Chciałbym zacząć od tego, że zwykle w piątki dodaję wpis do Kącika Piwnego Melomana, jakkolwiek dzisiaj, nietypowo w czwartek, zamieszczam kolejny odcinek. Ostatnio jeden z komentatorów mojego bloga, poprosił mnie, by w KPM było więcej metalu. Tak więc dzisiaj znowu coś z ciężkich brzmień, a dokładniej z niemieckiego thrash metalu. Proszę państwa, przed wami album 'The Upcoming Terror', czyli jakże udany debiut grupy Assassin. Dla mnie osobiście, kultowa płyta niemieckich thrashers'ów. Najlepsza chyba ze wszystkich płyt nagrana kiedykolwiek przez Niemców. Choć przyznam, że miałem lekkie zwątpienie odnośnie tej płyty, gdyż prawie tak samo mocno, lubię album 'Agent Orange' gdrupy Sodom. No ale jednak, po dokładnym przesłuchaniu obu płyt, stwierdziłem, że 'The Upcoming Terror', bardziej zasługuje na dzisiejszy wpis.
Sam w swojej bogatej kolekcji mam dwa wydania tego albumu: winyl z 1987 roku, wydany przez niemiecki SteamHammer oraz wersję cyfrową na dwóch CD, wydaną przez brazylijską Marquee Records. Ta druga wersja dodatkowo, oprócz 'The Upcoming Terror', zawiera demówki 'Holly Terror' oraz 'The Saga of Nemesis', a także koncert 'Liva at the Kupferdachle, Pforrzheim, Germany 23 May 1987'.
Skład grupy na albumie tworzą: Robert Gonella (wokal), Dinko Vecic (gitara), Scholli (gitara), Lulle (bas) oraz Psycho Danger (perkusja).
Płytę otwiera, spokojny jak na ten album' 'Forbidden Reality', który na wydaniu Marquee Records jest rozbity na dwa utwory: 'Into War' oraz właśnie 'Forbidden Reality'. Po tym numerze (numerach), wchodzi jeden z moich ulubionych, czyli 'Nemesis'. Po prostu wielka, wspaniała thrash'owa miazga, a riffy gitarowe, takie jakie lubimy najbardziej. Jest ciężko i po prostu bosko, jeśli o metalu w ogóle można tak się wyrazić. Kolejne cudowne dreszcze przechodzą, gdy rozpoczyna się najlepszy numer na płycie, czyli 'Assassin'. Początek i środkowa część utworu jest, hmm, jakby to określić, troszkę norweska, grimness'owa wręcz. Poza tym, mamy tu miażdżące gitary, które swymi riffami doprowadzają do misteryjnego, metalowego obłędu. Dinko i Scholli naprawdę dają radę. Jeden z klasyków metalu w ogóle. Zaraz po nim, mamy także genialny 'Holly Terror'. No i pod koniec, wita nas swoimi dźwiękami, energetyczny 'Bullets'. Kiedy miałem 15 lat, a było to w 1990 roku, myślałem (mój dobry przyjaciel z osiedla, Grzesiek, także), że szybciej na perkusji nie da się zagrać. Dość szybko nasze poglądy, niestety, albo stety, zostały zweryfikowane. Nieskromnie uważam, że 'Bullets' powinien być ostatnim numerem na płycie, gdyż genialnie epiloguje album. No ale ostatnim jest 'Speed of Light', także bardzo, bardzo dobry numer. Zresztą na tej płycie nie ma słabych kawałków.
Brzmienie płyty, jak na tamte czasy, jak na debiut kapeli, bardzo dobre, szczególnie w wersji winylowej SteamHammer. CD z Brazylii już niestety, po remasteringu, który zepsuł troszkę odbiór. Płyta, w wersji, CD jest nagrana za głośno, co może troszkę męczyć uszy. Dźwięk z winyla jest miękki, cieplejszy i chyba bardziej dynamiczny. Poza brzmieniem, na samym początku słuchania tego al;bumu, może nieznacznie męczyć wokal Roberta, trzeba się do niego przyzwyczaić. Potem już płyta wchodzi, jak przysłowiowy nóż w masło.
Naprawdę płyta jest istnym klasykiem. Wszyscy moi znajomi, którzy siedzą zatopieni dość głęboko w metalu, maja podobne zdanie. Nie znam metalowego gościa, któremu by ta płyta się nie podobała. Kto jej nie zna, serdecznie polecam.
A na odsłuch, zapraszam do browarnikowego 'chomika':
W przyszłym tygodniu zaś, czekać będzie na was, prawdziwe polskie muzyczne misterium. Zdradzę tylko, że nazwa zespołu, jest dwuczłonowa.
Tomek, szacunek za dwutorową działalność blogową. Odnośnie płyty – jest wspaniała w swoim gatunku. To ‘’oczywista oczywistość’’. Wiele lat temu, gdy nie byłem jeszcze dziadkiem i nie jadałem cukierków z wnusiem, wstrząsnęła mną dokumentnie. Druga płyta w ich dyskografii już mi się tak bardzo nie podobała i żałowałem, że mam na CD ‘’Interstellar Experience’’ zamiast debiutu. Na początku lat dziewięćdziesiątych o płyty było trzeba trochę powalczyć. Nie to co teraz, więc miałem czego żałować. Prawdą jest, że chciałem grać na bębnach utwór Bullets i wydawał mi się kosmicznym łomotem. Nie twierdziłem jednak, że szybciej nie da się zagrać. To nie przy tym . Chodziło o inny zespół. Jak wpadniesz do mnie Przyjacielu, przypomnę. The Upcoming Terror jest świetna, ale czy najlepsza w dorobku niemieckiego thrash metalu? Zależy dla kogo. Podam trzy przykłady: Destruction ‘’Sentence Of Death/Infernal Overkill’’, Sodom ‘’Persecution Mania’’, Kreator ‘’Pleasure To Kill’’. W każdym razie opisywana płyta jest bardzo zacna. To pisałem ja – Twój kumpel opisywany w recenzjach. Stay heavy. Grzesiek
OdpowiedzUsuńGrzesiek, no bardzo ciekawi mnie, co to za utwór, który zamierzasz mi przypomnieć :-) Co do płyt, które wymieniłeś, owszem, wszystkie są bardzo godne :-)
UsuńPozdrawiam - Go! Fight! Kill! Assassin!!! \m/
Mistrz recenzji napisał w latach osiemdziesiątych, że nie da rady zagrać szybciej na perkusji niż na Reign in Blood Slayera oraz Pleasure to Kill Kreatora. To były czasy, gdy jeszcze nie słyszał Scum Napalm Death. Do usłyszenia niebawem. Mimo że odpowiedziałem na Twoje pytanie i tak mnie odwiedzisz? No i napisz recenzję którejś z Twoich ukochanych płyt Iron Maiden. Proponuję wziąć na warsztat debiut. Pamiętam Twoją teorię, że utwór musi mieć początek, rozwinięcie i zakończenie. Jak wypracowanie z języka ojczystego. Wolałem 40 utworów w 10 minut. Po latach doszliśmy do wspólnego mianownika. Czas oprzeć się o parapety i zacząć obserwować świat.
OdpowiedzUsuńGrzesiek, oczywiście, że Iron Maiden będzie, a jaki album, odpowiedź za kilka tygodni :) Pamiętam te nasze dywagacje hehehe. To były genialne czasy. A co do perki, to na ten temat także można by sporo dyskutować, mając na mysli Micka Harrisa, Pete Sandovala, czy choćby kolegę Lombardo :)
UsuńAssassin to klasyka :) z dumą noszę naszywkę z ich logiem na swojej jeansowej kamizelce :) a winyl prezentuje się okazale :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Tomku, za uwzględenienie mojej "petycji" o więcej stali:)
Ale, cóż bardziej pasuje do piwka jak nie metal i odwrotnie!
POzdrawiam!!!
PS: czekam na recencje Stare Ale Jare :)
Cieszę się, że spełniłem oczekiwania. Metal będzie tu gościł bardzo, bardzo często :) A co do nowości Pinty, to pojawi się tu na dniach, bądź tego pewien. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńZazdraszczam wydania Marquee ;) U mnie tylko Axe Killer...
OdpowiedzUsuńRobię sobie "risercz" po Twoich recenzjach i - choć to w sumie bez znaczenia :) - z satysfakcją stwierdzam zbieżność muzycznych fascynacji. Świetna płyta. Mnie w niej zawsze powalało to "zimne, kliniczne" brzmienie. Ech... sentymentalnie się zrobiło po trzech buteleczkach - nota bene życzliwie przez Kolegę ocenionego - piwa :)
OdpowiedzUsuńOd kiedy zajarałem sie jazzem sprzedałem prawie 1000 cd z metalem i co prawda Assassin nie stanowił tam już ważnego miejsca bo w dorosłym życiu płyta ta zajeżdza straszną dziecinną naiwnością ale właśnie jak miałem 14 lat kiedy ten album wyszedł to pamiętam że miałem cholernego pierdolca na punkcie czołgu że kasety (wtedy jeszcze) Slayera czy Metalliki poszły w kąt.
OdpowiedzUsuń