazicie w przyszłości, odpowiedzcie sobie na pytanie, czyja to wina, że takiego Imperium Prunum, czy Samca Alfa jest tak mało i dlaczego te piwa są takie drogie. na pewno nie browaru, na pewno nie hurtownika, czy sklepu. Wasza moi drodzy piwni durnie, wasza! Chcecie się czuć elitą, chcecie mieć zadarty do góry noc, chwalić się wszem i wobec, jakimi jesteście cwaniakami, to płaćcie i płaczcie i kreujcie dalej ten nonsensowny elitarny rynek. I zastanówcie się jeszcze nad jednym, czy w swoim dziwacznym życiu, musicie spróbować wszystkiego? Całe szczęście, że wasze rodzicieli urodziły was w Polsce, a nie w USA, bo tam to dopiero byście płakali i wylewali swoje żale, że nie możecie spróbować tego, czy tamtego!

I na koniec mała rada. uwierzcie mi, że gdyby browary, hurtownicy, sklepikarze nie widzieli tego, jak bardzo leczycie swoje kompleksy piwami, to sytuacji takich, jak z podanymi wyżej dwoma piwami nigdy by nie było. 

Macie to, czego sami chcieliście i na co zasługujecie wy ... beer ... ekhm ... geekowie!

poniedziałek, 6 lutego 2017

Z ponowną wizytą w browarze Noble Ale Works w Anaheim

Będąc w Anaheim, nie mogłem sobie odmówić wizyty w browarze, którym w zeszłym roku się zauroczyłem. Chodzi oczywiście o Noble Ale Works, czyli browar, którego piwa, dla mnie, to po prostu piwowarskie wiktuały. Jako, że JT Schmid's Restaurant & Brewery, leży całkiem niedaleko od Noble Ale Wroks, więc po kolacji w tym pierwszym, wraz z moim towarzyszem  podróży, wyruszyłem do tego drugiego właśnie. Po czterech minutach jazdy Uberem, byliśmy na miejscu.

To, co na samym początku mnie zaskoczyło, to nieco skromniejsza tablica z dostępnymi piwami, jakkolwiek mniej nie znaczy gorzej. 


Tak, jak rok temu, rozpocząłem 'zwiedzanie' piwnego portfolio od zestawu degustacyjnego zawierającego pięć różnych próbek. Zestaw się składał z: Life is Pitless (Cherry Grisette), Crowler Phil (Hazy IPA), Tongue Tickles (Double IPA), Man's Milk (Nitro Milk Stout) oraz A Little More Hazy A Little More Experimental (Hazy IPA). W przypadku ostatniego wyboru, dziewczyna przy barze popełniła błąd i zaznaczyła inne piwo, którego nie wybrałem, ale to szczegół.


Powiem tak, zacząłem degustację od piwa, które rok temu zapadło mi najbardziej w pamięć, czyli Man's Milk. tegoroczna degustacja tylko potwierdziła, że jest to wybitny Milk Stout i najlepszy, jaki kiedykolwiek piłem w życiu. Numere 1, czyli Cherry Grisette, to piwo dla miłośników kwasów. Mi smakowało, ale przy reszcie zestawu okazało się tylko piwem dobreym. Dwa piwa Hazy IPA zrobiły tego dnia robotę. Zarówno Crowler Phil, jak i A Little More Hazy A Little More Experimental, to 'ipki' wybitne. Ogrom doznań aromatycznych i smakowych po prostu mnie oszołomił, a pijalność? Pijalność, moi drodzy, wręcz wyśmienita. Dość powiedzieć, że resztę wieczoru, oprócz degustacji próbki Double IPA, spędziłem właśnie przy tych dwóch zacnych trunkach. Marzą mi się takie IPA w Polsce. Ciekawe, który polski browar zrobi pierwsze Hazy IPA. Na nauki zapraszam do Anaheim. 

Oprócz mniejszego menu i nowych piw, zaskoczeniem był także Noble Express Bar, który został zainstalowany w sąsiedniej sali, by zmniejszyć kolejki do głównego baru, a one w kulminacyjnych momentach są naprawdę ogromne, uwierzcie mi na słowo.



Ale nawet nowy przenośny bar, nie był największym zaskoczeniem tego wieczoru. Okazało się, że to dopiero przed nami. Tak, jak rok temu, przywiozłem do browaru polskie piwo. Tym razem był to Atak Chmielu z Pinty. Tak, jak rok temu, przy barze poczęstowano mnie darmowym piwem oraz powiedziano, że tu na sali siedzi i popija sobie piwo kilku Polaków. Okazało się, że pięciu dżentelemenów pijących tuż za naszymi plecami to polscy kamraci ze swoimi tubylczymi znajomymi. Nie było na co czekać, więc czym prędzej się zapoznaliśmy. Okazało się, że wszyscy są mieszkańcami Anaheim i okolicznych miejscowości z szeroko rozumianego Orange County. Dwóch z nich urodziło się w USA, a reszta przyjechała z rodzicami i osiedliła się za Atlantykiem, w momencie, gdy mieli 7-8 lat. Co ciekawe, wszyscy, nawet ci urodzeni w USA, mówili piękną polszczyzną, co w przypadku Polaków mieszkających u 'Wuja Sama", nie zawsze jest normą. 


Zaraz po poznaniu w ruch poszły piwa Noble Ale Works i Atak Chmielu. Mnogość wypitich trunkó, rozmowy o Polsce, Stanach o piwie, o dziewczynach i innych sprawach. Temu wszystkiemu nie było końca. No piwo lało się strumieniami i wszystko było wyśmienite. Mój kompan pił głównie tutejszego pilsa, który uwierzcie mi, wybierany był przez gości browaru nader często. Amerykanie w ogóle uwielbiają europejską klasykę, czyli pilsnery i piwa pszeniczne.


W tak doborowym towarzystwie, czas mijał niezwykle szybko. Crowler Phil w moim szkle, tego wieczoru, pojawił się chyba ze 4 razy. Tak, jak rok temu Man's Milk był piwem wyjazdu, tak tym razem to właśnie to Hazy IPA zrobiło mi 'American trip'. Aby nie być gołosłownym, to zaznajomieni polscy kumple, powiedzieli, że Noble Ale Works jest ich jednym z dwóch ulubionych browarów w całym Orange County. Przyznam, że się nie dziwię, bo dla mnie to numer jeden. No tego drugiego, czyli Bottle Logic Brewing, nie miałem okazji jeszcze odwiedzić, ale na pewno w najbliższym czasie nadrobię te zaległości. 

Podsumowując, będąc w Los Angeles, w okolicach Anaheim, nie ma możliwości, byście pominęli Noble Ale Works na swojej piwnej ścieżce. To tak, jakbyście polecieli do Paryża i nie zobaczyli Wieży Eiffela. Ja, w miarę swoich możliwości, odwiedzę ten browar, na pewno jeszcze nie raz. Genialny klimat, genialne piwa, genialna obsługa i genialni goście!

PS. Wielkie podziękowania dla polskiej ekipy za niesamowicie miłe przyjęcie, za fenomenalne chwile przy piwie, za odwózkę do domu (tak, tak moi drodzy, tam po piwie normalnie się jeździ autem), za wszystkie miłe słowa, no i za to, że spowodowaliście, że muszę planować kolejny wypad do Anaheim. Do zobaczyska!

sobota, 4 lutego 2017

Z wizytą w browarze JT Schmid's Restaurant & Brewery w Anaheim

W drugiej połowie stycznia tego roku, miałem ponownie okazję odwiedzić Stany Zjednoczone i znów, jak to było rok temu, znalazłem się Anaheim. Tym razem także, nie mogłem sobie odmówić wizyt w browarach.Udało mi się wpaść do dwóch z nich, z których pierwszym był, jak to my w polskiej nomenklaturze mówimy, browar restauracyjny, a dokładnie JT Schmid's Restaurant & Brewery.



Wchodząc do środka, wita nas na środku owalny bar z nalewakami, przy którym zawsze siedzi całe mnóstwo fanów dobrego piwa oraz typowego amerykańskiego żarcia. Wokół baru, w ogromnej sali, mamy cała masę stolików, przy których także cała masa ludzi siedzi, pije piwo, je przysmaki amerykańskiej kuchni i słucha muzyki. W tle, za szybami widoczna jest warzelnia (wybaczcie, ale światło nie pozwoliło zrobić dobrego zdjęcia) oraz tanki fermentacyjno-leżakowe.





W stałej ofercie browaru znajduje się pięć piw: Dumb Blond Ale, `California Hefeweizen, 714 IPA, Emil's Amber Ale, Imperial Stout oraz piwo rotacyjne, którym w czasie mojej wizyty był Brown Ale. 





Na początek zamówiłem sobie deskę degustacyjną, czyli 6 piw z oferty.


Degustację zacząłem od 'blonda', który wypiłem i o którym szczerze mówiąc zapomniałem. W aromacie i smaku przypominał lekkiego jasnego lagera. Na kolejną nóżkę poszedł Hefeweizen, z którego od razu wywaliłem cytrynę (w ogóle nie rozumiałem po co ona była do niego dodana). Piwo to okazało się najlepszym z oferty i w ogóle jednym z najlepszych piw w tym stylu, jakie miałem okazje pić w życiu. Klasa światowa! IPA dobra, dość mocno owocowa, ale mając w pamięci wiele zacniejszych polskich wypustów, została wypita i poszła w zapomnienie. Amber? Hmm, no niestety porażka. Imperialny stout bardzo dobry, treściwy, gęsty, bogaty aromatycznie i ogólnie rzecz biorąc warty sięgnięcia po większą pojemność. Ostatnie z piw, czyli Brown ale także dobre, ale po wcześniej pitym Imperialnym Stoucie, już nie wywołał na podniebieniu większej euforii.


Ogólnie rzecz ujmując, dwa piwa świetne, dwa dobre i dwa słabe. Po degustacji deski, nie mogłem sobie odmówić zamówienia pszeniczniaka w większej pojemności. Od razu poprosiłem, by nie dodawano cytryny. Degustacja, mmm, wyborna. Piwo naprawdę fenomenalne. Mocno bananowe, o soczystym profilu tego owocu. Mega, mega świetne.

Akompaniamentem do piwa, były oczywiście pieczone, pikantne skrzydełka z z sosem ranch, pałkami marchewki oraz selera naciowego. 'Mjut" w gębie. To wszystko umilała także, lektura 'Brewing News', czyli darmowej gazetki z świecie browarów Zachodniego Wybrzeża i środkowo-południowych stanów. W niej między innymi lista browarów w tych miejscach. Co mnie najbardziej zaskoczyło i zdziwiło, to fakt, że w takim San Diego jest ponad 40 browarów. Zwiedzania i picia na dwa-trzy tygodnie. Wyobrażacie to sobie? Wyobraźcie sobie Warszawę na przykład i 40 browarów stacjonarnych w niej. Szacunek byłby, prawda?

Ogólnie rzecz ujmując wizyta w JT Schmid's Restaurant & Brewery całkiem udana, choć wielkiego 'WOW' u mnie nie wywołała i po godzinnym pobycie w tym przybytku, przyszedł czas na wizytę w drugim browarze, o którym przeczytacie w następnym odcinku. Biemniej jednak, wizytującym Anaheim, polecam oczywiście by znaleźć około godziny właśnie, by poświęcić ja na jedzenie i picie w JT Schmid's Restauran & Brewery.