piątek, 9 listopada 2012

Kącik Piwnego Melomana - PRZEMYSŁAW RUDŹ - Cosmological Tales

Tydzień temu zadałem wam pytanie, o czym chcielibyście dziś przeczytać. Były trzy możliwości wyboru: elektronika, polska i polska elektronika. Nie było odzewu, więc sam wybrałem z tej trójki i padło na polską elektronikę. Dziś chciałbym przedstawić płytę, mojego bardzo dobrego przyjaciela, pasjonata muzyki elektronicznej i progresywnego rocka, hobbysty astronomii, miłośnika hi endu, Przemysława Rudzia, o tytule 'Cosmological Tales'. Album z 2010 roku, jest drugim w dorobku artysty. W sumie Przemek nagrał już 6 albumów, w tym jeden z byłym muzykiem grupy Exodus, Władysławem Komendarkiem. 'Cosmological Tales' otrzymałem w prezencie od autora albumu w dniu moich urodzin. Moim zdaniem z całej dyskografii Przemka ten album jest, może nie najciekawszy, ale chyba najbardziej dynamiczny, dlatego właśnie o nim postanowiłem napisać kilka słów.


Na płycie znajdziemy kwintesencję muzyki elektronicznej, może nie w wymiarze XXI wieku, ale takim, który przerzuca nas do lat 80-ych XX wieku. Można na albumie usłyszeć wpływy Marka Bilińskiego, Vangelisa, Klausa Schulze, czy nawet, ale to tylko miejscami, w kilku zaledwie momentach, Richarda D. Jamesa, czy Geira Jensena.


Płytę rozpoczyna dość energetyczny 'Through the Planck Era', który w początkowej fazie, może troszkę przywodzić na myśl 'Dzwony Rurowe' Mike Oldfield'a. Te wrażenie trwa jednak krótko i Przemek zaraz potem zabiera nas w pełną wrażeń kosmiczną podróż. Utwór jest jakby uwerturą, uświadamia nam, że to początek ekskursji i przed nami jeszcze sporo wrażeń. Drugi na albumie, 'The God Particle's Dance', to mój ulubiony numer, cudownie energetyczny i pełny w wyrazie. Kosmos miesza się tu z ziemskością. Widzimy falujące wody oceanów, ruchy chmur na burzowym niebie, lawę wydobywającą się z wulkanu oraz inne zjawiska dziejące się na ziemi. Na wszystko to spoglądamy z okien statku kosmicznego, który będąc na wysokości kilkudziesięciu kilometrów nad Ziemią, zatrzymał się, by zobaczyć bezmiar nieskończoności boskiego działania na naszym globie. Dla mnie apogeum twórczości Przemka. Utwór, jak na autor, bardzo krótki ... niewiele ponad pięć minut, jakkolwiek cały kunszt muzyka widoczny jest tu nader wyraźnie. W tle tego numeru i w końcówce wyraźnie słyszalny jest Richard D. James i jego nuty z utworu  'On the Romance Tip' z kompilacji Caustic Window. Po tym kawałku w kolumnach zaczyna rozbrzmiewać 'Let There Be Light', w którym ponownie, bardzo delikatnie daje znać o sobie Mike Oldfield. Klimat utworu bardzo kosmiczny, choć moim zdaniem tytuł powinien być 'Let there Be Life', gdyż utwór opowiada jakby o narodzinach życia. Jakkolwiek życie to podobno światło, więc tytuł, tak czy siak, pasuje. Następny numer to prawdziwe kosmiczne misterium, czyli 'Islands of the Universe'. Przemek przez trzydzieści minut obwozi nas swoim statkiem kosmicznym po różnych planetach, które sam nazywa wyspami w oceanie bezmiaru. Początkowo odwiedzamy Ziemię, tak mi się wydaję, ale nie taką jaką znamy, tylko taką, na której ewolucja zagrała ze wszystkimi formami życia w karty i wygrała. Potem składamy wizyty na innych wyspach, z których każda jest inna, każda zachwyca i przeraża zarazem. Kolejny numer to, także jeden z moich ulubionych, 'We Live Here'. Sam nazywam ten utwór 'deszczową piosenką'. Wsłuchując się w ten utwór widzimy siebie, w opuszczonym domu, ale jakże przytulnym, spoglądamy przez okno na padający deszcz i przygrywamy mu do jego mokrego tańca. Utwór bardzo sentymentalny, rzekłbym w klimacie trójmiejskim, może nawet 'możdżerowym'. Album zamyka 'Disputable Future', gdzie gościnnie gitarowe partie nagrał Jarek Figura, kompozytor i gitarzysta grupy Bielizna. Kawałek jest pełen zwrotów tematycznych, ciekawie ze sobą splecionych. Kosmos czuć w nim nadal, ale nie taki ciężki, nie taki mroczny i groźny, tylko taki, hmmm, lekki, łatwy i przyjemny. Słuchacz jest informowany, że kosmiczna podróż dobiega końca, a kosmiczne, transcendentalne formy wszystkiego, zaczynają nabierać kształtów ziemskich i bardziej ludzkich.

Album naprawdę może się podobać, jakkolwiek na pewno nie po pierwszym przesłuchaniu. Na samym początku dłuży nam się i czasami nawet nudzi. Trzeba nauczyć się go słuchać, wtedy odkryjemy to, co w nim najpiękniejsze.
 
Ciekawostką tej płyty jest fakt, że wewnątrz wkładki, fotografia przedstawiająca Przemka, jest mojego autorstwa. Można powiedzieć, że mam swój niewielki wkład w powstanie tego albumu. Na pierwszej i trzeciej płycie autorstwa Przemka, także znajdują się zdjęcia zrobione przeze mnie.  
 

Posłuchać wszystkich kosmicznych utworów z tej płyty można posłuchać, oczywiście, na browarnikowym 'chomiku':

Cały czas też myślę, czym zaskoczyć was w przyszłym tygodniu. Waham się między ciężkim graniem a czymś polskim z lat 80-ych, hmm? Oto jest pytanie. 

4 komentarze:

  1. Ja to bym chciał jeszcze więcej elektroniki. Zwłaszcza w stylu lat 80'tych. Tego nigdy nie za dużo :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się coś w tym zaradzić. Raz na jakiś czas taka muzyka na pewno się tu pojawiać będzie :) pozdrawiam :)

      Usuń
  2. metal TOmku - METAL !!!!

    OdpowiedzUsuń