Pierwszy dzień wiosny nastał. Piękna pogoda, słońce cudownie świeci i ogrzewa. Ten dzień, od ponad ćwierć wieku, kojarzy mi się z tak zwanym 'dniem wagarowicza'. Przypominają mi się spotkania na olsztyńskiej fosie i koncerty tam grane. Zazwyczaj były to koncerty kapel 'andergrandowych'. Jedną z nich tworzyli moi super kumple, a nazywała się Czarne Trójkąty. Występ ponad 20 lat temu był iście 'hardkorowy'. A skoro wspomniałem o hard core, to najlepsza muzyką na taki dzień, jest właśnie hc. Przedstawiam wam zatem genialny hc z Niemiec, czyli grupa Spermbirds i ich kompilacja dwóch pierwszych albumów 'Something to Prove' oraz 'Nothing is Easy'.
Album 'Something to Prove' został nagrany w 1985 roku i wydany w roku 1986 przez We Bite Records. 'Nothing is Easy' to album z 1987 roku, który został wydany także przez We Bite Records. Ja w swoich zbiorach mam DigiPack z 2006 roku od Rookie Records o numerze bocznym RR028. Jest to kompilacja dwóch albumów + 6 bonusowych kawałków.
Skład Spermbirds na 'Something to Prove' to: Lee Hobson Hollis (wokal), Frank Rahm (gitara), Roger Ingenthron (gitara), Markus Weilemann (bas) oraz Mathias 'Beppo' Goette (perkusja). Jeśli chodzi o album 'Nothing is Easy' to nastąpiła jedna zmiana. Dodatkowo na gitarze udzielał się Joe Strubbe.
Dwa albumy Spermbirds to genialna dawka super hard core. Jakkolwiek dla mnie 'dwójka' czyli 'Nothing is Easy' jest zdecydowanie lepsza i bardziej czadowa. Co nie znaczy wcale, że 'jedynka' jest słaba. Super gitarowe i basowe granie. Wspaniałe rytmy perkusji. Kawałki takie, jak tytułowy 'Something to Prove', 'My God Rides a Skateboard', 'You're Not a Punk', czy fenomenalny 'Try Again' robią naprawdę świetną robotę. 'Try Again' usłyszałem najpierw w wykonaniu grupy Tankard (bardzo piwna grupa, nazwa także), kiedy to słuchałem ich albumu 'The Morning After' i gdy usłyszałem po raz pierwszy Spermbirds u mojego kumpla Grześka, to powiedziałem: 'Oooo, toz to cover Tankard!'. Jak się okazało, jest zupełnie odwrotnie.
'Dwójka', czyli 'Nothing is Easy' to już jest to, co hacemaniaki lubią najbardziej. Juz pierwsze dźwięki 'Die Sgt. Landry' ukazują nam potencjał albumu. Drugi numer 'Your Problem' to także kawał świetnego grania, szczególnie pierwsze 40 sekung, kiedy to możemy się raczyć fantastycznymi gitarami, super akompaniującym basem i rytmem perkusji. Kolejne numery 'Nothing is Easy', 'Cave', 'Another Dead Friendship' to sama 'hardkorowa'. Świetny jest też cover Angry Samoans, czyli 'Lights Out' (numer ten też świetnie zagrali chłopaki z The Accused) oraz lekki 'łesternowy' pastiż, czyli 'Texas Cowboy'. Ehh, genialne granie.
Wszystko to cudownie dodaje energii i animuszu. Słuchając tego, człowiek chce szaleć tak jakby był na koncercie, pod samą sceną. Totalny odlot.
Wszystkich znajomych, którzy mieliby ochotę posłuchać, jak genialnie graja i śpiewają na tych dwóch albumach, serdecznie zapraszam na browarnikowego 'chomika'. Foldery z plikami chronione są hasłem. Jeśli chcielibyście go uzyskać, proszę o bezpośredni kontakt:
Perełka. Kiedyś miałem na kasecie MAXELL z jednej strony a z drugiej Minor Threat. Ech, łezka się w oku kręci. Pozdr
OdpowiedzUsuń