piątek, 27 października 2017

Z wizytą w browarze Hallertau w Auckland

Kolejnym i zarazem ostatnim browarem, który udało mi się odwiedzić był kolejny browar w Auckland, a mianowicie Hallertau. O tym browarze już wspominałem na samym początku moich nowozelandzkich peregrynacji, a mianowicie we wpisie o browarze Dr Rudi's. Tam to poznałem Stephen'a Wood'a, piwowara Hallertau właśnie. Namawiał mnie mocno na wizytę w browarze, w którym warzy i ostatniego dnia mojego pobytu w Nowej Zelandii pojechałem spędzić wieczór w Hallertau.


Hallertau Brewery, wedle wszystkich informacji, zlokalizowany jest w Auckland, choć do tego powinniśmy podchodzić z lekko przymrużonym okiem, gdyż od centrum Auckland do browaru jest około czterdziestu kilometrów. A więc browar znajduje się przy 1171 Coatesville Riverhead Highway w Riverhead, w okręgu Auckland.

W momencie, gdy dotarłem do browaru, od razu usłyszałem wielki gwar wydobywający się z wnętrza tego piwnego miejsca. Zaraz po wejściu, zobaczyłem, że w środku jest po prostu tłum ludzi. Byłem w wielkim szoku, gdyż browar zlokalizowany daleko od wszystkiego, a przyciąga tak wielką piwną brać. Gdy wszedłem do środka, podszedłem do pewnego dżentelmena, który okazał się menadżerem browaru. Co ciekawe, mój imiennik - Thomas. Gdy opowiedziałem mu historię spotkania Stephen'a i poinformowałem, że dodatkowo mam dla niego polskie piwo, to postanowił ugościć mnie najlepiej, jak tylko umiał. 

Wycieczkę zaczęliśmy od warzelni. Serce browaru to dwuzbiornikowe machinarium o wybiciu 30 hektolitrów.




Chwilę potem znaleźliśmy się w pomieszczeniu ze zbiornikami fermentacyjno-leżakowymi. W sumie jest ich jedenaście, a właściwie trzynaście. Osiem z nich o pojemności 60 hektolitrów, trzy o pojemności 30 hektolitrów. Jest też zbiornik o pojemności 20 hektolitrów, który służy, jako zbiornik na cydr, a także mały zbiornik na ... sztosy.






Dla fanów barrelejdżingu, informuję, że w Hallertau leją także do beczek. Oto fotograficzny dowód


W browarze Hallertau, jest także linia rozlewnicza do butelek.


Na chwilę zaszliśmy również do magazynu słodu, gdzie rządziły słody nowozelandzkie ze stajni Gladfield.


Przyszedł jednak czas na to, co najważniejsze, czyli na piwo. Thomas, po oprowadzeniu po produkcyjnych zakamarkach browaru, zaprosił mnie na degustację pyszności hallertauerowych. Przy browarze działa kilka barów i jest sporo miejsca do siedzenia. 






A z kranów baru leje się naprawdę zacnie. Jako, że do browaru zajechałem autem, to Thomas zrobił mi taką degustację, bym mógł spokojnie potem wrócić do auta i ruszać w dalszą drogę. Właściwie w każdym browarze, obsługa wie, ile takiemu delikwentowi nalać piwa, by nie musiał się martwić o późniejsze konsekwencje. Spójrzcie, jaki zestaw był na kranach.


Jak widać, zacne pozycje, a do tego jeszcze pełne butelki różnych dobrodziejstw ze stałej oraz sezonowej oferty. Udało mi się skosztować wszystkich piw z głównej oferty widocznych powyżej oraz kilka sezonowych i powiem wam, że była to bajka dla duszy i ciała.




Wszystkie piwa przepyszne, niesamowicie aromatyczne. Degustacja każdego z nich, to fenomenalna piwna suita. Jak zawsze w Nowej Zelandii zachwycił mnie pilsner o nazwie Pilsnah oraz Nocturne Double Stout i Nitro Porter Noir. Witbier też pyszny. No, co ja wam tu będę pisał, jak wspominałem wyżej, wszystkie fantastyczne. Z chęcią bym przybył na jakieś kranoprzejęcie tego browaru do jakiejś polskiej knajpy. 

Ale żeby nie pić na sucho, to browar oferuje także świetną kuchnię, pełną różnych dań, wśród których, zaproponowano mi coś, czego nie widziałem i nie próbowałem nigdzie indziej, czyli zestaw sześciu kiełbasek, wyprodukowanych w sześciu różnych rzemieślniczych masarniach na bazie sześciu różnych piw Hallertau.


Gdy gotowe danie ujrzałem podstawione przy mnie, ślinka poleciała mi od razu i nie mogłem się opanować przed skosztowaniem tego. Dlatego wybaczcie mi proszę, ale zapomniałem o zrobieniu fotografii tej mięsnej ambrozji. Danie wyśmienite, kiełbachy pyszne, super zaprawione, a najlepsze z zestawu, to numery 3 i 4, czyli kiełbasy na bazie Pale Ale i Red Ale. Hmm, ciekawym jestem, który polski browar rzemieślniczy, wpadnie jako pierwszy na podobny pomysł. Najszybciej przychodzi mi do głowy Kingpin, gdyż znając kulinarne zapędy Michała Kopika i jego zamiłowanie do mięsa, myślę, że szybko podchwyci temat.

Po degustacji i po tak świetnej kolacji, byłem wprost oniemiały jakością piwa i dania i żeby piwa browaru nie były tylko wspomnieniem, to postanowiłem zakupić jeszcze trzy butelkowe arcydzieła, w postaci Barley Wine, Chardonnay Barrel Aged Sour Ale oraz leżakowanego w beczce porteru. Ten ostatni jeszcze czeka na degustację, a dwa wcześniejsze już wchłonięte w domowym, polskim zaciszu. 


Za całość degustacji, chciałbym podziękować Thomas'owi oraz Stephen'owi (tego ostatniego danego dnia nie było, gdyż sędziował w jednym z nowozelandzkich konkursów piw), za wspaniały pobyt w browarze Hallertau. Było to niesamowite, metafizyczne, piwne przeżycie, dzięki któremu wiem, że jeszcze, jak zdrowie pozwoli, to wrócę ponownie do Nowej Zelandii, która to pod względem piwnym, oferuje bardzo wiele bogactwa. Widząc te moje ostatnie słowa, pewnie już wiecie, że będąc w Nowej Zelandii, warto wybrać się autem poza Auckland, by skosztować prawdziwego mistrzostwa browarniczego. Wizyta w tym browarze to konieczność, obowiązek i wyraz szacunku wobec miejscowego piwowarstwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz