piątek, 16 maja 2014

Kącik Piwnego Melomana - ANTHRAX - Penikufesin

Pamiętam, jak 4 lata temu byłem na super koncercie 'Wielkiej czwórki' na Warszawskim Bemowie. Chodzi oczywiście o 'Bay Area Thrashers', czyli grupy Metallica, Slayer, Megadeth oraz Anthrax. Z całej czwórki najmniejszą estymą zawsze darzyłem tę ostatnią, czyli Anthrax. Jakkolwiek w dyskografii tej grupy jest jeden album ('State of Euphoria') oraz dwie EP'ki, które bardzo lubię - 'I'm the Man' oraz 'Penikufesin'. W tym odcinku 'kącika' kilka słów o tej drugiej EP'ce. 
 
 
EP'ka 'Penikufesin' została nagrana w latach 1988 i 1989, a wydana nakładem Island Records oraz Megaforce Worldwide w roku 1989. Ja w swoich zbiorach mam właśnie to wydanie o numerze bocznym 209 950. Tak w ogóle, to jeden z pierwszych winyli w mojej kolekcji, który kupiłem dobrych kilkanaście lat temu. 

 
Skłd Anthrax na 'Penikufesin' to: Joey Belladonna (wokal), Scott Ian (gitara, wokal), Danny Spitz (gitara), Frank Bello (bas, wokal) oraz Charlie Benante (perkusja).

Na EP'ce znajduje się sześć numerów, w tym jeden własny grupy oraz pięć cover'ów. Stronę A krążka otwiera numer Anthrax 'Now it's Dark' z płyty 'State of Euphoria'. Drugi numer to już właściwie klasyk w dorobku grupy, choć to jest cover francuskiej grupy Trust. Mowa o kawałku 'Antisocial', który także możemy usłyszeć na albumie 'State of Euphoria', tu w wersji francuskojęzycznej. Szybki, energetyczny, genialny utwór, który dodatkowo jest niesamowicie melodyjny. Ahh, świetna sprawa. Stronę A zamyka, dla mnie chyba najlepszy numer na krążku, 'Friggin in the Riggin'. Ta klasyczna pijacka melodia, spopularyzowana przez Sex Pistols, tu w świetnym wykonaniu Anthrax. Kompozycja zaczyna się bardzo powolnie, niczym startujący parowóz, by osiągnąć prędkość, dzięki której dość mocno się oszołamiamy. Dwadzieścia parę lat temu, gdy pierwszy raz usłyszałem ten numer, myślałem, że szybciej zagrać się już nie da. Oczywiście, życie pokazało mi, że jest inaczej Druga strona, to kolejne cover'y. Pierwszy z nich to genialny numer Kiss 'Parasite' w nowej aranżacji 'thraszersów'. Wspaniałe riffy to cecha charakterystyczna tego utworu. Przedostatni numer w krążka to kolejny cover Francuzów z Trust, czyli 'Sects'. Płytę wieńczy cover 'Pipeline' grupy The Chantays. Instrumentalny, bardzo melodyjny przyjemny utwór. Kawałek ten także 'kowerowała' między innymi moja ulubiona niemiecka grupa Assassin.
 
Bardzo miękkie brzmienie, to także jedna z cech charakterystycznych tego krążka. Płyty naprawdę słucha się bardzo przyjemnie, mimo faktu, że ma już 25 lat, a na moich gramofonach kręciła się setki razy. Mimo iż zawsze była słuchana bardzo głośno, to sąsiedzi, także zawsze, jakoś spokojnie to znosili.
 

A za tydzień to, co miało być dzisiaj, czyli polska klasyka. Zapraszam.

3 komentarze:

  1. zasysałbym z chomiczka jak talala

    OdpowiedzUsuń
  2. Według mnie najlepsze płyty Anthrax to Spreading the disease oraz Among the living. Te dwie pozycje z ich dyskografii są wspaniałe. Co do utworu Pipeline, polecam najnowszą wersję wykonywaną przez Les Claypool's Duo De Twang na płycie Four Foot Shack. Wirtuoz basu z Primus uderza ponownie. No i ten cover Bee Gees - Stayin Alive. Wracając do Anthrax. Ostatnia ich płyta Worship music również bardzo mi się podoba. Co do szybkości grania opisywanej w recenzji. Myślę, że perkusista Anthrax Charlie Benante zjada większość bębniarzy "metalowych" na śniadanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, Benante zjada większość perkusistów nie tylko na śniadanko, ale też na obiad i kolację :)

      Usuń