niedziela, 31 marca 2019

Z wizytą w Browarze Błonie w Błoniu

Powrót z Ukrainy do Polski, mimo iż samolotem, to był dość długi i lekko męczący, zważywszy na fakt, że trzeba było wstać o trzeciej w nocy. Gdy wydawało się, że lądowanie na Okęciu to połowa sukcesu, to przede mną był jeszcze kolejny etap tejże podróży, a mianowicie, korzystając z sympatycznego zaproszenia od mojego piwnego kamrata, piwowara Innych Beczek Jacka Błędowskiego, czekała mnie wyprawa do podwarszawskiego Błonia, gdzie mieści się browar o tożsamej nazwie co owa miejscowość.


Browar Błonie zlokalizowany jest przy ulicy Grodziskiej 15. Jest to teren dawnych zakładów Mera. Na tym samym obszarze, pod tym samym adresem, ale w pewnym oddaleniu od Browaru Błonie, zlokalizowany jest także Browar Artezan. 

Niestety, w dniu, kiedy przybyłem do browaru, Jacka Błędowskiego na miejscu nie było. Zatrzymały go pewne sprawy, które uniemożliwiły mu spotkanie się ze mną, dlatego też moim przewodnikiem po browarze, był jego serdeczny kolega, także piwowar Browaru Błonie - Dawid. 

Ekskursję po browarze, rozpoczęliśmy, jak się możecie domyślić, od warzelni. Serce warzelni to cztery naczynia, w skład których wchodzą: kadź zacierna, kadź filtracyjna, kocioł warzelny (wyposażony, między innymi, w trzy dozowniki chmielu) oraz whirlpool. Wybicie warzelni to 34 hektolitry. 





Całą instalację do browaru, dostarczyła niemiecka firma Brautechnik Joh. Albrecht. Nadmienię, że jest to bardzo nowoczesna jednostka, którą można sterować z każdego miejsca na świecie, za pomocą mobilnej aplikacji. Zresztą, jak sam Dawid przyznał, będąc chorym, kilka warek uwarzył z pozycji domowych pieleszy. Od rozpoczęcia działalności, czyli od czerwca 2018 roku, w browarze, w sumie zostało uwarzonych prawie ... 500 warek. W browarze warzą takie marki w polskim krafcie, jak: Inne Beczki, Funky Fluid, Brodacz, Raduga, Nook, Why Duck, Szałpiw. 

W pomieszczeniu, tuż obok warzelni, umiejscowiony jest śrutownik, do którego automatycznie z silosów, zlokalizowanych na zewnątrz, dostarczany jest słód jęczmienny i pszeniczny. Wszystkie inne słody wsypywane są ręcznie z worków. 

Browar, dla lepszej wydajności chmielenia, wyposażony jest także w hopgun, rotahop o pojemności pięciuset litrów.


W tym samym, ogromnym pomieszczeniu, w którym zainstalowana jest warzelnia, zlokalizowane są także zbiorniki fermentacyjno-leżakowe. Jest ich piętnaście, a każdy z nich o pojemności 120 hektolitrów. W ciągu najbliższych dni, ma dojechać, kolejnych dziesięć, takich samych. Docelowo browar planuje, by było ich około czterdziestu. Jak widać po tych liczbach, mamy tu do czynienia z potężnym przedsięwzięciem. 




W hali głównej, oprócz wymienionych powyżej, znajdują się jeszcze zbiorniki wody gorącej, pasteryzator przepływowy, stacja mycia tanków oraz palety z drewnianymi beczkami po różnych trunkach, w których spokojnie sobie leżakują najróżniejsze sztosiwa. 



Opuszczając halę główną, wkroczyliśmy na teren rozlewni. W pomieszczeniu tym, zamontowane są dwie instalacje. Jedna z nich do rozlewu do puszek, a druga do rozlewu w butelki. Wydajność instalacji rozlewniczej do butelek wynosi 7 tysięcy butelek na godzinę, a w przypadku instalacji do puszek, to 11 tysięcy puszek na godzinę. 






Kolejnym i ostatnim etapem wycieczki, jest oczywiście magazyn, który według moich obserwacji, byłym genialnym poligonem dla birofilów, szczególnie tych którzy zbierają etykiety, gdyż tych jest akurat tam peło. Oczywiście, najwięcej jest kartonów z piwem. 


Jak widać na powyższych zdjęciach, Browar Błonie, to nowoczesny, dobrze zorganizowany browar, który oprócz tego, że się w nim dobrze darzy i warzy, także jest pełen sympatycznych ludzi, którzy razem tworzą zgraną, bardzo fajna ekipę. Dzięki temu, zyskali zaufanie ekip warzących w tymże browarze, co dobrze rokuje jeśli chodzi o przyszłość tych ostatnich właśnie. Jestem przekonany, że to nie jest moja ostatnia wizyta w tym browarze i jeszcze kiedyś będę miał okazję powdychać ten fantastyczny zapach brzeczki, który towarzyszył mi podczas tejże przechadzki.

Dziękuję jeszcze raz Jackowi za zaproszenia, Dawidowi za zwiedzanie oraz całej ekipie za dużą dawkę dobrego humoru, wiedzy i po prostu za super spędzony czas. Wasze zdrowie!

sobota, 30 marca 2019

Z wizytą w browarze Beer & Blues - Art Pub w Winnicy

Drugim browarem, który udało mi się w Winnycy odwiedzić, był Beer & Blues - Art Pub. 


Do browaru, z centrum miasta szedłem około godzinę. No, lokal znajduje się dość daleko od centrum, na uboczu można powiedzieć. Położony jest wśród osiedli mieszkaniowych i naprzeciw budynku uniwersytetu w Winnicy. Browar wraz z pubem, zlokalizowany jest przy ulicy 600-lecia 60. Ulica ta krzyżuje się, o dziwo, z ulicą ... Kielecką. Otóż Kielce, to miasto partnerskie Winnicy. Beer & Blues czynny jest od poniedziałku do soboty od 12:00 do 02:00, a w niedziele od 12:00 do 00:00. 

Po wejściu do środka, od razu co rzuca się nam w oczy, to dość nowoczesny wystrój, jakkolwiek wewnątrz jest dość ciemno. Wszystko w takim charakterze muzycznego klubu, o czym dodatkowo świadczy cała masa zdjęć w ramkach, które to przyozdabiają ściany lokalu. Na każdym zdjęciu inny muzyk. Dodatkowo za barek, możemy dostrzec scenę z widoczna doskonale perkusją. 



Możliwości zwiedzenia browaru nie było niestety, a to tylko dlatego, że czas odwiedzin to sobota i w tym dniu nie było piwowara, który mógłby oprowadzić po włościach. Dostępne były jednak cztery warzone tam piwa. Jak zawsze, najpierw próbki. Te dosyć pokaźne, bo każda o objętości 250 mililitrów. Czyli by spróbować wszystkiego do końca, to wypijamy za jednym razem litr. Tego dnia dostępne były: jasne pełne, pszeniczne, jasny ale oraz ciemny lager. 


Wszystkie piwa poprawne, choć nie robiące szału. Najlepsza z zestawu to pszenica, a najdziwniejsze to ciemny lager, który to smakował jak delikatna forma kwasu chlebowego.




Oprócz miejscowego piwa, w lokalu można także zjeść. Menu dostępne w języku ukraińskim i angielskim. Nie liczcie jednak na kuchnie miejscową, nie doświadczycie tam lokalnych potraw. Dostępne są za to dania znane z kuchni włoskich, francuskiej, azjatyckiej, amerykańskiej i między innymi karp po polsku, na który to skusiła się moja druga droga połowa. Ja zadowoliłem się zupą rybną z małżami. Dobre oba dania, jakkolwiek, tak jak piwa, nie powaliły na kolana. 

Mimo swojej nazwy, czyli Beer & Blues, tego dnia blues nie leciał z głośników, a za to przyśpiewywały nam znane mainstreamowe ukraińskie gwiazdy i celebryci. Ciężko to znosiły nasze uszy, co spowodowało, że po konsumpcji, szybko opuściliśmy lokal. Na koniec, kupiłem jeszcze firmowy półlitrowy kufel, który jest przyjemną pamiątką z tego miejsca. 

Jestem przekonany, że w tym lokalu, wieczorami jest naprawdę fajna atmosfera i do uszu dobiegają dźwięki zacnej muzyki, jakkolwiek nam nie było dane tego doświadczyć. Może następnym razem. Będą w Winnicy warto odwiedzić to miejsce, ale na super piwne doznania się nie szykujcie. Wasze zdrowie!

czwartek, 28 marca 2019

Z odwiedzinami w sklepie Наше Пиво - Магазин Живого Пива w Winnicy

Guliając weekendowo po Winnicy, parę razy natrafiłem na szyld 'Наше Пиво - Магазин Живого Пива'. Widziałem raz - minąłem, zauważyłem drugi raz - minąłem, w końcu za trzecim razem postanowiłem wstąpić i zobaczyć co się kryje pod nazwą Nasze Piwo - Sklep z Żywym piwem. Zwłaszcza, że z zewnątrz, sklepy te były przyzdobione wielkim szyldem 'Craft Beer'.



Po wejściu do środka, okazało się że, a jakże to sklep z piwem, ale nie taki, jaki sobie można wyobrazić, to znaczy, półki i lodówki z butelkami, ale sklep oferujący piwo z kranów do petów. Jak się okazuje 'Наше Пиво - Магазин Живого Пива' to rosyjska firma, która na zasadzie franczyzy oferuje sprzedaż piwa, która kosztuje franczyzobiorcę około czterech tysięcy złotych. Sklepy tejże marki, działają także na Ukrainie i to z wielkim powodzeniem. W samej winnicy, jeśli dobrze mnie poinformowano jest takich sklepów osiem. Ten, który ja odwiedziłem, znajdował się tuż przy budynku dworca głównego w Winnicy. 

Tuż po wejściu, co zaskakuje, to ogromna ilość kranów zamontowanych na ścianie, z których to obsługa sklepu nalewa piwo do plastikowych butelek o pojemności jednego litra. W sklepie, w którym byłem kranów było 26, z czego 4 zajęte były przez cydr. 



Wybaczcie, ale nie znajome mi browary na ścianie, pewnie rosyjskie i ukraińskie (poza Kronenbourgiem), jakkolwiek widok tychże na ścianie robił wielkie wrażenie. Ceny wahają się od 30 do 50 hrywień za litr, czyli najdroższe piwo to około & PLN za litr. Całkiem spoko uważam. 

Oprócz ściany z piwem i cydrem, na miejscy półka i lodówka z przekąskami do piwa i cydru. Ryby, kiełbasy, sery, czipsy i inne. Także w dość bogatym asortymencie.



Do tego miła obsługa, która wita szczerym uśmiechem i na zapytanie o robienie zdjęcie, serdecznym ruchem ręką zaprasza do fotografowania. Pan się pyta, co nas interesuje, czy piwo, czy cydr. Jeśli piwo to jakie? Ciemne, czy może jasne, goryczkowe, czy bardziej słodkie, jęczmienne, czy pszeniczne? Od razu człowiek czuje się komfortowo w nowym dla siebie miejscu. Poprosiłem o najbardziej goryczkowe i po chwili, w pecie nalany miałem litr piwa. Do butelki, pan dołączył jeszcze rączkę, dzięki której łatwo się transportuje zakupione piwo (wiem, wiem, nie ekologiczne). Tak zaopatrzony, mówię serdecznie dziękuję i z uśmiechem wychodzę zadowolony z lokalu.



A jak samo piwo? Typowa klasyka jaką można spotkać na Ukrainie. Jasny, średnio nachmielony lager, który ani niczym nie zaskoczył, ani tez niczym nie wystraszył. Świeże, delikatne, średnio wyraziste pod względem aromatycznym i smakowym piwo, które wypite zostało ze smakiem i to w takim tempie, że odczuwało się żal, że nie kupiło się więcej. Czy z dumnym hasłem 'Craft Beer', jak my w Polsce je odbieramy, ma to coś wspólnego? Hmm, raczej nie. Nie znajdziemy tam wysublimowanych piw, z różnymi dziwnymi dodatkami, leżakowanych w beczkach, i tym podobnych, jakkolwiek dla miejscowych, jest to standardowe miejsce do robienia piwnych zakupów. 

Zaraz po wyjściu ze sklepu, w głowach mej oraz mojej drugiej połówki, zrodziło się pytanie: czy toś takiego sprawdziłoby się w Polsce? Z tego, co pamiętam, były próby z takimi sklepami, nawet w Trójmieście, ale oferowały one bardzo enigmatyczne dla piwoszy piwo, w niewielkiej ilości marek i nie wiem, czy jakiś utrzymał się dłużej niż rok? Ale wyobraźmy sobie taki sklep z piwami z browarów tak zwanych regionalnych i rzemieślniczych oraz z cydrami od znamienitych polskich cydrowników. Czy polski konsument i browary oraz cydrownie byliby na to gotowi? Czy zaakceptowali by ten model dystrybucji? U naszych sąsiadów, jak widać ten model bardzo się sprawdza, więc może to jest ciekawy pomysł na biznes i u nas w kraju? A jak Wy myślicie i jak Wam się taki model sprzedaży piwa podoba? 

Oczywiście, będącym na Ukrainie, polecam wizytę w sklepie sieci 'Наше Пиво - Магазин Живого Пива'.

środa, 27 marca 2019

Z wizytą w browarze Nikolaus w Winnicy

Przedostatni weekend marca, to krótki, czterodniowy wypad na Ukrainę, a konkretnie do miasta o dźwięcznej i wdzięcznej nazwie Winnica. Gdy znajomym, przed wyjazdem, mówiłem, że wybieram się do Winnicy, to w odpowiedzi słyszałem: "Ooo, przerzucasz się na wino?', "A do której winnicy?", "Od kiedy pijasz wino?" i tym podobne. Sporo zaskoczeń, tłumaczeń i wyjaśnień. Jak to się w ogóle stało, że tym razem wybrałem się do Winnicy? Otóż, promocja w Ukraine International Airlines. Bilet w dwie strony z Warszawy przez Kijów, kosztował raptem 189 PLN. Żal nie skorzystać, prawda?

Gdy kierunek podróży został wybrany, trzeba było się zorientować, czy na miejscu są browary. W tej kwestii pomógł mi mój dobry druh, piwny hiper podróżnik Marcin, którego pewnie część osób kojarzy z blogu Piwny Turysta, który jakiś czas temu był w Winnicy i podesłał mi namiary na dwa browary. Pierwszym z nich, które odwiedziłem, był browar Nikolaus. 


Browar mieści przy ulicy Kocubinskowo 43 (Коцюбинского 43) i jest czynny codziennie od 12:00 do 24:00. Jest to browar restauracyjny, który działa w mieście od 2011 roku. Właścicielem i piwowarem zarazem w Nikolaus jest Vitalij Begas. Bardzo sympatyczny, uśmiechnięty i uczynny człowiek, który po telefonie od pań z obsługi, specjalnie przyjechał do browaru, by mnie przywitać i pokazać mi swoje włości. 

Wnętrze browaru, typowo restauracyjne, z dużym, bogato zaopatrzonym barem, niedaleko którego umiejscowiona jest warzelnia, którą łatwo dostrzec od razu po przekroczeniu progu Nikolausa. 



Sprzęt do browaru dostarczyła austriacka firma Flecks. Wybaczcie, nie zapytałem o wybicie warzelni, jakkolwiek byłem tak zaoferowany, że zapomniałem. Po powyższym zdjęciu widac, że to dosyć małe zbiorniki. 

Po drugiej stronie ściany przy której umiejscowiona jest warzelnia, na zapleczu, znajduje się pomieszczenie, w którym zlokalizowane są zbiorniki fermentacyjne oraz leżakowe. Mamy tam dwa zbiorniki fermentacyjne oraz sześć poziomych zbiorników leżakowych.




Podczas mojej wizyty w Nikolausie, na kranach dostępne były cztery piwa: jasne monachijskie, angielskie ale, IPA oraz ciemny lager. Na początek, jak zawsze próbki, z których każda o pojemności 125 mililitrów. Jak widać, klasycznie, bez wyrywania z butów. Wszystkie piło się dobrze, jakkolwiek muszę przyznać, że dwa z ich się wyróżniały bardziej, to znaczy jasne monachijskie, a w szczególności ciemny lager wchodził bardzo, ale to bardzo dobrze. Przepyszne piwo, gładkie w swoim jestestwie, przyjemnie aromatyczne i wyborne smakowo. Nie mogłem się powstrzymać, by nie zamówić, większej miarki. Piwowarski majstersztyk. Zresztą, mojej drugiej połowie, to piwo także najmocniej przypadło do gustu.




Dzięki uprzejmości Vitalija, miałem także okazję skosztować, dojrzewającego jeszcze mlecznego stouta, który już w trakcie mojej wizyty pachniał i smakował wybornie. Jak widać ciemne piwa, wychodzą właścicielowi najlepiej.


Oprócz dobrego piwa, Nikolaus oferuje także dobra lokalne kuchnię. Jako, że moja wizyta miała miejsce tuż po dwunastej w południe, więc nie byłem zbytnio głody, to jednak nie przeszkodziło mi w zamówieniu solianki, która tak jak i ciemne piwa, smakowała bardzo, ale to bardzo dobrze. 

Jedynym minusem lokalu, tak naprawdę, jest muzyka, która dość słabo koresponduje z podawanym tam piwem i strawą. Takie 'umpa umpa' i to dość głośne, które to, niestety, lekko nadszarpnęło moje uszy.

Na sam koniec wizyty, nie mogłem sobie odmówić zapytania się, czy jest możliwość zakupu szkiełka firmowego Nikolaus i dzięki temu, do domu wróciłem z bardzo sympatycznym, zgrabnym naczyniem. Sympatyczna pamiątka z Nikolausa i Winnicy zarazem. 

Kończąc wpis, chciałbym podziękować Vitalijowi i całej ekipie Nikolausa za przemiłe przyjęcie, a wszystkim tym, którzy mają w planach Winnice, polecam wizytę w tym przybytku, szczególnie w godzinach wieczornych, gdy jest gwarno, po prostu pubowo fajnie. Wasze zdrowie.

niedziela, 17 marca 2019

Nowy odszpunt Dymionego Marcowego w gdańskiej Brovarni

Raz na jakiś czas, tak to się zdarza, że dostaję zaproszenie od Tomka Biegańskiego i Bartka Nowaka oraz całej ekipy gdańskiej Brovarni, na premierę nowego piwa, albo odszpunt piwa, które w danej porze roku cyklicznie się pojawia. Podobnie rzecz się miała także w ostatni piątek, kiedy to po takim zaproszeniu, ponownie wybrałem się do Gdańska. Obecnie droga pomiędzy Olsztynem a Gdańskiej, to praktycznie rzecz biorąc dwupasmowa ekspresówka, więc dojechanie, po pracy, spod biura do Miasta Neptuna zajmuje raptem półtorej godziny. Oczywiście, jak się odpowiednio mocno przyciska gaz. 

Tym razem spotkanie w Brovarni było bardzo wyjątkowe, gdyż odbywał się odszpunt nowej warki Dymionego Marcowe, które to wydarzenie było połączone z Dniem Świętego Patryka. Dymione Marcowe, to piwo, które kilka lat temu wymyślił Michał Saks i które to od tamtego czasu, raz w roku, warzone jest i odszpuntowywane w marcu właśnie. Obecni piwowarzy kontynuują dzieło Michała. Wprowadzając do oferty to piwo, Michał, w porozumieniu z dyrekcją browaru, zamówił także dedykowane, ceramiczne kufle, których na samym początku było około dwustu. Z tej pierwotnej liczby, obecnie pozostało ich tylko około trzydziestu. Istne kuflowe białe kruki obecnie. Mimo tak małej liczby, ja wraz z moimi kamratami, mieliśmy okazję degustować wspomniane wyżej piwo, właśnie w tychże naczyniach. Co ciekawe, Michał, jako osoba leworęczna, zamówił te kufle właśnie w opcji dla leworęcznych, dzięki czemu, by ukazać piękno tychże kufli, trzeba było spożywać piwo lewą ręką. 



Ale zacznijmy od początku. Zanim nastąpiło uroczyste odszpuntowanie beczki, bardzo sympatyczne, skoczne dziewczęta, wraz z równie uśmiechniętym i sprawnym mężczyzną, dali na parkiecie lokalu popis irlandzkich tańców. Stepowanie, wymachy nogami, obroty i wszędobylski uśmiech na twarzach. Wszystko po to by wprowadzić gości w atmosferę patrykowego święta. Wybaczcie proszę, ale niestety, nie znam nazwy tejże grupy tanecznej. 



Tuż po występach, które wywołały wśród zebranych, owacje na stojąco, nadszedł ten właściwy moment, czyli odszpuntowanie beczki. Zanim to nastąpiło, piwowarzy Brovarni, w kilku słowach przybliżyli czym jest Dymione Marcowe, jak się je warzy, czym się charakteryzuje i dlaczego jest takie specyficzne. Po tych słowach, jedna z przybyłych tego dnia do lokalu kobiet, wzięła do ręki drewniany młotek i kilkoma uderzeniami wbiła kranik do beczki.




 




Jako fan piw wędzonych, nie mogłem doczekać się konsumpcji tegoż właśnie. Już pierwsze aromaty, które dobiegły moich nozdrzy, wyraźnie wskazywały z czym mamy do czynienia. Piwo wyraźnie słodowe. Dymione nuty wyraźne, jakkolwiek nie dominujące, nie przesadzone. Piwo skomponowane tak, by było przystępne dla szerszego grona odbiorców. Do tego, fajnie zaznaczona goryczka na finiszu. Czegóż więcej potrzeba? Bardzo dobre, niesamowicie pijalnie. Nie skłamię, jeśli powiem, że danego wieczora, wypiłem kilka kufelków tego niesamowitego, przepysznego wywaru. Zresztą nie tylko ja, ale także moi kamraci, jak i reszta gości Brovarni. 








Spożywaniu piwa akompaniowały znakomite i smakowite przystawki kulinarne (pieczywo różnych gatunków, smalec, wędliny, sery, przypiekane ziemniaki i inne) oraz przepiękny głos pani Krystyny Dyrus, która pomiędzy występami tancerzy, umilała pobyt, wykonując całą masę szlagierów jazzowych i nie tylko. Naprawdę, niesamowity głos! Oprócz tego, oczywiście cała masa rozmów o piwie, muzyce i i innych przyziemnych sprawach. Wiadomo - piwo to ludzie!

Jednym z przybyłych gości, był także mój dobry kolega Tomek Schutz, który w trakcie swojej wizyty w Brovarni nagrywał 'lajwa', podczas którego udokumentował tańce irlandzkie, degustacje Dymionego Marcowego, a także wywiady z piwowarami. Wszystko to możecie zobaczyć na jego filmie, do którego link załączam tutaj.




Jak widać po załączonych fotkach, impreza była wyśmienita, no ale czy mogło być inaczej? Wspaniała ekipa, super piwo i strawa na stole, dobra muzyka i śpiew. Wszystko to, to super przepis na udane piwne wydarzenie. A to tylko jedno z wielu wydarzeń, które zaplanowane są na ten rok. Już w kwietniu, premiera kolejnego piwa, na której także postaram się być. A to, co leżakuje w tanku, już mówi, że warto wtedy być z ekipą Brovarni. Serdecznie dziękuję jeszcze raz za zaproszenie i do zobaczyska ponownie wkrótce.