piątek, 13 czerwca 2014

Kącik Piwnego Melomana - ARMIA - Legenda

Dawno nie było wpisu z serii Kącik Piwnego Melomana. Niestety, ostatnie kolejne piątki tak się mi układały, że nie dane mi było w ogóle cokolwiek napisać. Dziś nadrabiam to i to z wielkim przytupem, jak to mi się wydaje. Przedstawiam (choć pewnie większość doskonale zna) jedną z najważniejszych i najgenialniejszych płyt w historii polskiego rocka. Tym albumem jest kultowa 'Legenda' super grupy Armia. 


Album 'Legenda' został nagrany w roku 1990, a wydany nakładem Wifon w 1991 roku. Ja w swoich zbiorach mam winyl z 2008 woku, wydany nakładem W Moich Oczach o numerze bocznym ML 7. Jest to ręcznie numerowana kopia numer 080. W sumie numerowanych egzemplarzy było 476 i około tyle samych nie numerowanych, dotłoczonych później. 


Skład Armii na 'Legendzie' to: Tomasz Budzyński (wokal; znany także z występów w Siekierze, 2TM2,3, Budzy i Trupia Czaszka), Robert Brylewski (gitara, wokal; znany także z występów w Kryzys, Brygada Kryzys, Izrael, 52UM), Dariusz Malejonek (bas; znany z Izrael, Kultura, Moskwa, Maleo Reggae Rockers), Piotr Żyżelewicz (perkusja; znany z wystepów w Izrael, Voo Voo, Brygada Kryzys, Moskwa) oraz Krzysztof Banasik (waltornia; znany miedzy innymi z Kult). Gościnnie wystąpili także: Anna Landowska (flet), Sławomir Gołaszewski (trąbka afrykańska i klarnet) oraz Jan Żyżelewicz (gitara klasyczna).


Wspominałem już o kultowości tego albumu. Płyta jest mega żywiołowa, energetyczna i melodyjna. Na obu stronach krążka mamy właściwie same hity. Już pierwsza kompozycja, czyli 'Kochaj mnie', uzmysławia słuchaczowi, że podczas odsłuchu będzie się działo. Potwierdza to drugi numer, jeden z najbardziej kultowych, czyli 'Przebłysk'. W tym momencie dźwięki wbijają nas w fotel i przyciskają do niego niczym potężne elektromagnesy. Trzeci numer, również bardzo znany, nieco masywniejszy, posępniejszy, wolniejszy, ale ciekawe złożony kompozycyjnie. Tak, tak proszę państwa, to 'Gdzie ja tam będziesz ty'. Czwarty utwór, to kompozycja, której nie trzeba szerzej przedstawiać. Magiczna, mistyczna, sroga, genialna muzycznie 'Opowieść zimowa'. Dla wielu fanów Armii to numer 1 w ich dorobku. Prawie siedem minut fenomenalnego muzycznego misterium. Stronę A wieńczy kawałek 'To moja zemsta', który charakteryzuje się dość prostą linią melodyczna oraz różnorodnymi, wplecionymi dźwiękami w tle. Stronę B otwiera lekko turpistyczny utwór tytułowy, czyli 'Legenda'. Zaraz potem wchodzi czad związany z numerem 'Nie ja', po którego zakończeniu, wchodzi ulubiony numer mojego ultra zioma Borysa, czyli 'Trzy bajki'. Mistyczna, instrumentalna kompozycja. Przedostatnia kompozycja, czyli 'To czego nigdy nie widziałem', cudownie wpisuje się w klimat albumu. Energetyczny, mosiężny i przygniatający niczym rozpędzony do prędkości bolidów formuły 1 walec. Miazga. Album wieńczy, jak to mówił mi kiedyś kumpel z licealnej klasy, 'deszczowa piosenka' w wersji Armii. Chodzi oczywiście o 'Dla każdej samotnej godziny'. Żałuję tylko, że na wydaniu winylowym nie ma jednego z moich najulubieńszych kawałków grupy, czyli 'Niezwyciężonego'. Na szczęście mam go na dwóch innych albumach. 


Wielkim atutem albumu jest potężne brzmienie. Płyty słucha się wyśmienicie. Cudowna muza, genialne teksty, wspaniały klimat. Zamykamy oczy i już po kilku sekundach znajdujemy się w miejscu akcji baśniowego przedstawienia, którego narratorem jest Budzyński. Mistrzostwo świata. Tylko żal, że płyta upływa tak bardzo szybko. Na pewno jedna z moich ulubionych słabostek w życiu.


A co przyniesie następny tydzień? Zobaczymy. Zapraszam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz