poniedziałek, 30 marca 2015

Rozmowy okołopiwne - Malkontenctwa polskiego piwosza!

Ostatnimi czasy dostrzegam, szczególnie tu w wirtualnej rzeczywistości, w jednym szczególnym jej miejscu, że polskiemu amatorowi dobrego piwa naprawdę trudno jest dogodzić. Mam wręcz wrażenie, że na polskim rynku piwa nie ma dosłownie ani jednego trunku, który by zaspokoił nabrzmiałe do granic możliwości podniebienia tychże smakoszy.
 

w przypadku piw masowo dostępnych, tych z browarów koncernowych, te wieczne narzekanie jeszcze jestem w stanie zrozumieć, gdyż poza naprawdę nielicznymi wyjątkami, tak naprawdę te wielkie firmy nie maja nic do zaoferowania prawdziwemu smakoszowi.
 
 
Niestety, piwa z małych i średnich niezależnych browarów także tym osobom nie smakują, poza małymi wyjątkami oczywiście. Mimo, że jeszcze do niedawna piwa te były w stałej ofercie ich menu, to dziś już nie wypada ich pić, bo pojawiły się piwa rzemieślnicze z browarów kontraktowych i tych małych stacjonarnych. Więc, idąc do wielokranu ze znajomymi, blogerami i innymi świadomymi czym jest piwo, nie wypada zamówić lanego, czy w butelce, piwa z browaru regionalnego. Bo jak to? No kurcze - nie wypada i koniec! Pochwalić w necie? Nie, nie, nie - trzeba zjechać, bo w końcu nie urwało czterech liter!
 
 
Każdy z nas pamięta pierwszy łyk Ataku Chmielu, czy Rowing Jacka. Ach co to było za piwo! Co za przeżycie! Cóż za wspaniały doustny orgazm. No, ale dziś to już nie to samo. Nie da się tego pić. Chłopaki z obu kontraktów zachłysnęli się celebryctwem i teraz liczą tylko kasę zapominając o dopilnowaniu jakości swoich produktów! Tak moi mili. Kontrakty dziś już słabo warzą. Nie da się tego pić! Tylko 'fejm', 'hajp' i brody!
 
 
No, ale na szczęście mamy małe browary rzemieślnicze. Ale tu także okazuje się, że jest się do czego przyczepić. 'Pacyfik' to już nie to samo piwo co kiedyś. Inne piwa także to samo. No są wyjątki, ale reguła jest regułą. Poza tym, nigdzie nie można ich kupić, a poza tym browary wypuszczają tylko premiery, które pije tylko Docent. Jak tu żyć?
 
Z powyższego wynika, że nic nikomu w tym naszym piwnym świecie nie pasuje. Co by się nie działo, czego by browar taki, czy owaki nie zrobił, to będzie źle, a nawet gorzej. Czasami mam wrażenie, że dla narzekających, to z czym mieliśmy do czynienia jeszcze kilka lat temu było wyznacznikiem potęgi polskiego piwowarstwa. Wynika z tego też, że obecnie większość tego co jest dostępne w sklepach, czy wielokranach to po prostu nic nie warte płyny przyozdobione kolorowymi etykietami. 
 
Powiedzcie dlaczego tak jest, że większości ludzi w naszym kraju nic nie pasuje? Dlaczego Ci ludzie idąc do dobrego, a nawet tego mniej dobrego, sklepu z piwem i widząc przed oczami kilkadziesiąt różnych pozycji, patrzą na nie, krzywią się ukazując swoje parszywe miny i po prostu wychodzą ze sklepu, bo wszystko to, co widzieli jest 'be' i nie ma czego pić w naszym kraju pić. Czasami mam po prostu wrażenie, że gdyby nie etykiety, nie loga browarów, to każde wypijane przez nich piwo byłoby wręcz wynoszone pod niebiosa, a że zawsze trzeba pobudzić własny układ odpornościowy do działania to powinno się znaleźć sobie wroga, z którym będzie się walczyć. Raz są nim browary koncernowe, następnym razem browary regionalne, a potem kontraktowe i rzemieślnicze.  

wtorek, 17 marca 2015

Rozmowy okołopiwne - Cudze chwalicie, swego nie znacie!

Spytacie się zapewne co to za temat i o co mi chodzi? Ano temat zrodził się w głowie po tym, jak ja jako Polak, uświadomiłem sobie, że my Polacy w większości, uwielbiamy wszystko co zagraniczne, najlepiej zachodnie, anglosaskie, amerykańskie, a wszystko co nasze uważamy za gorsze, nie warte uwagi, choć sami o sobie mówimy, że jesteśmy najlepsi, najmądrzejsi, najbardziej elokwentni, najmężniejsi i w ogóle eh i ach! No, ale o co mi chodzi dalej? Z czym ja mam taki wielki problem? Już tłumaczę.

Dziś, czyli 17 marca, jak się dowiedziałem, wypada Dzień Świętego Patryka. Jest to święto narodowe Irlandii. Chwała Irlandczykom za to i niech świętują. Niech się bawią, idą do kościoła, piją piwo, przekazują sobie znak pokoju, niech będą szczęśliwi przez cały następny rok aż do kolejnego Dnia Świętego Patryka. Tylko zastanawiam się, co mi, co nam do tego?


Wpatrując się w polubione strony fanowskie na popularnym serwisie społecznościowym, widzę, że dziś wszyscy, no prawie wszyscy celebrują święto narodowe Irlandii. Rozumiałbym, gdyby to chodziło o Polaków, którzy od wielu lat mieszkają na zielonej wyspie i są z nią związani emocjonalnie, zawodowo i kulturowo. Nie potrafię jednak zrozumieć faktu, że to święto celebrujemy tu w Polsce. Rozumiem, że jest okazja do napicia się piwa, nawet tego zielonego, ale żeby od razu celebrować święto narodowe Irlandczyków? Hmm, powiedzie pewnie - o co temu gamoniowi chodzi? 

Ano chodzi o to, że od prawie ćwierć wieku świętujemy Walentynki, Halloween (kurcze uwielbiam mimo wszystko piwa dyniowe), Dzień Świętego Patryka, a nie świętujemy Dziadów, Nocy Kupały, Sobótki, Podkoziołka, czy innych. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego tak miłujemy święta i obrzędy nie nasze, a naszymi wzgardzamy lub o nich zapominamy? Czy one są tak nudne, tak niekomercyjne, tak niefajne, tak wieśniackie, że należy o nich zapomnieć, a kultywować tylko te zagraniczne, niezwiązane w jakikolwiek sposób z Polską.

Rozumiem, że piwosze obchodzą Międzynarodowy Dzień Stoutu, czy inne tego typu. Akceptuję to i popieram, ale świętowanie święta narodowego Irlandii, hmm, tu już mam problem ze zrozumieniem tego, jakby nie patrzył fenomenu. Może to ja jestem już za stary, może za bardzo skostniały pod względem globalistycznym, może za bardzo biorę to do głowy, ale naprawdę nie widzę powodu, dla jakiego miałbym obchodzić święto narodowe państwa oddalonego o ponad 1000 kilometrów od granic Polski. Co więcej, chcę jeszcze dodać dziegciu do tego 'wywaru' zwanego Irlandią. Mam nadzieję, że już za kilkanaście dni, będziecie sowicie płakać do szklanek ze stoutami, jak dostaniecie od polskiej reprezentacji w eliminacjach do Euro 2016. Także moi drodzy Irlandczycy, ja dziś z Wami nie świętuję, pomimo faktu, że jestem po degustacji stoutu właśnie. Cieszcie się dzisiaj i radujcie Waszym świętem narodowym. Żyjcie najszczęśliwiej jak tylko się da, ale to i tak nie wzbudzi we mnie jakiejś większej emocji, aż do dnia meczu i mej radości po dziewięćdziesięciu minutach z polskiej wygranej, a irlandzkiej przegranej.

Na zdrowie moi drodzy Irlandczycy i inni których, na me bolące serce, święta w Polsce wielu ludzi obchodzi.

niedziela, 15 marca 2015

Browar Zamkowy Młyn - relacja z budowy - część XXIII

Kilka dni temu wybrałem się ponownie do powstającego Browaru Zamkowy Młyn. Pogoda sprzyjała to i mi humory dopisywały. 
 
 
Dzieje się naprawdę wiele i przybywa wyposażenia. Zresztą zobaczcie sami. Na początek kuchnia i pomieszczenia gospodarcze. 
 




W innych pomieszczeniach też się dzieje. Pojawiają się podłogi, stolarka drewniana i wszystko zaczyna wyglądać znacznie bardziej przytulnie, a nie surowo jak do niedawna jeszcze.
 





 
Na drugim piętrze, obok biur powstaje właśnie magazyn słodu.
 
 
Prace dotarły także na klatki schodowe.
 


Widać wyraźnie, że roboty idą już ku końcowi.
 

 
Sprzęt warzelniany przyjeżdża za dziesięć dni i zacznie się długo oczekiwany jego montaż. Co do pierwszego piwa, to znaczy kiedy pierwsze warzenie? Tego jeszcze nie wiadomo. Plany na style, które mają być warzone są dość bogate. Na razie tylko tyle mogę powiedzieć. 
 
Do następnej relacji. Na zdrowie!  

środa, 11 marca 2015

Browar Tenczynek - wizyta robocza!

Przed wizytą na Craft BeerWeek w Krakowie postanowiłem, z roboczą wizytą, wstąpić do Tenczynka do reaktywującego się browaru. Jako, że Tenczynek jest zlokalizowany bardzo blisko Krakowa, nie mogłem sobie odmówić tejże wizyty.

Rzadko bywam w okolicach Krakowa, a że jestem przeciwnikiem jazdy z użyciem nawigacji, to do miejsca przeznaczenia pokonałem drogę w lekkich nerwach, gdyż dość ciężko tam trafić, a wszyscy spotkani po drodze tambylcy mówili, że nie są stąd i nie wiedzą, jak dotrzeć na wymawiane przeze mnie miejsce. Na szczęście pewien jeden dżentelmen bardzo dokładnie nakierował mnie na browar. Okolica, w której się mieści jest bardzo urokliwa, sama wioska także, a browar? No cóż samemu trzeba to zobaczyć. Majestatyczna budowla, mimo upływu czasu i wciąż trwającego remontu, wygląda naprawdę bardzo okazale. Ciekawym bardzo, jak będzie to wszystko wyglądać, gdy skończą się wszystkie etapy restauracji obiektu.



Początek zwiedzania rozpocząłem od placu tuż za głównym budynkiem browaru, gdzie akurat miał miejsce rozładunek cztredziestotonowej myjki. Naprawdę potężne urządzenie. Lekko rozdziawiłem twarz, jak to zobaczyłem. 


Następnym punktem programu było wejście do pomieszczenia, pod którym znajdowały się piwnice lodowe. W sumie było ich cztery. Obecnie jedna z nich będzie użytkowana. Do samych piwnic też udało się zejść i zobaczyć ją z bliska, a właściwie tunel do niej prowadzący. 




Potem, idąc w kierunku warzelni, mijałem ulokowane na zewnątrz budynku, zbiorniki na słód. 



Po lewej stronie od tych zbiorników, zlokalizowana jest warzelnia, do której można wejść z obu stron budynku, tyle że przy zbiornikach jest wejście na górny poziom, z drugiej strony na dolny.



Sama warzelnia, mimo iż jeszcze w fazie przystosowywania do uruchomienia, już teraz robi wielkie wrażenie. Mamy tu kotły zacierne, kadź filtracyjną i kocioł warzelny. Wybicie warzelni to 90 hektolitrów.

Warzelnia

Kotły zacierne

Kadź filtracyjna

Kocioł warzelny

Z warzelni, kroki swoje skierowałem ku fermentowni, którą już wcześniej widziałem na jednym ze zdjęć i byłem jej bardzo ciekawy na żywo. Widok jej oszołamia. Dwanaście zbiorników fermentacyjnych, z których każdy ma pojemność 180 hektolitrów. Proces fermentacji sterowany jest elektronicznie z poziomu fermentowni, pomieszczenia piwowara, a nawet z mieszkania piwowara. Kopara mi lekko opadła, jak to usłyszałem.




Następny etap wycieczki to piwnice, w których mieszczą się zbiorniki leżakowe. Jest ich naprawdę sporo. Nie liczyłem wszystkich, ale na razie dwa wielkie pomieszczenia są ich po prostu pełne. Zbiorniki mają po 145 hektolitrów pojemności. Wewnątrz wyściełane są porcelaną.  






W trakcie następnego etapu wycieczki, miałem okazję zobaczyć pomieszczenia, które przeznaczone będą na muzeum przybrowarniane. A w nich chociażby budka piwowara, która zostanie już niedługo odrestaurowana. Reszta ekspozycji jeszcze w przygotowaniu. W ogóle, dzięki wizycie w browarze miałem okazję dostrzec to, co w przyszłości będą mogli zobaczyć zwiedzający browar. Naprawdę, osoby te nie będą zawiedzione. 




Wszystko, co zobaczyłem robi oszołamiające wrażenie. Wiem, wiem, powtarzam się, ale taka jest prawda. Ciężko było wyjeżdżać z tego urokliwego miejsca. Czego jeszcze się dowiedziałem podczas wizyty? Ano tego, że w początkowej fazie wydajność browaru będzie na poziomie 60-90 tysięcy hektolitrów rocznie. Wszystko zależy od tego, jakie gatunki piw będą w nim warzone, a plany na piwa są bardzo ambitne. Istnieje także możliwość rozbudowy browaru w przyszłości i powiększenia jego wydajności do nawet 200 tysięcy hektolitrów rocznie. Do tego, przy browarze znajdzie się (najprawdopodobniej, nie jest to jeszcze klepnięta decyzja) miejsce przeznaczone do relaksu i do napicia się piwa warzonego na miejscu, z którego będzie można podziwiać Tenczynek i prześliczną okolicę. Wokół, wszystko co obecnie możemy zastać, zmieni się nie do poznania, a nawet nie do Krakowa. Będzie pełno zieleni i być może inne ciekawe i ozdabiające browar rzeczy. Już wyobrażam sobie, jak to będzie wyglądało i mam wielką ochotę na ponowną wizytę w momencie, kiedy to wszystko się urzeczywistni.

Aha, wkrótce także pierwsze warzenie. Kiedy? No to jeszcze jest tajemnica, ale browarnicy tenczyńscy nie będą kazali nam zbyt długo czekać na pierwsze piwa.

poniedziałek, 9 marca 2015

Craft BeerWeek - edycja I

Pierwszy weekend marca, jak wielu innych piwnych smakoszy spędziłem w Krakowie, dokąd się wybrałem na pierwszą edycję festiwalu Craft BeerWeek. Tak bardzo byłem spragniony spotkania się z ludźmi z piwnego światka, że nie odmówiłem sobie wybrania się do dawnej stolicy Polski. Przy tym udało mi się odwiedzić naprawde zacny browar, o którym więcej w przyszłym wpisie.

Craft Beerweek trwał od 6 do 8 marca, ja sam zaś zjawiłem się tylko w sobotę, czyli 7 marca. Na miejscu zjawiłem się około 16.30 i zacząłem piwną zabawę. Na samym początku kupiłem festiwalowe szkło, by zacniej cieszyć się konsumowanym piwem. Przyznam szczerze, że to które wybrałem, czyli tumbler, bo tak chyba się ono nazywa, naprawdę przypadło mi do gustu.

Zacząłem szybką degustację dostępnych piw i to w otoczeniu super znajomych, czyli ekipy Browaru Brodacz, Piwoteki Narodowej oraz browaru trzech kumpli. 



Degustację premierowych piw rozpocząłem od Trzech Kumpli właśnie i ich Pan IPAni i moim skromnym zdaniem, było ono najlepszym wyborem, jaki dokonałem tego wieczoru.


Ciekawy był także saison Niezłe Ziólko z Browaru Piwoteka, Red Brett z Artezana i Tropicalia z Piwnego podziemia. 



Pozostałe piwa, hmm, no wypite, że tak to ujmę, zaliczone znaczy się. Jakoś większego wrażenia na mnie nie wywołały. 




Było także festiwalowe piwo, Summer Ale, które uwarzone zostało w krakowskim browarze Twigg. Wypiłem je dopiero po powrocie do Olsztyna. Zbyt wiele się po nim nie spodziewałem i nie zawiodłem się. Ot piwo do wypicia, choć pomysł na nie, na to by okrasić festiwal 'brandowanym' piwem bardzo mi się spodobał. 




Piwo piwem, ale jak wspominałem wyżej, w Krakowie zjawiłem się głownie dla ludzi, którzy związani są z piwem, by razem z nimi po prostu spędzić sympatycznie czas. Jak już wspominałem, miałem okazję pogwarzyć z ekipą Browaru Brodacz (Martą i Tomkiem), Markiem Putą z Piwoteki Narodowej i jednocześnie Browaru Piwoteka. Sporo fajnego czasu spędziłem z Karolina i Kacprem z blogu Piwna Zwrotnica




Miałem okazje także poznać ekipę podchełmskiego browaru Piwne Podziemie, czyli Ewelinę i Darka Piecuch, z którymi zresztą miałem okazję przeprowadzić krótki wywiad dla Hoppy News. Namówił mnie do tego, główny redaktor portalu Marcin Kwil. Może się ukaże, kto wie. Choć z mojego debiutu dla tejże inicjatywy, nie za bardzo jestem zadowolony, a to z powodu wypicia wcześniej kilku piw. No, ale zobaczymy, co z tego wyszło już wkrótce.


Bardzo zadowolony jestem także ze spotkania się i poznania z Darkiem Dmytryszynem z kanału Piwne Degustacje. Naprawdę, bardzo sympatyczna osoba w piwnym półświatku i do tego stary punkowiec. Twoje zdrowie Darek!


Poza tym, dość sporo znanych wszem i wobec osób, min. Kopyr, Docent, znajomi po fachu i wielu innych. Oni wszyscy tak naprawdę zrobili robotę na tym festiwalu.


A czemu to ludzi zrobili robotę? Ano, bo zawsze mówię, że piwo, że to co w nim najważniejsze, to ludzie właśnie. Po spotkaniu w Krakowie nadal będę to powtarzał i to głównie dlatego, że sam festiwal, w mojej ocenie zostawił po sobie niezbyt przyjemne wrażenie. Po pierwsze, wszechobecna ciemność. Naprawdę było tam, jak w jakiejś imprezowni i nie jest to słowo na wyrost, gdyż miłośnikom piwa przygrywała muzyka w klimatach 'czilałtowo-hałsowych'. Nie do końca mogłem się wbić w zamysł organizatorów, jeśli chodzi o ten aspekt imprezy. Kolejnym słabym ogniwem festiwalu była ... szatnia. Wychodząc już z terenu piwnego spotkania, dałem klucz człowiekowi w szatni, a on nie mogąc znaleźć mojej kurtki oddał mi numerek i powiedział, bym przyszedł później, bo nie może znaleźć. Masakra! Na szczęści sam moje odzienie wyłowiłem w tłumie innych ciuszków i mogłem o swoim czasie wyjść spokojnie. Poza tym, hmm, był to festiwal piw rzemieślniczych, a tak naprawdę każdy miał wrażenie, że czegoś, kogoś w Krakowie brakowało. Wiem, wiem, problemy wieku dziecięcego, ale pewne rzeczy należy planować w zarodku. Jak to się mówi, impreza zaliczona, czy wybiorę się na następną edycję? Bardzo wątpliwe. Z powyżej wymienionymi ludźmi spotkam się pewnie już wkrótce w Warszawie, a zaraz potem we Wrocławiu, gdzie znacznie bardziej odczuwam piwny klimat.

Krakowskie picie piwa dokończyłem w knajpie ekipy Pracowni Piwa Tap House, gdzie miałem okazję wypić kilka naprawdę zacnych piw.


Tak więc, byłem, zobaczyłem i się napiłem. Dziękuję wszystkim spotkanym ludziom za fajną atmosferę i za sporą dawkę dobrego humoru. Do zobaczenia wkrótce. Trzymajcie się i na zdrowie.