poniedziałek, 23 czerwca 2014

Festiwal Birofilia 2014 - Akt I - Piątek

Ostatni, długi weekend spędziłem na południu Polski, a także miałem okazję troszkę zwiedzić ziemie naszych sąsiadów Słowaków i Czechów. Wraz z przyjaciółmi Olą, Tomkiem i Andrzejem (obaj z Grupy Żywiec) wybraliśmy się na Festiwal Birofilia do Żywca. Przyznam szczerze, że nie mogłem się tego wyjazdu doczekać. Po pierwsze dlatego, że nigdy nie byłem w Żywcu, a po drugie dlatego, że sam festiwal i jego fama mocno mnie ekscytowały.

Na Żywiecczyznę wybraliśmy się w piątek skoro świt. Po pokonaniu kilkuset kilometrów autem z Olsztyna, około 15.00 dotarliśmy do Żywca. Swoje pierwsze kroki, przed wyjazdem do kwater, skierowaliśmy na teren festiwalowy, gdzie postanowiliśmy zobaczyć, jak to wszystko wygląda oraz zahaczyć o sklepik festiwalowy oraz kram Alei Piw Świata. Tam zakupiłem festiwalowe szkło i uzbroiłem się w ulotki. 


Chwilę potem byłem już przy sklepie, w którym według festiwalowej ulotki, można było nabyć aż 623 różne piwa. Ja sam pierwszego dnia kupiłem tylko około dziesięciu, w tym lambiki, wędzonki, piwa chmielone rewolucyjnymi amerykanskimi chmielami, witbiery. Wśród piw, które zakupiłem był także Grand Champion 2009, czyli Brackiego Koźlaka, który wzbogaci moją kolekcję piw. Przy stoisku można było także wziąć udział w licytacji kultowego piwa w kultowym opakowaniu, a mianowicie piwa Samuel Adams Utopias. Ostatnią sumę, jaką zauważyłem na liście, to było 1500 złotych.





Po zakupach, fanty zaniosłem do auta i ruszyłem do Alei Piw Świata, by napić zacnych piw. Przed wyjazdem do kwatery skosztowałem Specyfika z Artezana oraz kooperacyjną premierę Pinty i Simona Martina, czyli Call me Simon. Piwa w Alei Piw Świata dostępne były w namiotach, których można było się napić z dwóch kranów. Każdy namiot także zaopatrzony był w lodówkę. Co najważniejsze, to fakt, że każdy namiot reprezentował inny styl piwa. 









Po tych dwóch degustacjach, zebraliśmy się do wyjazdu do kwater. Po jakiejś godzinie, którą wykorzystałem między innymi na odświeżenie, wraz z Olą wróciliśmy na teren festiwalu. Najpierw wstąpiliśmy do namiotu kolekcjonerskiego. Mnogość pasjonatów biroiliów oraz samych birofiliów oszołomiła mnie. Pełno butelek i puszek od piwa, szkła do piwa, etykiet i podstawek piwnych, kapsli, ubrań, samych piw i innych rzeczy troszkę zawróciła mi w głowie. Przy stoiskach sami fascynaci, osoby, jak ja to mówię 'pozytywnie zakręceni'. Co mnie mocno zaskoczyło, to cała masa etykiet ... ykhm ... Łebskiego Browaru. Patrząc na nie, zastanawiałem się, czy część tych etykiet wkrótce pojawi się na butelkach, które to pojawią się w sklepach. Szok!






Kolejnym etapem podróży po terenie festiwalu był namiot festiwalowy, w którym mieściły się: scena, stoisko Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych, stoisko Browamatora, a także stoisko piw Grupy Żywiec.



Przy stoisku piwowarów wystawiali się między innymi moi znajomi Daniel Duda z Olsztyna z Browaru Jaroty, Łukasz Pawlak z Gdańska z Browaru Budyń Endorfinowy, Marcin Stefaniak - piwowara domowego i blogera (Piwolog), a także Andrzej Miler, znany najbardziej z tego, że w 2012 roku uwarzył Grand Championa.





W namiocie także spotkałem wielu znajomych, kumpli i przyjaciół z różnych stron naszego kraju, takich jak Gdańsk, Gdynia, Olsztyn, Lublin, Sosnowiec, Warszawa, Toruń, Poznań. Byli wśród nich piwowarzy domowi i profesjonalni (Browar Piwna, Browar Olimp i Browar SzałPiw), plantatorzy chmielu, 'drożdżownicy', blogerzy (Piwne Podróże, Małe Piwko, Polskie Minibrowary). Co z tego wynikło? No jak to co? Biesiadowanie oczywiście. Degustacje piw domowych, piw rzemieślniczych, rozmowy o piwowarstwie, o chmielach, o festiwalu i o wszystkim innym co związane z piwem. Ach, coś wspaniałego i pysznego zarazem.
  







To jednak nie był koniec wrażeń. Wiadomym jest, że spożywane piwo wzmaga apetyt, więc wybrałem się do strefy gastro, gdzie przy namiocie Browaru Widawa, spotkałem kolejne znamienite osoby polskiego świata piwnego, w tym postaci z browarów: Artezan, Widawa, SzałPiw oraz najsłynniejszego polskiego blogera piwnego, mojego imiennika, Tomka Kopyrę. Tu także dobre piwo, świetne rozmowy i super dobrego humoru.

Na sam koniec, także genialna piwna uczta z ekipą Grupy Żywiec. Także sympatyczni, zgrani ludzie, pyszne żarcie i także dobre piwo. Do tego, cała masa cudownego humoru. Ehh, zacnie!

Wiem, wiem, w namiocie odbywały się tego dnia wykłady na scenie w namiocie festiwalowym. Wybaczcie, ale wśród tylu fenomenalnych znajomych i piwach, nie miałem jakoś większej chęci uczestniczyć w tychże przemówieniach, choć może i powinienem. Niestety, ludzie wokół mnie okazali się ważniejsi.
 
Ogólnie rzecz ujmując, pierwszy dzień minął wyśmienicie. Festiwal Birofilia, dzień pierwszy, spełnił moje oczekiwania. Taki festiwal, taka impreza, to jedna z najwspanialszych w Polsce okazji do napicia się dobrego piwa, do zakupu genialnego piwa, do spotkania wielu fantastycznych ludzi i super spędzenia czasu. Wypiłem tyle piwa, że sam teraz, z perspektywy czasu, teraz tego nie ogarniam. Wszystko oczywiście znamienite. Kiedyś już to pisałem, w piwie dla mnie najważniejsi są ludzie, czyli Ci którzy to piwo i otoczkę wokół niego tworzą. Pierwszy dzień w Żywcu, razem z tymi wszystkimi ludźmi dał mi tyle radości, ile dawno nie uświadczyłem. Po pierwszym dniu wiedziałem już, że Birofilia rządzi. Czułem tylko jeden żal, że dzień w końcu się kończy, dopada 'zmęczenie' i trzeba już wracać do kwatery, odpoczywać przed następnym długim i arcyciekawym i ważnym dniem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz