piątek, 15 lutego 2013

Kącik Piwnego Melomana - SODOM - Agent Orange

Jakże szybko te kolejne piątki nadchodzą. Dziś znowu piątek i znowu kilka słów o kolejnym albumie i znowu będzie bardzo ciężko. W obecnym odcinku Kąciku Piwnego Melomana album, który jest jednym z klasyków niemieckiego thrash metalu. Jedna z moich ulubionych płyt w kolekcji, album 'Agent Orange' supergrupy Sodom.

Album został nagrany i wydany przez SteamHammer/SPV w 1989 roku. Ja sam mam właśnie wydanie SteamHammer/SPV 84-7597 z 1989 roku. 


Skład Sodom na tym albumie to: Tom 'Angelripper' Such (bas i wokal), Frank 'Blackfire' Gosdzik (gitara) oraz nieżyjący już niestety Chris 'Witchhunter' Dudek (perkusja).


Album, jest w większości efektem mocnego zainteresowania Angelripper'a tematyką wojny w Wietnamie. Tytułowy 'czynnik pomarańczowy' to herbicyd rozpylany przez amerykańskie wojska na terytorium Wietnamu Południowego. Płytę otwiera tytułowy 'Agent Orange'. Utwór chyba specjalnie wybrany na początek, bo robi wielkiego smaka na kolejne. Drugi numer 'Tired and Red' to z jednej strony szybkość i złowrogość w początkowej fazie, w środkowej części nieco sentymentalne, spokojne gitary, po których cudowne riffy Blackfire w połączeniu z perkusją Dudka, doprowadzają nas do białości. Końcówka kawałka to znowu ten sam czas, co w pierwszej fazie. Jeden w moich ulubionych numerów na płycie. Zaraz po nim, do naszych uszu docierają dźwięki 'Incest', który szczególnie mi się podoba od połowy do końca, znowu za sprawą Blackfire, Dudka i Angelripper'a i jego bulgoczącego basu, którzy to tworzą super thrash'owy klimat. ten utwór, zawsze gdy go słucham, przywodzi mi na myśl, metalową grupę moich znajomych z Olsztyna, której nazwa to właśnie Incest. Następną kompozycją, która jest moim zdaniem, najlepszą na 'Agent Orange', to 'Magic Dragon'. Utwór rozpoczyna się rykiem lecących samolotów, z których to, amerykańscy żołnieże wystrzeliwują pociski z karabinów maszynowych w kierunku żołnierzy Wietkongu. Tuż za tym intrem mamy genialną grę Dudka na perkusji, ciężkie, posępne riffy Blackfire oraz dumne, pozbawione uczuć i litości, dźwięki basu Angelripper'a. Czad jaki pojawia się w środkowej fazie utworu, daje nam możliwość wyobrażenia sobie masakry, która miała miejsce na polu bitwy. Końcówka to fenomenalny wojenny cwał Angelripper'a, którego w tle wspomaga Blackfire, a czemu ton nadaje Dudek (fenomenalna 'perka'). 'Miszczostwo świata', jak mawia mój kumpel Tomek! Utworu tego powinni nauczać na lekcji muzyki w szkole podstawowej i powinni robić z niego praktyczną klasówkę, w każdym roku nauczania, w klasach od 1 do 6. 'Exhibition Bout', który pojawia zaraz po 'Magic Dragon', to kolejne genialne czady, mieszanka genialnych riffów i czadów. Siódmy numer na płycie, istny hit, czyli 'Ausgebombt', to bardziej punk'owy numer niźli thrash metalowy. Czad najwyższych lotów, ze świetną grą Angelripper'a oraz perkusją,Dudka, jakby wziętą ze stajni Formuły 1. Na płycie mamy także jeden cover, to ostatni numer 'Don't Walk Away' brytyjskiej grupy Tank.

Muzyka na płycie jest niesamowicie szybka i zarazem ciężka. Brzmienie także mi bardzo pasuje, naprawdę jest srogie. Może niezbyt czyste, ale przecież nie o to chodzi w thrash metalu najwyższej próby. Jednego, czego mi brakuje na tym albumie i w ogóle na wszystkich płytach Sodom, to drugiego gitarzysty. Myślę, że muzyka byłaby wtedy jeszcze bardziej wyraźna, mocna i groźniejsza, a płyta po prostu jeszcze lepsza.   

Płyty tej słucham już prawie ćwierć wieku i cały czas tak samo mnie miażdży i nie nudzi mi się, to także świadectwo jej genialności.

Ale, co tam będę więcej się o niej rozpisywał, jak i tak żadne słowa nie wyrażą tego, co wyrazić mogą dźwięki. Zapraszam wszystkich znajomych i przyjaciół na odsłuch na mojego 'chomika'. Album chroniony jest hasłem, które można uzyskać kontaktując się ze mną:

W przyszłym tygodniu natomiast, lekka zmiana klimatu. Co to dokładnie będzie? Zapraszam w przyszły piątek.

5 komentarzy:

  1. Nadszedł kolejny piątek. Dzień bez mięsa, ale za to z recenzją niestrudzonego browarnika Tomka. Znów wpisuję opinię jako pierwszy. Zapewne "beer maniacy" wyglądają sobotnim rankiem jak Pan z okładki "The morning after" Tankarda. Wracając do recenzowanej płyty. Wspaniała. Jeden z przełomów mojej muzycznej edukacji, chociaż nie taki jak "In the sign of evil". Muszę też dodać, że minimalnie wyżej stawiam w dyskografii Sodom "Persecution mania". Chyba :). Popieram recenzję browarnika, ale z zastrzeżeniami. Cóż za straszne przeoczenie, że recenzent pominął jeden z najwspanialszych utworów "Remember the fallen". Myślałem - jest zbyt wolny dla recenzenta, ale później przypomniałem sobie, że autor słucha Urszuli i wtedy zrozumiałem. On tak napisał z premedytacją ! Niewybaczalne. Będzie go to kosztować kilka dobrych browarów jak przyjadę do Trójmiasta. No i jeszcze z jednym się nie zgadzam. Płyta nie byłaby lepsza, gdyby grał na niej drugi gitarzysta. W studiu nagraniowym "wioślarz" może nagrać tyle partii ścieżek gitarowych, ile mu się podoba. Nawet za dziesięciu. Brak drugiego gitarzysty może być zauważalny, ale na koncercie. Uważam, że drugi "wioślarz" na Agent Orange mógłby jedynie pogorszyć jakość tej genialnej płyty. Na marginesie, wraz z odejściem do Kreatora Franka Blackfire skończył się najlepszy okres twórczości Sodom. Jego gra bardzo mi się podobała. Prawie tak bardzo jak recenzje browarnika Tomka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam mojego ulubionego recenzenta. Zacznę od końca. Tak samo uważam, ze odejście Blackfire do Kratora, pozbawiło Sodom polotu i tego wigoru. Co do drugiego wioślarza, hmm, no to tylko moje zdanie i nie jesteś pierwszym, który z tym do końca się nie zgadza. Ale wyobraź sobie, wspomnianą przez Ciebie Urszulę, na drugiej gitarze w Sodom? To byłoby coś :-D A 'Remember the Fallen'? No cóż lubię go, ale nie tak bardzo jak pozostałe numery. Szczerze mówiąc aranżacyjnie i brzmieniowo przypomina mi kawałki z '... and Justice for All' Mety, która także bardzo lubię. Uważam jednak, że wszystkie wymienione w recenzji, są lepsze. Pamiętam Grzesiek, jak bardzo lubisz ten album, tak bardzo, że ponad 20 lat temu, w swoich zbiorach miałeś dwie sztuki cd 'Agent Orange'.

      Usuń
  2. Ty to masz pamięć. Fakt, miałem dwie sztuki "Agent orange". W sumie nie wiem dlaczego :). Pamiętam za to, kto oddał do wypożyczalni puste pudełko bez płyty "Obsessed by Cruelty" Sodoma. Przypominam, że wtedy nie piłeś tyle piwa - co teraz? :). Wyobraziłem sobie Urszulę jako drugą gitarzystkę Sodom. Wygrałeś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, oddałem puste pudełko 'Obsessed by Cruelty'. CD zostało w moim kultowym Funai. Mina i słowa wypowiedziane przez śp. ojca Igora w wypożyczalni na Smętka - bezcenne. To były kultowe czasy. Wtedy może tyle piwa nie piłem, ale pamiętam imprezę u mnie, Twoje urodziny, jak poczęstowałeś mnie czyś o nazwie 'Barowa'. Ow trunek zniszczył mnie w równym stopniu, jakby to zrobił czynnik pomarańczowy.

      Usuń
  3. Coś było w tym Franciszku. Zaraz po nagraniu z Sodom świetnej Agent Orange, nagrał jeszcze lepsze Coma of Souls z Kreator czyli 2 najlepsze thrashowe płyty z Europy.

    OdpowiedzUsuń