piątek, 11 stycznia 2013

Kącik Piwnego Melomana - TERRORIZER - World Downfall

Po zeszłotygodniowej publikacji płyty Urszuli, rozległy się głosy domagające się czadów, tylko i wyłącznie ostrego grania. Więc dziś spełniam te prośby i tak jak wspominałem w jednym z komentarzy do zeszłego odcinka KPM, dziś płyta, w której swoje ręce 'maczał' genialny producent i realizator dźwięku Scott Burns. Wahałem się między dwoma albumami, jakkolwiek stanęło na płycie 'World Downfall' grupy Terrorizer. A ta druga płyta? Nazwy jej na razie nie zdradzę, gdyż pojawi się za tydzień.

Album 'World Downfall' został nagrany w 1989 roku i wydany przez Earache (w tamtych czasach była to kuźnia niesamowitych czadów). Wydań tego albumu było dość sporo, tak samo dużo było wersji okładki (jej kolorów). Ja sam mam wydanie MOSH 16 z 1989 roku z okładką czarno-białą. Widziałem już granatowe, zielone. Okładki różnią się także kolorami logo kapeli oraz tytułu albumu. 


Skład na płycie to: Oscar Garcia (wokal), Jesse Pintado (gitara, znany też z takich grup jak Napalm Death czy Brujeria), Dave Vincent (bas, powszechnie znany, jako frontman Morbid Angel) oraz Pete Sandoval (perkusja, także znany jako bębniarz Morbid Angel). Jak możemy zauważyć skład iście gwiazdorski, więc cóż można od takiego bandu oczekiwać? Ano, niezłych czadów!


Album wśród wielu fanów death metalu/grindcore, czy nawet miłośników hard core, jest pozycją kultową. Taką, że gdy podczas jej słuchania, nieostrożnie otworzy się okno, to można mieć pewność, że się wyleci przez to okno. Album rzeczywiście oferuje genialne grindcore'owe czady. Dość mocno rozbudowane stylistyczne i jak na ten gatunek muzyki, dość długie. Jak ktoś spodziewa się albumu w stylu wczesnych nagrań Sore Throat, czy 7 Minutes Of Nausea, to tu tego nie znajdzie. Jakkolwiek, naprawdę jest bardzo ostro i czadowo. Na płycie nie ma słabego numeru, wszystkie są genialne i albumu słucha się, po prostu, od początku do końca z rozdziawioną buzią. Już pierwsze dźwięki albumy, czyli kawałka 'After World Obliteration', mówią nam dość wyraźnie, kto na tym albumie tak naprawdę rządzi. Tym 'rządzicielem' (tak mawia moja chrześniaczka) jest Pete Sandoval. Moim zdaniem, jest to jego apogeum genialnego wręcz talentu i możliwości. W każdym numerze pokazuje swoją fantastyczną klasę i genialne wyczucie instrumentu. Wyczucie rytmu, przejścia - no istne 'miszczostwo świata'! Na albumie cudowne partie rozgrywa także Jesse. Jego kultowe riffy z 'Fear of Napalm', 'Ressurection' czy te bardzo punk'owo brzmiące z 'Corporation Pull-In', znane są każdemu fanowi bardzo ciężkich brzmień. 'Fear of Napalm' został zresztą genialnie zagrany także przez nasz rodzimy Vader (Peter jest wielkim fanem tego albumu). Nieoceniona jest też wartość partii basowych Vincent'a. W każdym numerze, w tle, bulgocze on niczym tarabany wojsk hetmana Żółkiewskiego. Całość dopełnia swoim charczącym wokalem Oskar. Nie będę opisywał wrażeń z każdego utworu, powiem tylko tyle, każdy z nich to po prostu hit. 

Przy okazji tego albumu, nie można pominąć jeszcze jednej osoby, która miała wielki wpływ na genialność tej płyty. Tą osobą jest Scott Burns, który swoim wkładem spowodował, że płyta brzmi, tak jak brzmieć powinna. Jest ciężko, masywnie, ilość potężnej siły, jaka wydobywa się z krążka naprawdę niszczy nasze uszy. Wydanie tej płyty w Earache (w wolnym tłumaczeniu 'ból ucha'), w tym wypadku ma jeszcze lepszy wydźwięk. Naprawdę dźwięki wydobywające się z 'World Downfall' mogą oszołomić tak samo, jak Arjunę oszołomił widok kosmicznej formy Pana!

Nie będę was już dłużej zanudzać pisaniem o tym krążku, po prostu wchodźcie na 'chomika', lub zapuście sobie to w swoim sprzęcie i jazda panie i panowie:

A za tydzień, jak napisałem wyżej, kolejne spotkanie z amerykańskimi czadami i ze Scott'em Burns'em także!

11 komentarzy:

  1. Według mnie jeden z najlepszych albumów z ''ciężkiego brzmienia'' jaki kiedykolwiek nagrano. Po prostu perfekcja i abecadło. Kupiłem tę płytę tuż po jej wydaniu za ciężko zapracowane na angielskiej farmie funciaki. Nawdychałem się pestycydów, ale cóż. Warto było. W momencie w którym usłyszałem pierwsze dźwięki World Downfall, a było to na opisywanej farmie i sprzęcie kupionym przez zioma zbieracza fasolki, wyrwało mi stopy z klapków. Pojawiła się myśl - genialne. Uważam tak do dzisiaj. Płyta jest klasykiem nad klasykami, a o mały włos nie zostałaby nagrana. W dużej części doprowadził do tego Mick Harris z Napalm Death. Cześć osób twierdzi, że Shane Embury. Jednak na Micka wskazuje Oscar Garcia, a zapewne wie lepiej. Album zarejestrowano w 8 godzin, co obecnie zakrawa na cud. Sytuacja w czasie sesji była o tyle skomplikowana, że Oscar Garcia zapomniał jak się partii gitarowych części utworów i ograniczył się do fantastycznych wokali. David Vincent, który przebywał w studiu przyłączył się do ekipy i nagrał partie basu oraz przyłożył się do produkcji. Oryginalny basista zespołów Terrorizer oraz Nausea Garvey spędzał ów czas w odosobnieniu za kratkami i to bynajmniej nie za głośne puszczanie muzyki czy kradzież fanty z supermarketu. W ogóle dużo utworów na tej płycie to kawałki innego zespołu Oscara, czyli Nausea (jakieś 30%). Wszystkie utworopetardy z World Downfall są genialne, więc nie będę się rozpisywał. Wersji kolorów okładki było rzeczywiście wiele. Oprócz wymienionych w recenzji odcieni miałem jeszcze wersję czerwoną (ogólnie posiadałem sześć tłoczeń debiutu Terrorizer). Na japońskim wydaniu była dołożona demówka, a Vader oprócz Fear of Napalm z recenzowanej płyty nagrał również Storm of Stress. Odrębną sprawą na World Downfall jest gra Sandovala na perkusji. Brakuje słów by opisać jak jest wspaniała. Miód na moją duszę. Jesse Pintado również wspiął się na wyżyny swoich umiejętności i tak oto powstał legendarny album. Tym razem browarnik Tomek trafił recenzją w dziesiątkę opisując muzyczny absolut. Chwała mu za to i chapeaux bas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę Grzesiek, że tym razem trafiłem mocno w gusta. Dla mnie tak samo, jak dla Ciebie, ta płyta jest pewnego rodzaju wypustem genialnego absolutu.
      Co do Vincenta, to wiedziałem, że jest on z doskoku w Terrorizer, jakkolwiek, nie do końca znałem genezę tego wypadku, dzięki za wyjaśnienie tematu.
      Jeśli chodzi o Sandovala, to widzę nie muszę tłumaczyć tematu, bębniarz kompletny.
      Oczywiście, płyta została nagrana, mimo, że wiele znaków na niebie wskazywało, że jej nie będzie. Jesse ju wylatywał do UK, by grac z Napalmami. Pete myślami był z Morbidami, Vincent tak samo, którego myśli były właściwie tylko przy Morbidach, World Downfall potraktował troszkę jako żart, jako przygodę. Sam nie wiedział, jak genialnie to wyjdzie. Bardzo dobrze, że tak wyszło! Pozdrawiam z Gdyni :)

      Usuń
    2. Pozwolę sobie podpiąć się do tej opinii. Jak dla mnie jeden z dwu najlepszych albumów GC jaki mam na półce. W zależności od nastroju - albo World Downfall albo Scum. Piękne czasy. To se ne vrati :(

      Usuń
  2. Nadajemy w tym przypadku na tych samych falach. Odsłuchaj Nausea z demówki Images Of Abuse. Oczywiście wokal Oscara miażdży, a rytmy na początku też znajome.
    http://www.youtube.com/watch?v=pgzBPz6U1q8

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i oto chodzi Grzechu. Tak było, jest i będzie!!! Nausea tak troszkę po macoszemu zawsze traktowałem, ale chyba teraz mocniej się temu bandowi przyjrzę :)

      Usuń
  3. A ja mam World Downfall na pirackiej kasecie MG Records. Ha!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i cacy, ważne by się kręciło w magnecie i dawało czadu!!!! :-D

      Usuń
  4. Płyta rewelacyjna, często do niej wracam.
    Pozdrawiam, Adrian

    OdpowiedzUsuń
  5. GRINDOWY PIWOSZ, takich ludzi szukamy,
    rekomenduje skandynawskie ekipy Nasum oraz Rotten Sound.

    PS: coraz bardziej lubię tego bloga, jest tutaj naprawdę dużo do poczytania!!

    OdpowiedzUsuń