Kontynuujemy piwny spacer po Bangkoku. Czwartym i ostatnim, niestety, piwnym miejscem odwiedzonym w Bangkoku, był 103 -Bed and Brews.
Jako, że w Bangkoku jestem dość częstym gościem, to miejsce to poznałem już rok temu. Mieści się w mojej ulubionej dzielnicy tej wielkiej metropolii, a mianowicie w Chinatown, przy 103 Rama IV Road. 103 - Bed and Brews, to tak naprawdę hotel, w którym na parterze mieści się kawiarnia, w której można także napić się piwa. Nazwa tego miejsca orz widok kranów, spowodowały, że w zeszłym roku, zarezerwowałem tam dwa noclegi. Mimo dostępnego tam tajskiego kraftu, w tym roku zrezygnowałem, na rzecz innego hotelu, przy głównym trakcie Chinatown, a mianowicie Yaowarat.
Jaki był tego powód? Po pierwsze, w hotelu dostępne są pokoje bez łazienek, a ta ogólnodostępna jest nieklimatyzowana, co powoduje, że po wzięciu prysznica, człowiek nadal jest mokry. Podobnie rzecz się ma także w przypadku kawiarni na parterze, gdzie chłodu dostarczają wiatraki, które jednak słabo chłodzą i prawie w ogóle nie orzeźwiają. Jakkolwiek, z sentymentu, postanowiłem ponownie zajrzeć w znajome progi, by skosztować piwa i ... o tym zaraz poniżej.
Kafejka na parterze 103 - Bed and Brews, to równocześnie miejsce, gdzie stacjonujący tam turyści, jedzą tam śniadania. We wnętrzu znajduje się kilka stolików oraz bar, który zdobi kolumna z kranami.
Z powyższych kranów, nie jest lane piwo, co za moim pierwszym razem, było wielkim zaskoczeniem i zasmuceniem jednocześnie. Na kranach dostępne jest cold brew. Tak moi drodzy, cold brew, a także woda. Surowcem z którego powstaje, to kawa odmiany Arabica z rodzimych tajskich plantacji. Powyższe cold brew dostępne jest w trzech odmianach: Black, White oraz Tonic. Ceny tychże, to odpowiednio 90, 110 i 120 batów, czyli około 11, 13 i 14,50 złotych.
Jak można zauważyć, na powyższym zdjęciu, dostępne jest też piwo i to te koncernowe, jak i od tajskich rzemieślników. Niestety, możemy liczyć tylko na wersje butelkowe od takich browarów jak Full Moon, Stone Head, Maha Nakhon, czy Bannok Beer. Towarzystwo to uzupełniają koncernówki Singha oraz Phuket. Ceny tych ostatnich to 120 batów (około 14,50 złotych), a rzemieślników 200 i 220 batów (około 24 i 26, 50 złotych). Jak widać, jak w dwóch poprzednich opisanych przeze stołecznych miejscówkach, tanio nie jest. Jakkolwiek w tym miejscu, w tym klimacie, w tak pięknych okolicznościach, właściwie na ceny nie zwraca się uwagi.
Piwo, tuż po zjedzonym w miejscowym, barze, chińskim śniadaniu, smakuje wybornie. Butelka znika za butelką, dając namiastkę orzeźwienia w parnym, mało przyjemnym dla Europejczyków ze strefy umiarkowanej, klimacie. Podsumowując, miła miejscówka z kilkoma ciekawymi piwami w butelkach. Miła obsługa na barze i co najważniejsze, w prawie samym sercu Chinatown oraz otwarte od samego rana. Warto wpaść, spacerując i zwiedzając tę część Bangkoku.
Kilkadziesiąt metrów dalej, na tej samej ulicy, odkryłem inną rzemieślniczą knajpę, a mianowicie Pijiu Bar, która to jednak otwiera się dopiero o 17:00, a my tego dnia, o tej porze, byliśmy na pokładzie AirAsia lecąc do Da Nang w Wietnamie, skąd wkrótce kolejna blogowa relacja. Wasze zdrowie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz