sobota, 29 grudnia 2018

Z wizytą w Browarze Kociewskim w Starogardzie Gdańskim

Po niesamowitej wizycie w przemiłym Przystanku Tleń, sunąc po leśnych drogach Kociewia dotarłem do drugiego browaru, który tego dnia miałem w planach. Tymże browarem, mieszczącym się w Starogardzie Gdańskim, był Browar Kociewski.


Browar Kociewski, który jest częścią Hotelu Ren, mieszczącego się na krańcu miasta, na wylocie w kierunku Semlina. Zlokalizowany jest na ulicy Skarszewskiej 5. Swoją działalność rozpoczął na przełomie lat 2016 i 2017. Tuż nieopodal hotelu i browaru, znajduje się wytwórnia wódek Sobieski, także sąsiedztwo bardzo zacne.


Na kilka dni przed przyjazdem, zadzwoniłem do browaru, by zapowiedzieć swoją wizytę i sprawdzić, czy będzie można zwiedzić browar podczas pobytu. Miła, sympatyczna pani po drugiej linii, powiedziała, że nie będzie problemu i serdecznie zaprasza. Bardzo miło mnie to zaskoczyło, więc tym bardziej z wielką chęcią jechałem do Starogardu Gdańskiego.

Na miejscu przywitał mnie jeden z piwowarów Artur Wasilewski oraz stary znajomy, znany z gdańskich PiwoWar Battles,piwowar domowy Jacek Bieńkowski. Na początek, serce browaru oczywiście, czyli warzelnia, którą do browaru dostarczyła firma Schulz. Dwunaczyniowe machinarium o wybiciu piętnastu hektolitrów.




Warzelnia zlokalizowana jest w centrum restauracji, jest oszklona, dzięki czemu goście mają możliwość jej podziwiania podczas wizyt w tymże miejscu. Często gęsto są też świadkami procesu warzenia piwa. Poziom niżej, zlokalizowana jest leżakownia, którą goście mogą także podziwiać przez dość duże oszklenie. Na jej wyposażeniu są cztery zbiorniki fermentacyjno-leżakowe o pojemności 30 hektolitrów oraz dwa o pojemności 15 hektolitrów. Naprzeciw tychże, zlokalizowane są cztery zbiorniki wyszynkowe o pojemności 10 hektolitrów. W ostatnim tygodniu, do browaru przyjechało kolejnych sześć zbiorników fermentacyjno-leżakowych, każdy o pojemności trzydziestu hektolitrów. Dostarczyła je firma Joh. Albrecht.







Jacek i Artur warzą głównie cztery style, które stanowią kręgosłup i stała ofertę browaru, a są to: Kociewski Pils, Kociewski Lager, Bok Kociewski oraz Pszeniczne z Kociewia. Dodatkowo, na kranach zawsze jest dostępne, rotacyjne, sezonowe piąte piwo. W momencie odwiedzin, było to Kociewskie Lekkie o woltażu 3%, które serwowane jest na meczach koszykówki drużyny Polpharma Starogard Gdański. Czyli jak widać, oferta to głównie piwna klasyka. Jak mi chłopaki w czasie rozmowy wspomnieli, w browarze i restauracji zarazem, dość ciężko jest sprzedać 'ejla'.





 Z całej piątki piw, najbardziej do gustu przypadły mi, właśnie te lekkie, pszeniczne oraz koźlak.

Jako, że wizyta w Starogardzie Gdańskim, miała miejsce tuż po odwiedzinach Przystanku Tleń, głód jakoś nie doskwierał, jakkolwiek i tak zamówiłem żurek, który dość mocno przypadł mi do gustu. Co bardzo mi się spodobało, z tej strony gastronomicznej, to piec na pizzę i inne wypieki, który goście mogą podziwiać w okolicach baru.


Czas biegł nieubłaganie, więc trzeba było się powoli zbierać, zanim nastał zmierzch. Jeszcze pamiątkowe fotografie, uściski dłoni i drobne zakupy.



Dziękując Jackowi i Arturowi oraz całej ekipie Browaru Kociewski za gościnę i oprowadzenie po zakamarkach browaru oraz za świeże piwo, chciałbym polecić wizytę w browarze tym wszystkim, dla których piwna klasyka jest tym, co lubią najbardziej. Na zdrowie!

piątek, 28 grudnia 2018

Z wizytą w Browarze Przystanek Tleń w Tleniu

Okres pomiędzy Świętami Bożego Narodzenia a Nowym Rokiem, to doskonały moment, by wybrać się na kolejną piwną eskapadę i zwiedzić parę polskich browarów. Oczywiście, to wszystko jest możliwe, gdy w tym czasie wzięło się urlop. Ja tak właśnie zrobiłem i wybrałem się na zachód od Olsztyna, ku nowej przygodzie. 

Kompas nastawiłem na zachód i wyruszyłem w kierunku Borów Tucholskich. Akurat pogoda dopisywała, śniegi stopniały, temperatura wzrosła, także jazda przez nasz kraj była czystą przyjemnością. Pierwszym przystankiem na browarnym szlaku był browar i pensjonat Przystanek Tleń. 


Trasa od autostrady A1 w kierunku Tlenia, to piękny, naturalny szlak przecinający cudowne, dostojne lasy, które co jakiś czas, odkrywały tafle mijanych jezior. Gdyby nie asfalt, po którym toczyło się auto, można by pomyśleć, że jesteśmy w miejscu, którego nowoczesna cywilizacja nawet nie tknęła. W takich oto cudownych okolicznościach przyrody, docieramy do miejsca docelowego, znajdującego się w samym sercu Wdeckiego Parku Krajobrazowego. Wyjeżdżając z lasu, wita nas budynek Przystanku Tleń oraz wody rzeki Wdy przepływającej tuż obok. 


Tuż po przekroczeniu wrót Przystanku Tleń, wita nas bardzo przyjemne, świątecznie nastrojone wnętrze oraz przemiła, uśmiechnięta obsługa. Czekając na Romka Pękałę, piwowara browaru, który tego dnia obiecał być naszym przewodnikiem, zamówiliśmy kawę, którą do Tlenia dostarcza palarnia kawy z Bydgoszczy. Chwile potem pojawił się Romek, więc ruszyliśmy na krótką eskapadę po browarze. 

Na początku zahaczyliśmy serce browaru, czyli warzelnię. Tu od razu nadmienię, że sprzęt do browaru dostarczyła firma Minibrowary.pl. Dwunaczyniowa warzelnia składająca się z kotła zacierno-warzelnego oraz kadzi filtracyjnej, ma wybicie 600 litrów. 





Tuż za ścianą, znajduje się pomieszczenie leżakowni, w której obecnie zainstalowanych jest osiem tanków fermentacyjno-leżakowych o pojemności dziesięciu hektolitrów. Jak poinformował mnie Romek, są już plany, by zwiększyć liczbę zbiorników do dziesięciu w ciągu najbliższych miesięcy. 





W tym samym pomieszczeniu znajduje się także kolumna wyszynkowa, która rozprowadza piwo do kranów na barze, wprost z napełnionych wcześniej petainerów. 


Będąc jeszcze w leżakowni, Romek poczęstował leżakowanymi tam piwami. Była to okazja spróbowania Miodowego oraz Pszenicznego. Miodowe, to pełne zaskoczenie. Piwo z genialnym zapachu i smaku gryczanego miodu, a przy tym wytrawne. Coś, czego wcześniej, w polskich piwowarstwie nie doświadczyłem. Bardzo, bardzo fajne piwo. Jako, że Romek narobił nam smaku, to udaliśmy się wkrótce do baru, by skosztować tego, co akurat było podpięte do kranów. A tam działo się zacnie także. Tego dnia, były podpięte cztery piwa: Pils, IPA, Brut IPA oraz Tropical Stout. Zamówiliśmy zestawy degustacyjne.



Trzeba przyznać, że sława piw z Tlenia, która dotarła nawet na Warmię, nie jest bezpodstawna. Wszystkie próbowane tego dnia piwa, były wyśmienite, a dwa z nich, a mianowicie Tropical Stout i Brut IPA, wręcz fenomenalne. Tropikalny stout, to fantastyczny konglomerat aromatów owocowych oraz kawowo-czekoladowych. Delikatny w smaku, ale jednocześnie bardzo wyrazisty, z delikatna, przyjemną goryczką na finiszu. Brut IPA natomiast, to absolutny hit. Piwo leżakowane w beczce po Chardonnay, która to wywarła na sam trunek bardzo olbrzymi wpływ. Nuty owoców tropikalnych cytrusów i typowo winnych mieszają się tworząc całkiem przyjemne pachnidło oraz bardzo wyważony trunek, który nie dość że dostarcza fantastycznych walorów smakowych, to jeszcze dodatkowo, znakomicie orzeźwia. Dla mnie, piwo wybitne, które polecam każdemu. Będziecie państwo zadowoleni. Nie dziwota, że piwa Przystanku Tleń, rokrocznie zdobywają medale na Konkursie Piw Rzemieślniczych w Poznaniu. Ściana z trofeami zapełnia się i wierze, że przyszłym roku, pojawią się kolejne, gdyż wierzę, że chłopaki na pewno nas czymś jeszcze nie raz zaskoczą.


W Przystanku Tleń, nie dość że dobrze warzą, to jeszcze równie wyśmienicie karmią. Tego dnia skusiliśmy się na żurek (zawsze próbuję w każdym nowym miejscu), flendze, czyli placki ziemniaczane z wędzonym pstrągiem w komplecie z kwaśną śmietaną yuzu oraz szarpaną kaczkę w sosie terryiaki, podana w bułce z pomidorem, rukolą okraszoną domowym ajwarem. Wszystkie dania przepyszne, treściwe i cieszące nie tylko podniebienie, ale także i oczy. Jedynie, co bym co nieco poprawił, to kwaśność żurku, gdyż w obecnej formie, jest to gęsty, treściwy wywar, bardziej odpowiadający tym, którzy wolą żurek w tej mniej kwaśnej odmianie.

Samo piwo, serwowane dania oraz genialna obsługa, spowodowała, że właśnie układam plany ponownej wizyty w Przystanku Tleń, w okresie późnowiosennym, gdyż ta krótka wizyta, tylko podrażniła moje kubki smakowe. 

Kończąc wpis, chciałbym serdecznie podziękować Romkowi za bardzo miłe przyjęcie, za oprowadzenia po browarze, wszelkie wiadomości oraz po prostu dawkę serdecznej atmosfery oraz dobrego humoru, a także za fantastyczny, zaskakujący i przemiły czteropak. Podziękowania kieruję także kierownictwu, w szczególności Michałowi Semrau, właściwie za to samo, za co wdzięczny jestem Romkowi. Wierzę, że wkrótce ponownie się zobaczymy. 

Na koniec wizyty, małe piwne zakupy (piwa, szkiełka, itp.), krótki spacer po okolicy, ostatnie pamiątkowe zdjęcia, by wkrótce rozpocząć kolejny etap browarozwiedzania. Na miejscu można też zaopatrzyć się miody, które pochodzą z zaprzyjaźnionej pasieki,  przetwory owocowe, a także w rzemieślniczy olej. Oczywiście, piw butelkowych też jest cała masa, począwszy od delikatnych lagerów, kończąc na wysokobalingowych sztosach. 



 
A jaki kolejny przystanek wybraliśmy? O tym dowiecie się w kolejnym wpisie, który pojawi się jeszcze w tym roku. Wasze zdrowie!

sobota, 22 grudnia 2018

10 najważniejszych piw, które wywarły na mnie największy wpływ

Ostatnimi czasy, na jednym z mediów społecznościowych, wśród miłośników dobrego piwa, krąży łańcuszek, którego tematyką jest 10 piw, które wywarły na nich największy wpływ. Postanowiłem dołączyć do tego grona i połańcuszkować trochę, ale nie na wspomnianym medium, ale tu na blogu, od razu wrzucić tę pełną dziesiątkę. Zatem, zaczynamy.

1. Zacznę od piwa, które jako pierwsze w swoim życiu wypiłem. Było to, gdy miałem niespełna piętnaście lat i miało miejsce na klasowym biwaku (szkoła podstawowa) w przytulnej osadzie Jęcznik, nad Jeziorem Sasek Wielki. Wtedy, większość chłopaków z mojej klasy, oprócz konserw, chleba i innej garmażerki, do plecaka schowała także piwo. Takim sposobem i moim bagażu znalazło się kilka butelek. A były to piwa, z nieistniejącego już olsztyńskiego browaru Jurand, a mianowicie ... tu właśnie dokładnie nie pamiętam. Były to albo piwa Warmiak, albo Dukat i właśnie to któreś z nich było tym dziewiczym. Od tegoż właśnie, zaczęła się moja droga życia, w której obecne było już piwo.



2. Drugim piwem, które zmieniło moje postrzeganie piwa, był Ciechan Miodowy, a było to tuż po jego pojawieniu się na rynku, czyli w 2004 roku. Było to tak naprawdę pierwsze piwo, które pokazało mi, że piwo może smakować inaczej. Dzięki Ciechanowi Miodnemu, także zacząłem zwracać uwagę na to, że w sklepach pojawia się coraz więcej piw z browarów regionalnych. Zaczęła się piwna eksploracja.


3. Trzecim piwem na mej liście, jest jeden z dawnych, kultowych 'Smoków', a mianowicie Czerwony Smok z Fortuny. Piwo to skosztowałem, mniej więcej w roku 2009, w którym po raz pierwszy wybrałem się do gdańskiej Degustatorni. Dzięki temu piwu, poznałem trójmiejskie piwne knajpy, zacząłem regularnie odwiedzać pierwsze wielokrany, gdzie podczas każdej wizyty, Czerwony Smok był pozycją obowiązkową. 


4. Czwartym piwem na mej liście jest piwo, od którego zaczęła się moja przygoda z blogiem, czyli Marcowe z Browaru Kormoran. Historię tego piwa oraz powstania mojego bloga, już wiele razy opisywałem, więc ominę to na obecną chwilę, ale nie ominę Marcowego, które jest chyba najważniejszym symbolem Browarnika Tomka.


5. Piątym na liście, melduje się prawdziwa piwna legenda, kultowe piwo, które dało początek polskiej piwnej rewolucji. Tak, tak, macie rację, chodzi o Atak Chmielu z Browaru Pinta. Do zakupu tego piwa, niewiele po tym, jak pojawiło się na rynku, skusiła mnie etykieta, której wzornictwo, dość znacznie rózniło się od tego, co mogliśmy zastać na rynku. Jak się chwile potem okazało, walory aromatyczno-smakowe, były także zgoła inne od wszystkiego, co wtedy było warzone w Polsce. Do tej pory, Atak Chmielu jest jedną z głównych pozycji w moim piwnym menu i to się pewnie nie zmieni nigdy.


6. Przyszła pora na pierwsze piwo zagraniczne. Tutaj na czoło wysuwa się ... dla niektórych pewnie dość duże zaskoczenie, Kriek od Lindemansa. Taki 'owocowy piwny szampan', w którym nuty owocowe, smaki słodkie, kwaśne, mieszają się, tworząc całkiem przyjemny konglomerat, który do tej pory dostarcza mi sporo radości. Wiedzą o tym właściciele piwnych lokali Cafe Lamus oraz Lawendowa 8, którzy to, zawsze gdy ich odwiedzam, serwują mi pucharek tego czerwonego, owocowego przysmaku.

7. Kolejne zagranica, ale tym razem nie jedno piwo, a cała rodzina piw. Rodzina? Tak, tak, rodzina piw wędzonych z Bambergu od Aecht Schlenkera. Nie potrafię wymienić tego jedynego, które wywarło na mnie największe wrażenie, bo każde z ich oferty jest przegenialnym wędzonym majstersztykiem. Dzięki piwom z tejże bawarskiej Wenecji, zakochałem się w wędzonkach, w tak zwanej kiełbasie w piwie. Nie wszyscy moi znajomi to rozumieją, ale cóż, nie muszą. 

8. Na ósmym szczeblu tejże piwnej piramidy, należy umieścić piwo, które dało dość wyraźny sygnał, że polskie chmiele mają sens i pozwoliły mojemu serdecznemu przyjacielowi, czyli Pawłowi Piłatowi (PolishHops), wypłynąć ze swoją ofertą na szersze wody. Chodzi oczywiście o piwo Hop Sasa z Alebrowaru, które jet tak zwanym jednochmielem, do chmielenia którego użyto superanckiej odmiany Iunga. Zawsze jak pojawia się ono w ofercie browaru, zawsze choć jeden shaker, a właściwie jego zawartość, ląduje wewnątrz mnie. 


9. Przedostatnim piwem na liście, jest piwo, które rozpoczęło odrodzenie się warmińskiego piwnego stylu, piwa warmińskich chłopów, a chodzi oczywiście o rosanke. Piwem tym jest, pierwsze piwo Browaru Solipiwko (jeszcze w kooperacji - z Browarem Widawa), czyli Młócka. Wojtek Solipiwko wygrał tym piwem pierwszy Warmiński Konkurs Piwowarów Domowych i po roku przywiózł to piwo do Olsztyna (oficjalna premiera), na nieodbywający się już, Warmiński Festiwal Dziedzictwa Browarniczego. Tak w Polsce pojawił się styl rosanke.


10. Ostatnim piwem na liście, jest wywar, który moim zdaniem jest przykładem fenomenalnych umiejętności browarniczych, genialnie trafiający w moje gusta, dającym mi niesamowita ilość doznań. Polski piwowarski geniusz, czyli Ribesium Nigrum Arcanum z Browaru SzałPiw. Od kilku lat, zakochany jestem w piwach dzikich, a to opisywane właśnie, jest apogeum dzikości, czymś co mógłbym codziennie pić litrami, nie zaznając przy tym nudy, zmęczenia tymi samymi aromatami i smakiem. Moje ulubione polskie piwo. Szkoda, że tak rzadko warzone i widziane na rynku. Jakkolwiek wcześniej udało mi się odpowiednio zabezpieczyć, dzięki czemu mogę cieszyć się nim po dzień dzisiejszy. Co ciekawe, z czasem dzikość piwa wzrasta, co mi się bardzo podoba.


Jak wam się podoba moja dziesiątka? Czy wśród powyższych piw, są takie, które i wy byście umieścili w swojej liście? Czy może macie zupełnie innych przedstawicieli? Śmiało podzielcie się tym w komentarzach. Na zdrowie!

poniedziałek, 3 grudnia 2018

Z wizytą w Browarze Warkot w Łodzi

Trzecim i ostatnim łódzkim piwnym przystankiem, przed super metalowym koncertem, który tego dnia, był głównym programem mojej wizyty w kolebce włókiennictwa, okazał się Browar Warkot.


Browar Warkot, to najmłodszy browar w Łodzi i jeden z najmłodszych w Polsce w ogóle. Został założony w 2017 roku i wtedy tez to, w grudniu, została uwarzona pierwsza warka piwa. Browar Warkot, jak też zdążyłem zauważyć, to cześć łódzkiego klubu muzycznego Klubopiwiarnia, który to zlokalizowany jest w samym centrum łodzi, tuż niedaleko słynnej Piotrkowskiej, a mianowicie przy ulicy Narutowicza 7/9. Lokal czynny jest codziennie, w poniższych godzinach: poniedziałek - czwartek - 16:00-23:00, piątek-sobota 16:00-03:00, niedziela 15:00-23:00. 


Przed wizytą w Warkocie, zaanonsowałem się wcześniej, co zostało odebrane przez ekipę browaru z wielkim entuzjazmem, dzięki czemu, już po przekroczeniu drzwi, czekała na mnie Małgorzata Węgierska, czyli główna piwowarka browaru, która zaprosiła na wycieczkę po browarze. Warkot, to tak naprawdę, pierwszy browar, który odwiedziłem, w którym obowiązki głównego piwowara pełni kobieta. Szacunek! Oprócz Małgosi, w Klubopiwiarni czekała na mnie reszta moich znajomych, którzy tak jak ja, wybrali się na Slayer'a, a przed koncertem, postanowili popróbować łódzkich smaków. Jednym z nich był Bartosz Nowak, którego znacie zapewne z bloga Małe Piwko oraz jako piwowara gdańskiej Brovarni. Tak więc, we trójkę ruszyliśmy na małe zwiedzanko. 

Instalację do Warkotu dostarczyła czeska firma Pacovske Strojirny. Warzelnia zlokalizowana jest, prawie tuż naprzeciw wejścia do Klubopiwiarni. Wybicie warzelni, to dziesięć hektolitrów. Ciekawostą jest fakt, że z warzelni mamy dobry widok na scenę, która znajduje się naprzeciw, na której koncertują różnego rodzaju kapele.



Po lewej stronie warzelni, w pomieszczeniu obok, znajduje się pomieszczenie z tankami fermentacyjno-leżakowymi. Tanki widać doskonale z sali, a to dzięki zamontowanym dwóm wielkim owalnym przeszkleniom. 


W leżakowni możemy podziwiać dwanaście zbiorników, o pojemności dwudziestu hektolitrów każdy. Podczas oględzin leżakowni, Małgosia poczęstowała mnie i Bartka, bardzo pysznym jasnym lagerem. Muszę wam się przyznać bez bicia, że nie spodziewałem się, że jasny lager może tak świetnie smakować. Z tego, co się dowiedzieliśmy, to lada dzień, miał zostać podpięty na krany. 





Po krótkiej, jakkolwiek dość rzeczowej rozmowie o historii browaru, piwach w nim warzonych oraz innych okołopiwnych tematach, zostaliśmy zaproszeni do skosztowania piw browaru i muszę od razu wam napisać, że w Warkocie warzy się naprawdę dobrze. Na pierwszy ogień poszła amerykańska IPA, która okazała się bardzo esencjonalnym, mocno chmielowym piwem, w którym nuty owocowe bardzo mocno i przyjemnie łechtały nozdrza. Do tego bardzo przyjemna, dobrze zbalansowana goryczka. Super piwo. Tak mi zasmakowało, że wypiłem aż trzy pod rząd.



Degustację zakończyłem, równie dobrym stoutem przy akompaniamencie dość bogato skomponowanego miejscowego hot-doga i muszę się przyznać bez bicia, że chętnie bym został dłużej i napił się więcej, ale niestety trzeba było się zbierać powoli do łódzkiej areny na koncert, bo Obituary już rozgrzewali gitary i perkusję. Przyznać także musze, że w samym lokalu także leci z głośników bardzo dobra, rockowa muzyka. Naprawdę bardzo mile spędza się czas w tym miejscu. 



Podsumowując, Browar Warkot / Klubopiwiarnia, to fajne piwne miejsce, gdzie sympatyczna obsługa polewa bardzo dobre piwo, warzone przez równie sympatyczną piwowarkę. W tym miejscu, oprócz piwnych smaków, możemy także całkiem sympatycznie przekąsić co nieco oraz, co tez ważne, posłuchać bardzo dobrej muzyki i to zarówno z głośników, jak i na żywo. Zresztą sama nazwa Klubopiwiarnia, dość wyraźnie artykułuje, że na muzyczne i imprezowe wrażenia w tym miejscu, nie można narzekać. Ja kiedyś na pewno tam wrócę! Wasze zdrowie!