piątek, 31 maja 2013

Kącik Piwnego Melomana - ENTOMBED - Left Hand Path

Tak, jak obiecałem wam tydzień temu, w dzisiejszym odcinku Kącika Piwnego Melomana muzyka prosto ze Szwecji. W komentarzu do ostatniego odcinka, jeden z moich czytelników napisał, że to pewnie będzie Bathory, Entombed, Dismember, albo ABBA. Nie mylił się, choć w sumie mogłyby dziś zagościć także i Carnage oraz Secret Service, ale jednak dziś u mnie debiutancki album grupy Entombed, czyli 'Left Hand Path'. Pewnie wiele osób się ze mną nie zgodzi, ale moim zdaniem, to najlepszy metalowy album rodem ze Szwecji.
 
Album 'Left Hand Path' został nagrany w 1989 roku, a wydany nakładem Earache Records w 1990 roku. U mnie w zbiorach jest wznowienie tegoż Earache Records z 1999 roku o numerze katalogowym MOSH 021CDL. Te wydanie wzbogacone zostało o dwa dodatkowe utwory.
 

Skład Entombed na ich debiucie to: Lars Göran Petrov (wokal), Uffe Cederlund (gitara, bas), Alex Hellid (gitara), oraz Nicke Andersson (perkusja, bas).
  

Pamiętam, gdy wyszedł album, czyli w roku 1990, miałem lat 15 i wsłuchany byłem mocno w ostrą muzę, wtedy to było na topie. Można rzec, że połowa Olsztyna z którego pochodzę, była metalowcami. Jakkolwiek, pamiętam także, że gdy pierwszy raz wtedy usłyszałem 'Left Hand Path', nie spodobał mi się ten album. Był dla mnie za wolny i za monotonny. Tych ponad dwadzieścia lat temu, ze wszystkich szwedzkich metalowych kapel, najbardziej podobała mi się ... ABBA (hehehe). Tam naprawdę, Entombed polubiłem, przekonałem się do niego, około dziesięciu lat temu. Jak widać, prawdą jest, że do pewnych rzeczy trzeba dorosnąć. 

Debiut Entombed jest potężnym kawałkiem cholernie dobrego death metalu. Album otwiera tytułowy 'Leth Hand Path'. Jak to zwykle bywa z płytami death metalowymi, utwór rozpoczyna intro, a potem mamy już tylko ciężką jazdę. Od razu zaskakiwani jesteśmy brudnym, jakby rozszarpanym brzmieniem gitar. Mniej więcej pod koniec utworu pojawiają się syntezatory, które przypominają mi bardzo te znane z utworu 'Mother Russia' z albumu 'No Prayer for the Dying' Iron Maiden. Kolejne utwory tylko podgrzewają i tak już gorąca atmosferę. Totalna metalowa jazda. słuchacz coraz mocniej wchodzi w rytm, w riffy, w ogólny klimat surowego, północnego metalu. Utwory takie, jak choćby 'Supposed to Rot' pełen fantastycznych, rytmicznych riffów gitarowych, złowrogi 'But Life Goes On', czy energetyczny i wyrazisty w wymowie 'Bitter Loss', to klasyki szwedzkiej sceny muzycznej tych cięższych klimatów. Wszechmocne na albumie są także 'Abnormally Deceased' oraz wieńczący album 'The Truth Beyond'. Jednak, może to was zaskoczy, ale utworami z płyty, które najbardziej mi się podobają, są właśnie te bonusowe numery. 'Carnal Leftovers' oraz 'Premature Autopsy', są najszybszymi kawałkami dostępnymi na krążku. Przy tym także najbardziej melodyjnymi (jeśli tak można je nazwać, najbardziej energetycznymi, pobudzającymi do pogo. Po nich pozostaje tylko żal, że to już koniec. Naprawdę, słuchając 'Left Hand Path', czas mija bardzo szybko. Nie ma mowy o nudzie i zasypianiu. Na człowieka działa znacznie lepiej, niż jakikolwiek napój energetyczny. Może nie dodaje skrzydeł, ale dodaje piekielnych, mrocznych mocy! 

Brzmienie, jak zaznaczyłem wcześniej, jest bardzo ciężkie i niesamowicie surowe. Można by rzec, że troszkę takie garażowe. Mi bardzo pasuje. W końcu w metalu, nie chodzi o brzmienie rodem z płyt Andreas'a Vollenweider'a, czy Pink Floyd. Słucha się wyśmienicie, uszu nie męczy.

Wszystkich przyjaciół chętnych zapraszam na surową, ostrą jazdę z Entombed na mojego 'chomika'. Folder chroniony jest hasłem, które udostępniam po wcześniejszym skontaktowaniu się z moją osobą:

W przyszłym tygodniu będzie płyta bardzo mocno związana z moim miastem rodzinnym, czyli z Olsztynem. Zapraszam!

czwartek, 30 maja 2013

Cafe Lamus - Gdańsk

Dziś zapraszam was na kolejne spotkanie z trójmiejskim lokalem serwującym dobre lane oraz butelkowane piwo. Tym razem odwiedziłem kawiarnie, która nazywa się Cafe Lamus.

Cafe Lamus mieści się w Gdańsku przy ulicy Lawendowej 8, wejście od ulicy Straganiarskiej.



Cafe Lamus rozpoczął swoją działalność 17 sierpnia 2011 roku. Czynne jest w dniach poniedziałek - sobota od 12.00 do ostatniego klienta, a w niedzielę od 13.00 do ostatniego klienta.


Wnętrze Cafe Lamus, przypominam jest to kawiarnia, w której także serwowane jest piwo z beczki i butelek, nie przypomina wystrojem typowej knajpy piwnej. Jest bardzo kolorowe, awangardowe wręcz. Utrzymane w bardzo wyrazistej kolorystyce, mi przywodzącej czasy awangardy lat 60-ych.



Zaraz naprzeciwko wejścia mamy bar. Bar, który nie jest tylko miejscem spożywania trunków oraz przekąsek, ale także jedną wielką czytelnią. Na ścianie za barem wisi tablica menu Cafe Lamus. Jest wszystko biało na zielonym rozpisane, co w danym dniu knajpa oferuje. 


Bar zaopatrzony jest w cztery krany, z których nalewane jest piwo. W Cafe Lamus, często odbywają sie ogólnopolskie premiery piwne. 




Z kranów można napić się naprawdę dobrego piwa, a od paru dni także piwa firmowego, piwa lamusowego rzec można nawet. Tym piwem jest piwo Lame Pale Ale, o którym wkrótce szersza relacja. Piwo do kupienia prosto z beczki oraz w wersji butelkowej. Co ciekawe, Cafe Lamus planuje w przyszłości rozszerzać gamę swoich własnych piw.



We wnętrzu Lamusa jest około dwudziestu miejsc siedzących. Gdy ładna pogoda za oknem, kawiarnia oferuje także stoliki na zewnątrz. Meble bardzo wiekowe, ale klimatyczne. Mi się podobają, ale ja człowiek starej daty i dawnego pokolenia jestem. Na stolikach plastikowe misie. Sympatycznie naprawdę, a na pewno inaczej niż gdzie indziej.



Na bardzo kolorowych ścianach lamusa wiszą rowery, można by rzec, że takie 'oldskulowe' kolażówki, które można kupić. Tak, tak, są na sprzedaż i to w bardzo dobrym stanie.




W lokalu oprócz dobrego piwa, które trzeba zaznaczyć sprzedawane jest w bardzo rozsądnych cenach, mozna także napić się napojów gorących, wina, alkoholi mocnych, drinków, a także przekąsić snacki do piwa, takie jak czipsy, paluszki, orzeszki oraz oliwki. Czasami zdarza się trafić na arbuzy, rzodkiewki, sery i smakowite kiełbasy. 

Jak pisałem wyżej, nie ma tu może klimatu typowo piwnego, ale właściciele: Łukasz Jankowski oraz Łukasz Guz dbają mocno o to, by klient czuł się w lokalu wspaniale, był wyluzowany oraz pił i jadł ze smakiem. Degustacji piwa towarzyszy spokojna muzyka spod znaku chillout, jazz, delikatny rock. 

W Lamusie można poznać fajnych ludzi, nie tylko z Trójmiasta, innych zakątków Polski, ale także z zagranicy. Można, także, przy dobrej woli właścicieli oraz stałych klientów, zostać przyjętym do bardzo ekskluzywnego klubu 'lamusowych mebli'. Ja sam, podobno mam wielkie szanse, by w nim się znaleźć.

W połowie czerwca, właściciele Cafe Lamus, planują otwarcie nowego lokalu, który będzie mieścił się tuż obok istniejącego, ale więcej o nim, zaraz po otwarciu.

Słowem podsumowania, bardzo przyjemny lokal dla osób, które szukają relaksu po całym dniu pracy, miłej atmosfery oraz dobrego piwa. Nie znajdziemy tu typowo piwnego klimatu, ale będąc w Gdańsku, odwiedzić naprawdę warto. Serdecznie zapraszam.

środa, 29 maja 2013

Piwna Polemika Tomka Browarnika - Piwne mity

Kolejny tydzień i kolejna piwna polemika za nami. Tym razem mowa była o mitach piwnych. W trakcie polemiki omówione zostały takie mity, jak: piwo robione jest z chmielu; piwo bez chmielu (zawiera tylko słód jęczmienny); żółć bydlęca w piwie; spirytus w piwie; piwa z puszki są gorsze od tych w butelkach; niepasteryzowane piwa lepsze od pasteryzowanych; piwa w zielonych butelkach są lepsze, bo są markami premium oraz 'chrzczenie piwa' w lokalach serwujących piwo.

 
Wczorajsza polemika była tą, podczas której chyba była najbardziej ożywiona dyskusja jak do tej pory. Słuchacze, z polemiki na polemikę, stają się coraz bardziej odważni i chętni do dyskusji. To mi się podoba.
 

Omawiając mit od piwach puszkowych, które według większości konsumentów są gorsze, bo czuć w nich jest metaliczny posmak, zrobiłem test. Rozlałem piwo Tyskie Klasyczne z puszki i butelki (niestety Pinta nie puszkuje piw, więc test musiałem zrobić na produkcie Kompanii Piwowarskiej) i rozlałem do oznaczonych szklanek (uczestnicy polemiki nie wiedzieli w których szklankach jest z puszki, a w których z butelki) i dałem do spróbowania. Większość próbujących stwierdziła, że nie ma różnicy, jedna, że te butelkowe jest lepsze, a jedna stwierdziła, że w tym z butelki czuć mocny, metaliczny posmak. Ciekawe, prawda?
 
Wśród gości byli piwowarzy domowi z Gdańska (Bartek Nowak - Małe Piwko Blog), a także piwowarzy domowi z Pucka, piwowar Wojtek Piasecki z Browaru Piwna oraz inni ciekawi ludzie. 



 
Jestem już przyzwyczajony do faktu, że co jakiś czas na polemikę, do Gdańska, przyjeżdża silna ekipa z Wrocławia, ekipa z Lidzbarka Warmińskiego, a nawet z Niemiec. Tym razem zaszczycił nas gość z ziemi lubelskiej. Tym gościem był Paweł Piłat, jak sam o sobie mówi rolnik, plantator, osoba uprawiająca chmiel, reprezentująca Gospodarstwo Chmielarskie Józef i Paweł Piłat.  Paweł podczas popolemikowej biesiady poopowiadał troszkę o polskim chmielu, o odmianach jakie uprawia, o tym, jak robi się krzyżówki chmieli oraz o handlu chmielem w Polsce. Można było się także dowiedzieć, że chmiel Sybilla użyty w kolaboracyjnym Misiu PIPA pochodzi właśnie z Gospodarstwa Pawła.
 

W trakcie popolemikowej biesiady, uczestnicy polemiki mieli okazję także spróbować piw uwarzonych przez domowych piwowarów z Pucka, czyli przez sympatycznych chłopaków Artura i Grześka. Poczęstowani zostaliśmy hefe-weizenem oraz AIPA ich produkcji. Przyznaję szczerzę, AIPA mnie zauroczyła bardzo mocno. Pszeniczne także było bardzo zacne, mocno gruszkowo-bananowe, ale moim zdaniem troszkę brakowało w nim aromatu goździków, ale naprawdę było smakowite. Innym osobom te właśnie smakowało najbardziej.
 


Naprawdę wczoraj było świetnie. Mocno wierzę, że za tydzień będzie świetniej i podczas następnych także. Zapraszam zatem już za tydzień na kolejną polemikę. Tematem będzie ... już wkrótce będzie wszystko wiadome.

wtorek, 28 maja 2013

Jan Olbracht - Bitwa o Anglię

Przedstawiam piwo Jan Olbracht Bitwa o Anglię



Zawartość ekstraktu: 14,0%.

Zawartość alkoholu: 5,5% obj.

Kolor: bursztynowo-miedziany, mętny.

Zapach: słodowo-karmelowy, w tle delikatne nuty czerwonych owoców.

Smak: słodowo-karmelowy, w tle lekkie owocki oraz długa i wyraźna goryczka.

Piana: kremowa, wysoka, gęsta, drobno pęcherzykowa, średni czas opadania.

Pasteryzacja: tak.

Termin przydatności do spożycia: 3 miesiące.

Opakowanie: butelka 0,5l, bezzwrotna.

Producent: Browar Staromiejski
 

Podsumowanie:

'Jakiś czas temu światło zgasło, znów nie mogę zasnąć, potrzebny mi jest relaks, jak Margaret Astor laskom teraz' ... zaraz, zaraz, miało być ... jakiś czas temu dostałem od mojego serdecznego kumpla Bartka Nowaka z blogu Małe Piwko, dwa piwa z browaru Jan Olbrach z Toruniu. Pierwszym z nich jest piwo uwarzone w stylu English pale ale o nazwie  Bitwa o Anglię. BOA zawsze kojarzyła mi się z Biurem Obsługi Abonenta firm telekomunikacyjnych oraz z pewnym wężem, a tu prosze mamy piwo BoA :-D Piwo zresztą zostało uwarzone na podstawie receptury Bartka. No gratulacje! Niech nam rośnie piwowarsko nasz trójmiejsko-toruński piwowar! Piwo ma ładną bursztynowo-miedzianą barwę i jest przyjemnie mętne. Piana piwa także może się podobać, gęsta, dość bujna czapa, która długo cieszy oko piwnego konsumenta. Zapach to wyraźne aromaty słododo-karmelowe z delikatnem udziałem aromatów owoców czerwonych. W smaku jest dość podobnie, ale tu pojawia sie jakże miły akcent w postaci bardzo przyjemnej goryczki. Piwo jest wysycone na umiarkowanym poziomie i jest, moim zdaniem, bardzo pijalne. Etykieta zdobiąca piwo podoba mi się. Ciekawy kształt, ciekawa grafika oraz kolorystyka. Super rozmieszczenie wszystkich najważniejszych danych oraz przyjemna informacja, kto jest autorem receptury piwa, umieszczona w widocznym miejscu. Bardzo miły akcent, naprawdę. Ogólnie rzecz biorąc, jest to bardzo dobre piwo, które jednak, wierzę w to mocno, jakby bardziej sie jeszcze Bartek przyłożył, mogłoby być jeszcze lepsze.

Moja ocena:
Kolor: - 9
Piana: - 9
Zapach: - 7
Smak: - 7
Etykieta: - 9

Ocena końcowa: 7,71/10

poniedziałek, 27 maja 2013

Podarki z podróży: Japonia - Suntory The Premium Malt's

Kolejnym piwem, które gości w cyklu Podarki z podróży jest piwo z Japonii o nazwie The Premium Malt's z browaru Suntory. Piwo przywiozła mi z Japonii, moja bardzo dobra przyjaciółka Aneta, wielka miłośniczka kraju kwitnącej wiśni, pasjonatka języka japońskiego oraz kuchni japońskiej.


Ekstrakt piwa nie jest podany na etykiecie, ani na stronie producenta, zawartość alkoholu to 5,5%.


Piwo ma jasnozłotą barwę. Myślę, że ciut troszkę jest za jasne, bo jestem przekonany, że ekstrakt jest na poziomie około 12,5 - 13,0 stopni Plato. Piana piwa z początku może bardzo się podobać, jakkolwiek po kilku sekundach zaczyna się mocno rozrzedzać i szybko znikać. W zapachu piwa dominuje słodowość oraz lekkie nutki kwiatowe. Aromat jest bardzo delikatny. Tak samo delikatny jest smak, w który także główne role odgrywa wyraźna słodowość oraz dość przyjemna, delikatna goryczka, wyczuwalna w tle oraz na finiszu. Piwo jest wysycone na umiarkowanym, w kierunku do wysokiego, poziomie. Pije się całkiem przyjemnie. 


Można rzec, że The Premium Malt's, to całkiem przyjemny, delikatny pils. Być może nie rzuca na kolana, pijąc go nie osiągniemy efektu 'WOW", ale także nie będziemy jakoś specjalnie zawiedzeni. Dla mnie samego, dość rześkie, wiosenno-letnie piwo.

Dziękuję Ci jeszcze raz bardzo Anetko za fantastyczny piwny podarek i pozdrawiam Cię serdecznie!

niedziela, 26 maja 2013

AleBrowar - King of Hop

Przedstawiam piwo AleBrowar - King of Hop



Zawartość ekstraktu: 12,0% wag.

Zawartość alkoholu: 5,0% obj.

Kolor: złoty, lekko mętny.

Zapach: intensywny, rześki, owocowy, głównie nuty mango, ananasa oraz cytrusów, a także mocne nuty żywiczne.

Smak: wyraźnie owocowy, głównie nuty mango, ananasa, papai oraz cytrusów, w tle i na finiszu bardzo przyjemna goryczka.

Piana: kremowa, wysoka, średnio gęsta, średnio pęcherzykowa, dość wolno opada.

Pasteryzacja: nie.

Termin przydatności do spożycia: 5 tygodni.

Opakowanie: butelka 0,5l, bezzwrotna.

Producent: Ale Browar w zaprzyjaźnionym Browarze Gościszewo
 
 
Podsumowanie:

Pierwszy mój kontakt z King of Hop miał miejsce na IV Wrocławskim Festiwalu Dobrego Piwa. Wtedy od razu mi zasmakował, ale nie skupiałem się mocno nad nim, nie delektowałem we właściwym wymiarze. Dopiero teraz, siedząc w domu, bardziej zająłem się piwem, niźli okalającą atmosferą, jak to miało miejsce we Wrocławiu. Piwo ma ładną złotą barwę i jest przyjemnie lekko mętne. Piana bardzo mocno mnie zaskoczyła. Bardzo wysoka, dość gęsta i wolno opada. W zapachu dominują nuty aromatyczne amerykańskich chmieli. Mamy tu mocną, tropikalna owocowość oraz mocną także żywiczność. Smak, to także głównie owoce tropikalne i bardzo przyjemna goryczka. Piwo, jak na 'dwunastkę', jest fantastycznie treściwe. Wysycone jest umiarkowanie i jest niesamowicie pijalne. Etykieta, jak to w przypadku 'alebrowarowców', komiksowa. Mamy tu króla popu, który nagle stał się królem 'hopu', czyli królem chmielu. Różowa kolorystyka też ciekawa. Ogólnie bardzo fajnie. Konkludując, bardzo, ale to bardzo dobre piwo. Ja sięgnę jeszcze nie raz, nie dwa.

Moja ocena: 
Kolor: - 10
Piana: - 9
Zapach: - 9
Smak: - 9
Etykieta: - 10

Ocena końcowa: 9,19/10

Cena: 6,99 PLN [AFROALKO - Gdynia-Obłuże]

sobota, 25 maja 2013

SzałPiw - Bździągwa

Przedstawiam piwo SzałPiw - Bździągwa.



Zawartość ekstraktu: 13,0%.

Zawartość alkoholu: 5,6% obj.

Kolor: bursztynowo-miedziany, mętny.

Zapach: słodowo-droźdżowy, wyraźne nuty owocowe, delikatne nutki ciasteczkowe, w tle delikatny alkohol.

Smak: słodowo-drożdżowy, wyraźne nuty owocowe, w tle delikatna goryczka, a na finiszu delikatny alkohol.

Piana: kremowa, wysoka, dość gęsta, średni czas opadania.

Pasteryzacja: nie.

Termin przydatności do spożycia: ok. 4 tygodni.

Opakowanie: butelka 0,5l, bezzwrotna.

Producent: Browar Bartek dla Browaru SzałPiw


Podsumowanie:

Jadąc na IV Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa, jednym z moich głównych piwnych celów, było spróbowanie piw z nowego browaru kontraktowego SzałPiw. SzałPiw to browar zdobywcy Grand Championa 2011, czyli Janka Szały. Browar tworzy wraz z ojcem i jeszcze jedną osobą. Na sam początek SzałPiw wypuścił trzy piwa: Bździągwa, Rojber oraz Szczun. Dziś zajmiemy się tym pierwszym. Piwo ma bardzo ładną bursztynowo-miedzianą barwę i jest przyjemnie mętne. Piana piwa także cieszy oko i to bardzo długo. W zapachu dominują aromaty pochodzące od belgijskich drożdży, głównie nuty owocowe. Naprawdę przyjemny aromat. Podobnie jest w smaku, także główną rolę odgrywają drożdże. Wyraźna owocowość oraz bardzo przyjemna delikatna goryczka, a wszystko to wieńczy delikatny alkohol. Wysycone jest umiarkowanie i jest bardzo pijalne. Etykieta zdobiąca Bździągwę bardzo mi się podoba. Bardzo łądna graficznie i stylistycznie. Mamy tu tytułową bździągwę na tle kamienic i fontanny poznańskiego rynku. Bździągwa to pieszczotliwe lub obraźliwe określenie młodej dziewczyny w gwarze poznańskiej. Ja odnosze wrażenie, że bardziej chodzi o to drugie, gdyż mamy tu także określenie 'Bździągwa to jesta tako pukwa ...' - pukwa to inaczej babsko w tejże samej gwarze. Poza tym mamy tu informacje co to za piwo, skład, dane teleadresowe, temperaturę serwowania piwa, informacje o sposobie nalewania, ekstrakt, zawartość oraz symbole recyklingu, złym wpływie na spożycie alkoholu przez kobiety oraz symbol szkła, w którym winna być podawana bździągwa. Naprawdę wygląda to bardzo ładnie i stylowo. Podsumowując, piwo i opakowanie na wielki plus, ale żeby nie było tak słodko, muszę dorzucić jedną małą, moją własną łyżkę dziegciu. Gdybym piwo kupił w sklepie, pewnie zostawił bym dziegieć głęboko w szafie, ale że nabyłem piwo na festiwalu i miałem bezpośredni kontakt ze sprzedającymi, to mój pozytywny odbiór browaru i piw troszkę został okraszony negatywnymi odczuciami. O co konkretnie chodzi? Już tłumaczę. Po pierwsze zabawa z żetonami. Dwie kolejki, w jednej trzeba stać by zakupić żetony, potem w drugiej by wymienić je na piwo. Z początku sami nalewający piwo mieli problemy z tym ile danych żetonów można wymienić na daną objętość piwa. Dodatkowo, gdy nie miało się festiwalowego szkła i na przykład zapłaciło się za 0,2l, to niestety ekipa SzałuPiw nie nalała piwa, stwierdzili 'nie i koniec', bo mają tylko jednorazowe kubeczki o pojemności 0,3l. Trzeba było ponownie stanąć w kolejce po dodatkowy żeton, by móc zakupić 0,3l. Wydaję mi się, że przy odrobinie dobrej chęci, można by nalać 2/3 tego plastikowego kubka. Ja sam miałem zakupiony festiwalowy kufel, więc problemu z tym nie miałem, ale byłem świadkiem dwóch takich sytuacji. Do tego ceny piw. Wydaję mi się, że przy okazji takiej imprezy, podczas pierwszego tak dużego kontaktu z klientami, ceny powinny być promocyjne, a ceny były naprawdę szokujące. Piwo w butelkach było po 12 PLN. Obecnie, np. w Piwotece Narodowej, piwa te można kupić w cenie około 40% niższej. Jak potencjalny klient i konsument ma to rozumieć? Odpowiedzcie sobie sami. Konkludując wpis, Bździągwa bardzo mi smakowała, jakkolwiek sam czuję pewien festiwalowy, 'szałpiwowy' niesmak.

Moja ocena: 
Kolor: - 9
Piana: - 9
Zapach: - 8
Smak: - 8
Etykieta: - 10

Ocena całościowa: 8,39/10

Cena: 12,00 PLN [IV Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa]

piątek, 24 maja 2013

Kącik Piwnego Melomana - LADY PANK - O dwóch takich, co ukradli księżyc

Witam w kolejnym odcinku Kącika Piwnego Melomana. Dziś mam przyjemność przedstawić wam mój ulubiony album grupy Lady Pank, czyli 'O dwóch takich, co ukradli księżyc'.
 
'O dwóch takich, co ukradli księżyc' to tak naprawdę dwie płyty, dwie części. Pierwsza została nagrana i wydana w 1986 roku przez PolJazz. Drugą część nagrano i wydano w 1988 roku, także nakładem PolJazzu. Ja w swoich zbiorach posiadam wersję CD z 2007 roku, która została wydana nakładem Agencji Artystycznej MTJ. Wersja CD zawiera wszystkie piosenki z dwóch części winylowych plus dwa dodatkowe numery.
 

Skład Lady Pank na pierwszej części 'O dwóch takich, co ukradli księżyc', to tak zwany 'Złoty skład', w którym byli: Janusz Panasewicz (śpiew), Jan Borysewicz (gitara, śpiew), Edmund Stasiak (gitara), Paweł Mścisławski (bas) oraz Jarosław Szlagowski (perkusja). Jeśli chodzi o skład, który nagrał drugą część w 1988 roku, to: Janusz Panasewicz (śpiew), Jan Borysewicz (śpiew, gitara, gitara basowa, instrumenty klawiszowe, perkusja) oraz Rafał Paczkowski (instrumenty klawiszowe). Co ciekawe, Janusz na drugiej płycie zaśpiewał tylko w dwóch utworach.
  

Piosenki na albumach zostały nagrane do animowanego filmu dla dzieci, także o tym samym tytule. Tak, jak film, tak i piosenki miały trafiać mocno w gusta dzieci i młodzieży. Patrząc jednak na tych, którzy słuchają i uwielbiają te albumy, to są to głównie osoby dorosłe. Muzyka na 'O dwóch takich, co ukradli księżyc' to naprawdę kawał genialnej rock'owej roboty. Ja z wszystkich dokonań grupy, cenię te wydawnictwo najbardziej, choć oczywiście, wszystkie wczesne płyty Lady Pank są dla mnie czymś fantastycznym. 

Już sam początek, czyli numer 'Dwuosobowa banda' banda' każe nam spojrzeć na album pod kątem bardzo dobrego gitarowego grania. Utwór żywy, energiczny, super melodyczny, zachęcający do wsłuchania w kolejne. Utwory takie, jak 'Siedmioramienna tęcza' oraz 'Marchewkowe pole', zna chyba każdy polak interesujący się muzyką. Ten drugi szczególnie to taki jakby mały hymn grupy. . Utworów w sumie jest 27 plus 2 dodatkowe i nie będę nad wszystkimi się dłużej zatrzymywał, ale o kilku napiszę parę słów. Moje ulubione numery to właśnie 'Dwuosobowa banda', 'Chmurka', 'Latający kot', 'Dwie głowy, dwie szyje', 'Spadanie tęczy', 'Ktoś ukradł księżyc', 'Każdy kij ma dwa końce' oraz 'Hymn czarownika'. 'Chmurka' to fantastyczny rytm, super połączenie gitar, perkusji i instrumentów klawiszowych. Kawałek łatwy, lekki i przyjemny. 'Latający kot' to dla mnie jeden z największych hitów grupy. Genialne partie gitarowe Janka i Mundka, super pieszczący uszy bas Pawła (najlepsza ścieżka basu na płycie moim zdaniem), nadająca rytm perkusja Jarka i fenomenalnie zmanierowany wokal Janusza. Istne 'miszczostwo świata'. 'Dwie głowy, dwie szyje' to piosenka otwierająca drugą część 'złodziei księżyca'. Sympatyczne partie klawiszy, sympatyczny bas, no i wokalnie Janek też daje radę. Do tego fantastyczny tekst i solówka na gitarze, taka troszkę westernowa. Teraz czas na chyba najlepszy instrumentalny utwór w historii Lady Pank, czyli 'Spadanie tęczy'. Tak, tak proszę państwa, to co się dzieje w tym utworze to coś przepięknego. Instrumenty klawiszowe dodające takiego rześkiego, alpejskiego klimatu oraz delikatne rytmy gitarowe, to wszystko powoduje, że zamykamy oczy, koncentrujemy się na utworze i przeżywamy cudowną, transcendentalną podróż po nieznanych wymiarach czasoprzestrzeni. Czas oraz materia przestają dla nas mieć jakiekolwiek znaczenie. Liczy się tylko nasze upojne zatracenie w absolucie. Słuchając tego kawałka, endorfiny mi szaleją. Najlepiej słuchać późnym wieczorem, przy zgaszonym świetle. Następnym numerem nad którym się chwile zatrzymam to 'Ktoś ukradł księżyc'. Dla mnie bardzo, ale to bardzo fajna piosenka z sympatycznym tekstem. Piosenkę tę śpiewam zawsze jadąc samochodem ze swoją chrześniaczką, która także mnie wspomaga w tym śpiewie. Widzieć wzrok i miny ludzi wpatrujących się w nasze falujące głowy oraz rozdziawione usta ... bezcenne. 'Każdy kij ma dwa końce' lubię bardzo za partie gitar i instrumenty klawiszowe oraz za także sympatyczny tekst. Album wieńczy 'Hymn czarownika'. Troszkę monumentalny, troszkę smutny, a troszkę taka dająca nadzieję na lepsze jutro, instrumentalna etiuda. Co wam powiem, a właściwie, co wam napiszę, to wam napiszę ... kocham ten album! 

Pod względem brzmienia, dla mnie, album jest genialny. Czasami zastanawiam się, jak to jest możliwe, że w czasach, gdy nasze studia nagrań nie grzeszyły sprzętem, nagrywano takie genialne albumy. Mamy tu głębie, przestrzeń, miękkie brzmienie instrumentów, delikatność, a zarazem energię, której trudno szukać na nowo wyprodukowanych albumach. A może po prostu, stary analogowy sprzęt był jednak lepszy niż dzisiejszy. A może po prostu kiedyś ludzie umieli nagrywać muzę. Hmm, kto mi na to odpowie? I tak płyta dla dzieci, od wielu lat bawi 'starego konia'. jest jeszcze jedna polska rocko'wa płyta z utworami do filmu, która rozpala mnie do białości, to album 'Siedem życzeń' grupy Wanda & Banda. Może kiedyś zagości tu w Kąciku Piwnego Melomana, kto wie?

Chętnych do wysłuchania cyfrowej, mocno spakowanej, empetrójkowej wersji piosenek, zapraszam na 'chomika':

Za tydzień natomiast, będzie coś ze Szwecji. Ktoś mógłby powiedzieć: 'Phi, no i cóż, że ze Szwecji!' W sumie tak, ale zapewniam was, że będzie superancko!

czwartek, 23 maja 2013

Van Pur - Podpiwek Jędrzej

Przedstawiam piwo Van Pur - Podpiwek Jędrzej.



Zawartość ekstraktu: brak danych.

Zawartość alkoholu: 0,5% obj.

Kolor: ciemnobrunatno-rubinowy, klarowny.

Zapach: intensywny, słodkawy, słodowo-zbożowy, wyraźne nuty karmelowe.

Smak: słodki, słodowo-chlebowy, na finiszu delikatne nuty kwaskowate.

Piana: beżowa, wysoka, średnio gęsta, bardzo szybko opada.

Pasteryzacja: tak.

Termin przydatności do spożycia: 6 miesięcy.

Opakowanie: butelka 1,0l (PET), bezzwrotna.

Producent: Browar Van Pur


Podsumowanie:

Jakiś czas temu dostałem dość dużych rozmiarów paczkę od Browaru Van Pur. Paczka zawierała nowy produkt Browaru Van Pur, a mianowicie Podpiwek Jędrzej. W paczce były aż trzy sztuki tego podpiwku oraz sympatyczne wąsy na patyku. Dziękuję za tak okazała przesyłkę. Wróćmy jednak do sedna, czyli do Jędrzeja. Podpiwek ma ładny ciemno brunatny kolor z rubinowymi refleksami, które szczególnie są widoczne, gdy weźmiemy szklankę z podpiwkiem pod światło. Piana piwa z początku bujna i ładna, jakkolwiek znika w bardzo szybkim tempie. Troszkę coś na podobieństwo piany występującej w napoju typu cola. W zapachu dominują aromaty słodowe i zbożowe oraz karmel. Na finiszu dochodzą lekkie nuty kwaskowate. W smaku jest podobnie, wyraźne akcenty słodowe oraz chlebowe. Jest bardzo słodki, moim zdaniem, trochę za słodki. Wysycenie wysokie. Pije się je przyjemnie. Podczas długiego wieczoru w domu, wypiłem cały litr. Etykieta zdobiąca butelkę Podpiwku Jędrzej, hmm, z jednej strony mi się podoba z powodu swojej prostoty, z drugiej zaś strony ta właśnie prostota denerwuje mnie, przeszkadza mi. Troszkę chyba zbyt minimalne podejście do tematu. Nie odpowiada mi za to opakowanie, czyli butelka typu PET. Ja bardzo nie lubię tego typu opakowań i dlatego jestem na nie. Pojemność też chyba zbyt duża. Rozumiem, że producent poszedł w stronę krajów zza naszej wschodniej granicy, gdzie podpiwki i kwasy chlebowe, sprzedawane są głownie w butelkach typu PET. Reasumując, sympatyczny i całkiem smakowity podpiwek, jakkolwiek nie do końca pozbawiony wad.

Moja ocena: 
Kolor: - 8
Piana: - 5
Zapach: - 7
Smak: - 6
Etykieta: - 5

Ocena całościowa: 6,45/10