środa, 30 kwietnia 2014

Rebel - Kolendra

Przedstawiam piwo Rebel Kolendra.



Zawartość ekstraktu: 11,7%.

Zawartość alkoholu: 4,5% obj.

Kolor: słomkowo-złoty, delikatnie mętny.

Zapach: pszeniczno-kolendrowy, w tle delikatne nuty cytrusów oraz leciutkie mokrego kartonu.

Smak: głównie nuty kolendry oraz cytrusowe.

Piana: biała, wysoka, średnio pęcherzykowa, dość szybko opada i znika.

Pasteryzacja: tak.

Termin przydatności do spożycia: 9 miesięcy.

Opakowanie: butelka 0,5l, brak info o zwrotności.

Producent: Browar Cornelius (Sulimar Sp. z o.o.)
 
 
Podsumowanie:

Dziś tak piękna pogoda za oknem, temperatura wysoka, ja po raz pierwszy założyłem w tym roku szorty. W tak pięknych okolicznościach natury postanowiłem się napić czegoś orzeźwiającego i skusiłem się na jedno z najnowszych piw z Browaru Cornelius, czyli Rebel Kolendra. Czy mnie orzeźwiło? Ano zobaczmy. Piwo po nalaniu do szklanki ukazuje swoja słomkowo-złotą barwę i bardzo delikatną mętność. Dla mnie zbyt delikatna. Piana początkowo mocno kusi swoja bujnością oko, jakkolwiek po krótkiej chwili redukuje się szybko do zera. W zapachu dominują nuty kolendry, które przykrywają dość wyraźnie nuty słodowe oraz nutki cytrusowe. Z tła wyłaniają się także, niestety, aromaty mokrego kartonu. W smaku także dominują mocne nuty kolendrowe i delikatne cytrusy. Balans smakowy przegięty w jedną głownie stronę. Piwo jest dość mocno wysycone. Jest lekko wodniste, ale mimo wszystko dość orzeźwiające i pijalne. Etykieta główna zdobiąca butelkę jest bardzo średnia graficznie i kolorystycznie, prezentuje się dość ... biednie. Kontra już wypada znacznie lepiej. Sporo ciekawych informacji. Ogólnie rzecz biorąc nowość z Piotrkowa nawet przyjemnie orzeźwia, ale w sprawach zapachowo-smakowych nie zachwyca szczególnie. Wypite głownie z ciekawości i na tym na razie pozostanę.

Moja ocena: 
Kolor: - 7
Piana: - 7
Zapach: - 6
Smak: - 6
Etykieta: - 6

Ocena końcowa: 6,32/10

Cena: 3,99 PLN [TESCO - Olsztyn]

piątek, 25 kwietnia 2014

Kącik Piwnego Melomana - BURZUM - Hvis Lyset Tar Oss

Piątek wieczór, za oknem słoneczna pogoda, ale słońce już zachodzi i za chwilę zapadnie zmrok. To najodpowiedniejszy czas, by włączyć jakąś mroczną płytę. W moim wypadku jest to przegenialny album Burzum, który nosi tytuł 'Hvis Lyset tar Oss'. Jest to czwarta płyta w dorobku Burzum. 


Kawałki, które znalazły się na 'Hvis Lyset Tar Oss' zostały nagrane w 1992 roku, a sam album został wydany dwa lata później za sprawą Misanthropy Records. Ja, w swoim zbiorze płyt, mam winyl ze zremasterowanymi kawałkami z roku 2008, wydany nakładem Back On Black, o numerze bocznym BOBV)*&LP. Ciekawostką sztuki, którą ja akurat posiadam, jest fakt, że na winylu są przyklejone naklejki z trzeciego albumu Burzum, czyli 'Det Som Engang Var'. Można rzecz, że mimo pomyłki wytwórni, to taki 'biały kruk', choć w przypadku tej płyty określenie 'biały' chyba niezbyt pasuje. 


Na albumie udziela się tylko i wyłącznie pomysłodawca Burzum, czyli Kristian Vikernes, znany bardziej jako Varg Vikernes oraz Count Grishnackh (wokal, gitara, gitara basowa, instrumenty klawiszowe i perkusja). Jak widać to taki, chyba mogę to tak ująć, Mike Oldfield black metalu.

Na albumie znajdują się tylko 4 kompozycje, ale za to jakie. Stronę A otwiera czternastominutowe srogie, mosiężne misterium o tytule 'Det Som En Gang Var'. Utwór na przestrzeni kwadransa, mimo ciągłego 'grimnessu', zmienia swoje oblicze. Z początku posępny, przydługi i lekko usypiający, od trzeciej minuty atakuje genialnymi riffami, potem feeria dźwięków, zmian rytmu. Klawisze w tle, niczym te z utworu 'Seventh Son of a Seventh Son' Iron Maiden, wprowadzają nas w tajemnicze rubieże północnych krańców świata. Do tego wokal Varga, przywołujący na myśl nordyckie czarownice i wiedźmy. No a końcówka, ostatnie riffy gitarowe, to po prostu cudowna pogańska poezja. Następne, potężne osiem minut należą do numeru tytułowego, który mimo faktu iż jest bardzo dobry, jest jakby jednowymiarowy. Teraz czas na stronę B. Otwarcie, to dla mnie jeden z najwspanialszych kawałków Burzum w ogóle. Chodzi oczywiście o 'Inn I Slottet Fra Droemmen'. Utwór, który według mnie, podzielony jest na dwie części. Na początku mamy chaos, który na ostatnie trzy minuty przepoczwarza się w cudowne melodyjne, 'blekmetalowe' granie. Riffy gitarowe w połączeniu z perkusją i dudnieniem klawiszy ... ehhh, no mamy tu klimat nie z tego świata. Album wieńczy numer, który był pierwszym z dyskografii Burzum z którym miałem styczność, a było to jakieś 19 lat temu. Jest to, wspaniały ambientowy utwór 'Tomhet'. Słuchając go od razu oczarowałem się. Gdy słyszałem o Burzum, to wszyscy mówili, że to jest potężna metalowa miazga, a tu taki elektroniczny, fantastyczny, kosmiczny klimat. Ten także podzielony na trzy części, z której znowu ta druga, a szczególnie trzecia najbardziej mi się podobają. Genialne dźwięki wydobywające się z gór, fiordów, lasów i łąk prowadzą nas poprzez ten piękny, nadnaturalny, czarodziejski, nieosiągalny dla nas obszar. Utwór relaksuje, uspokaja, pozwala zapomnieć o otaczającym świecie, skłania do refleksji i kontemplacji. Dla mnie bardzo magiczna i fenomenalna kompozycja. 
 
Brzmienie na albumie nie jest z tych, które można usłyszeć na imprezach typu 'Audio-Show'. Jest srogie, szorstkie, brudne, momentami trudne w odbiorze, jakkolwiek takie musi być. Klimat na płycie jest fantastyczny. Przez trzy kwadranse Varg czaruje nas i opowiada historię Północy, tego wszystkiego co było wcześniej, co obecnie skrywa mrok. Słucha się genialnie. Dla mnie najlepszy numer w historii Burzum.
 


W przyszłym tygodniu coś lżejszego wam zaproponuję.

środa, 23 kwietnia 2014

PINTA - Das IPA

Przedstawiam piwo PINTA Das IPA.



Zawartość ekstraktu: 13,1%.

Zawartość alkoholu: 5,0% obj.

Kolor: złoty, klarowny.

Zapach: słodowo-chmielowy, wyraziste nuty cytrusowe oraz kwiatowe i delikatne anyżowe.

Smak: słodowo-chmielowy, wyraziste nuty cytrusowe, głównie grejpfrutowe, delikatne nutki anyżowe, w tle i na finiszu dość mocna, ale nie zalegająca grejpfrutowa goryczka .

Piana: biała, wysoka, dość gęsta, pęcherzyki ciut większe niż drobne, średni czas opadania, do końca pozostaje półcentymetrowy kożuszek.

Pasteryzacja: tak.

Termin przydatności do spożycia: 6 miesięcy.

Opakowanie: butelka 0,5l, bezzwrotna.

Producent: Browar Na Jurze dla PINTA


Podsumowanie:

Po dość długim oczekiwaniu, w Olsztynie pojawiła się w końcu ostatnia nowość z Browaru Pinta, czyli ich niemieckie IPA o nazwie Das IPA. Jak wspomniałem w poprzednim zdaniu jest to GIPA, czyli German India Pale Ale, chmielone tylko niemieckimi odmianami chmielu. Przyznam szczerze, że bardzo mocno czekałem na takie piwo i byłem bardzo ciekaw, jakie to ono jest. Piwo ma złotą barwę i jest bardzo klarowne. Piana dość przyjemna także. Ważne, pozostaje z pijącym do końca. Ogólnie rzecz ujmując w wyglądzie przypomina pilsa troszkę. W zapachu dość intensywne i bardzo przyjemne. Mi feeria aromatów od niemieckich odmian chmielu bardzo się podoba. Zapach jest bardzo rześki. W smaku jest bardzo podobnie. Piwo nie atakuje takimi doznaniami, jak amerykańskie odmiany IPA, jakkolwiek jest dość smakowite. Goryczka także, jak dla mnie bardzo smakowita, taka grejpfrutowa. Wysycone umiarkowanie, jest bardzo rześkie i mocno orzeźwiające. Pełnia niska. Butelka Das IPA ozdobiona jest etykietą, która, hmm, niezbyt mi przypadła do gustu. Jest w pintowym stylu, ale jednak taka troszkę skierowana do miłośników Christiana Vogel'a czy Neila Landrsumm'a, techno-transowo-minimalistyczna, że tak to ujmę. Dla mnie, jest to drugie GIPA, jakie w życiu piłem. Czy mam traktować je jako wzorzec GIPA? Nie wiem do końca, ale Das IPA to bardzo fajne piwo, mocno orzeźwiające, na pełnie wiosny i lato jak ulał. Ja na pewno będę często zakupował i oby weszło do oferty na stałe.

Moja ocena: 
Kolor: - 8
Piana: - 8
Zapach: - 8
Smak: - 8
Etykieta: - 8

Ocena końcowa: 8,00/10

Cena: 8,90 PLN [TOMSON - Olsztyn-Piłsudskiego 54]

wtorek, 22 kwietnia 2014

Lwówek - Jankes

Przedstawiam piwo Lwówek Jankes.



Zawartość ekstraktu: 12,5%.

Zawartość alkoholu: 4,2% obj.

Kolor: bursztynowy, opalizujący.

Zapach: dość intensywny, słodowo-chmielowy, sporo nut żywicznych, w tle nuty mango i cytrusowe.

Smak: słodowo-chmielowy, wyraziste nuty mango oraz delikatne cytrusowe oraz żywiczne, goryczka na finiszu wyraźna, mocna, ale nie zalegająca.

Piana: kremowa, dość wysoka, średnio gęsta, szybko się rozrzedza i szybko opada, zostawia przyjemne osady.

Pasteryzacja: tak.

Termin przydatności do spożycia: 3 miesiące.

Opakowanie: butelka 0,5l, zwrotna.

Producent: Browar Lwówek
 

Podsumowanie:

Jakiś czas temu, dostałem przesyłkę z Browarów Regionalnych Jakubiak, w której było nowe lwóweckie piwo. Butelka bez etykiety, kryjąca w sobie tajemnicze piwo. Piwo, które po jakimś czasie okazało się Jankesem, które lada chwila miało wejść na rynek. Jak etykieta informowała miało być to Lwóweckie Ale Niefiltrowane. Pijąc to piwo, które sam nazwałem 'RC', czyli 'Release Candidate', bardzo mi podeszło i już wtedy wiedziałem, że to będzie hit. 
 
 
No i w końcu pojawiło się na rynku. Piwo, pisze tu już o wersji rynkowej, ma bardzo ładna barwę. Piana piwa, w porównaniu do wersji przedpremierowej, już nie taka bujna i niestety szybko się zredukowała. Można rzecz, że to najsłabszy punkt tego piwa. Przejdźmy do najważniejszego. Zapach dość intensywny i rześki, bardzo przyjemny. Mocno żywiczny z wyłaniającymi się z tła nutami mango, które ja bardzo uwielbiam i nutami cytrusowymi. Pachnie bardzo ładnie, naprawdę. W smaku słód przyjemnie kontrowany jest przez akcenty chmielowe. Tu na pierwszym planie cudowne mango (za to najbardziej lubię to piwo). Potem dochodzą nas niuanse żywiczne i cytrusowe, a wszystko wieńczy przyjemna, dość mocna, ale nie zalegająca goryczka. Wysycone jest umiarkowanie. Piwo jest, jak na swój ekstrakt dość treściwe i bardzo orzeźwiające. Butelkę Jankesa, oblepia inna stylowo, w stosunku do pozostałych, etykieta, która mimo swojego minimalizmu bardzo mi się podoba. Jeszcze bardziej podoba mi się kontra i 'chmielowe puzzle', które tu działają troszkę jak gra 'memory' i z każdą nową warką (najprawdopodobniej) będą odkrywały, która odmiana chmielu kryje się pod danym puzzlem. Dla mnie bardzo fajne zagranie marketingowe. Na razie wiemy, że użyty został polski chmiel Sybilla, ale wiemy tez, że mamy tu amerykańskie odmiany, ale do końca jeszcze nie wiemy jakie. Kończąc wpis napiszę tylko dwa słowa - świetne piwo!   

Moja ocena: 
Kolor: - 9
Piana: - 6
Zapach: - 9
Smak: - 9
Etykieta: - 8

Ocena całościowa: 8,48/10

sobota, 19 kwietnia 2014

Lawendowa 8 - Gdańsk

W tym wpisie kolejna odsłona piwnych podróży po trójmiejskich knajpach z dobrym piwem. Tym razem, ja, moje nogi oraz mój aparat zawędrowały do lokalu, który nazywa się Lawendowa 8. To drugi lokal chłopaków Łukasza Jankowskiego i Łukasza Guza, którzy są właścicielami innej znanej i cenionej bardzo już bardzo w piwnym światku knajpy, czyli Cafe Lamus.

Lawendowa 8 mieści się w Gdańsku przy ulicy ... Lawendowej 8, oczywiście. Adres ten sam, co w przypadku 'Lamusa'.


Lawendowa 8 rozpoczęła swoją działalność już jakiś czas temu, jakkolwiek lokal otwierany był nieregularnie, głownie w weekendy i godziny otwarcia były do tej pory także nieregularne. Kilka dni temu Łukasze ustalili już godziny otwarcia lokalu i od 1 maja będzie wyglądać to następująco: poniedziałek - niedziela od 12.00 do ... tu własnie nie wiem, jak to napisać, gdyż na pewno nie będzie to tak zwanego ostatniego klienta, ale zamykany lokal będzie nie wcześniej niż o północy, w zależności od panującej sytuacji, ale gospodarze liczą na tak zwany rozsądek klientów. W przypadku sezony letniego, sytuacja będzie wyglądac podobnie, tyle że lokal będzie czynny już od godziny 10.00


Wejście do knajpy znajduje się na rogu ulic Lawendowej i Straganiarskiej. Lokal może z zewnątrz nie prezentuje się zbyt okazale, a elementami, które świadczą o piwności miejsca świadczą postaci z alebrowarowych etykiet oraz logo AleBrowaru.


Wnętrze lokalu dosyć surowe. Ściany wewnętrzne lokalu są osłonięte i oczom naszym ukazują się cegły. Nie powiem, robi to całkiem przyjemne wrażenie. Meble w stylu retro, trochę takie, jakby zabrane z zamkniętej kilkadziesiąt lat temu szkoły. Robi to swój klimat, jakkolwiek początkowo ma się wrażenie, że jesteśmy w innym miejscu niż wcześniej planowaliśmy. Miejsc do siedzenia jest około czterdziestu, licząc z krzesłami przy barze. Niepewna jest jeszcze sprawa piwnicy, ale mam nadzieję, że wkrótce także zostanie udostępniona dla klientów. 





Wchodząc do baru, w oczy rzuca się nam także masywny murowano-drewniany bar, który zaopatrzony jest w 10 nalewaków i nieuruchomioną jeszcze pompę. Już wkrótce liczba nalewaków wzrośnie do dwunastu. 



Na kranach można zawsze spotkać wiele piw z tak zwanego polskiego i światowego 'kraftu'. Pojawiają się także pozycje z polskich browarów regionalnych oraz restauracyjnych, a także cydr oraz własne piwo chłopaków, czyli popularnie nazywana przez właścicieli i klientów 'Lama'. Jakkolwiek ta ostatnia dostępna jest tylko od czasu do czasu. Do tej pory piwosze mogli się cieszyć dwiema wersjami tego piwa. O tym, co jest na kranach informuje duża ścienna tablica, która znajduje się tuż za barem.


Oprócz dobrego piwa lanego z nalewaków, w lokalu można napić się także piwa z butelek, mocniejszych alkoholi, dobrego wina, bezalkoholowych napojów gazowanych, herbaty oraz kawy z ekspresu. Z tego co usłyszałem, do sezonu ma być także gotowa już kuchnia i będą serwowane potrawy. Jakie? To jeszcze tajemnica.



Mimo, że lokal, jak napisałem wyżej, do tej pory działał bardzo nieregularnie, przysporzył już sobie sporą dość klientelę. Można rzec, że 'łikendami' zawsze u chłopaków jest pełno, nie tylko na kranach i w lodówkach, ale także w samej knajpie. Swoją prapremierę miał tu nawet Brown Foot z AleBrowaru, którą zaszczycili sami alebrowarowi browarnicy.

Poza tym, mówi się, że prawdziwą knajpę nie tworzą mury, meble, serwowane potrawy i napoje, ale ludzie i to w tym wypadku się sprawdza. Obaj Łukasze, a także osoby je wspomagające, naprawę tworzą miłą, przyjacielską atmosferę. Ja sam lubie bardzo zachodzić i do Cafe Lamus i do Lawendowej 8, a tych, którzy nie znają obu lokali, albo jednego z nich, mocno zachęcam do odwiedzenia. Nie zawiedziecie się ani w kwestii dobrego piwa, ani w kwestii przyjemnego spędzenia wolnego czasu. 

piątek, 18 kwietnia 2014

Kącik Piwnego Melomana - FUGAZI - Fugazi

W dzisiejszym odcinku Kącika Piwnego Melomana kilka zdań odnośnie genialnego debiutu amerykańskiej grupy Fugazi o tytule tożsamym z nazwą kapeli. Od dawien dawna jestem pod wielkim wrażeniem dokonań lidera grupy, czyli gościa, który zowie się Ian MacKaye, a chodzi głównie o granie w takich kapelach jak Minor Threat, Embrace i Fugazi właśnie. Dlatego dziś zajmę się Fugazi. 'Fugazi' jest to EP'ka, która wraz z drugą EP'ką Fugazi o tytule 'Margin Walker' tworzy kompilacyjny album '13 Songs'. 


Album 'Fugazi' został nagrany i wydany nakładem Dischord w 1988 roku. Ja w swoich zbiorach mam winylowe wydanie Dischord z 2008 roku o numerze bocznym Dischord 30. 


Skład Fugazi na ich debiucie to: Ian MacKaye (wokal i gitara; znany także z Minor Threat, Embrace, Egg Hunt, czy Teen Idles), Guy Picciotto (wokal), Joe Lally (bas) oraz Brendan Canty (perkusja; znany także min. z Girls Against Boys).

EP'kę otwiera przefantastyczny kawałek 'Waiting Room'. Cudowne partie basu (ehh, no bas rządzi!) i gitary dają naprawdę wielką radość uszom. Do tego dochodzą wspaniałe słowa i super wykonanie wokalne przez Picciotto i MacKaye. No jeden z największych hitów w historii grupy. Drugi numer 'Bullfdog Front' to także hit, który mnie najbardziej rajcuje w drugiej połowie trwania, gdzie do głosu dochodzi Ian, który, genialnie wspomaga tutaj Picciotto. Kolejny numer ze strony A to także wielki hit, dla mnie chyba najlepszy na krążku ... dla mnie oczywiście. Sposób śpiewania MacKaye mnie po prostu niszczy, do tego jego gra na gitarze ... no miazga panie i panowie. Stronę A wieńczy utwór 'Burning', którego szczerze mówiąc najmniej lubię z wydawnictwa. Stronę B otwiera bardzo przyjemny, melodyjny, spokojny 'Give Me the Cure' ze wspaniała partią gitarową. W ogóle uwielbiam brzmienie i sposób grania MacKaye na tej EP'ce. Następnie przychodzi kolej na lekko zblazowany, ale genialny muzycznie i wokalnie 'Suggestion'. Krążek wieńczy superancki, lekko psychodeliczny 'Glue Man'. Całość znajdująca się na winylu jest dość krótka, bo trwa niewiele ponad 20 minut i po ostatnich nutach słuchacz prosi o więcej i więcej. 
 
Brzmienie na tej płycie strasznie mi się podoba, szczególnie gitary, o czym wspominałem wyżej, a także basu, perkusji i oczywiście partii wokalnych. Dla mnie bardzo ciekawy kawał dobrej muzyki zarówno na początek dnia, jak i na wieczór przy dobrym piwie. Naprawdę radzę się zapoznać ze starymi wyjadaczami i ich kompozycjami.

A co w następnym tygodniu? To się jeszcze zobaczy!

środa, 16 kwietnia 2014

KKK, czyli Kuchnia Króla Kraftu - Smażone żeberka duszone w Książęcym Ciemnym Łagodnym

W trzecim odcinku Kuchni Króla Kraftu chciałbym zaproponować wam przepis, który pewnie wielu z was już zna, ale który nie ujrzał światła dziennego na blogu, co teraz nadrabiam. Zapraszam serdecznie na smażone żeberka duszone w piwie Książęce Ciemne Łagodne. Początkowo miałem użyć innego piwa, jakkolwiek wczoraj przyszła do mnie, bardzo niespodziewanie, paczka od tyskiego Księcia, w której między innymi była bardzo okazała książka poświęcona marce Książęce. 
 
 
Dlatego też, postanowiłem użyć skorzystać z jednego z piw z serii Książęce. Wybrałem, moim zdaniem najbardziej treściwe i pasujące, czyli wspomniane wyżej Książęce Ciemne Łagodne.
 
Co potrzeba nam do przygotowania tejże smakowitej potrawy, obliczonej na 5 porcji? Oto składniki:
- 1100 gramów żeberek - 19,10 PLN (całościowe zużycie piwa to ok. 750 ml),
- 2 butelki piwa Książęce Ciemne Łagodne - 5,58 PLN,
- 2 papryczki pepperoni - 0,70 PLN,
- 5 łyżek miodu (w tym wypadku był to lipowy) - 12,99 PLN/słoiczek 250 ml
- sól, pieprz czarny mielony, papryka słodka, papryka ostra, pieprz cayenne, oregano oraz ojej do smażenia. Całość zamyka się w sumie około 25,38 PLN + miód, jeśli nie ma w domu, co równa się około 5,08 PLN/porcję. 


Najpierw myjemy żeberka i kroimy je na kawałki. Po tym przyprawiamy solą i pieprzem (obtaczamy żeberka w mieszaninie soli i pieprzu). Tak przyprawione kawałki żeber wrzucamy do miski. Potem posypujemy żebra przyprawami i smarujemy miodem i wszystko zalewamy zawartością jednej butelki Książęcego Ciemnego Łagodnego. Na koniec kroimy papryczki pepperoni i dodajemy je do marynaty. 


Miseczkę przykrywamy i odstawiamy do lodówki na kilkanaście godzin do lodówki. W moim przypadku było to 19 godzin. Następnie wyciągamy zamarynowane żebra i zaczynami smażyć na patelni do mocnego zarumienienia się.
 

Po usmażeniu się żeber, wkładamy je do brytfanny i układamy na dnie. 
 

Po tej czynności wszystko zalewamy marynatą z miski i dolewamy piwem z następnej butelki, tak by przykryć mięso.
 

Następnie dusimy wszystko na wolnym ogniu przez około półtorej godziny.
 
 
Po tym czasie żeberka gotowe są do spożycia.
 
 
Gotowe żebra są gotowe do podania i spożycia. Można je podawać z ziemniakami i surówka lub ogórkami: kiszonymi lub korniszonami. Ja sam podaję je z ogórkami kiszonymi i podaję ze świeżą bułką. Smakują wybornie, tak słodko-pikantnie, co bardzo lubię. Do tego wyczuwalne nuty piwne. Jednym słowem mniam.
 
Przygotowanie całości, oprócz czasu marynowania, to około dwóch godzin. Chętnym, polecam spróbowac się z tym zmierzyć. Smacznego!
 
A co w kolejnym odcinku? Hmm, pewnie będzie zupa lub coś z deserów, ale to wszystko jeszcze w fazie planowania.