czwartek, 6 września 2018

Rozmowy okołopiwne - miód a sprawa polska!

W tym wpisie poruszę temat, który jest na tyle dla mnie niezrozumiały, a zarazem mocno kontrowersyjny dla wielu miłośników dobrego piwa. Tym, co wywołuje bardzo dziwne i nie do końca dla mnie wiadome reakcje, jest miód, a dokładniej to jego użycie jako dodatku w piwie. 

Pod koniec lipca tego roku, Browar Kormoran zaanonsował w wirtualnej sieci, wszem i wobec, swoje nowe piwo, którym okazało się kolejne light ale z serii 1 na 100. Tym razem, nie mieliśmy do czynienia, ze 'zwykłym' że tak to ujmę lekkim ale, ale z takim w którym jako dodatki zostały użyte pigwowiec oraz miód.


Ten drugi, by lepiej zobrazować problem, to największy wróg tak zwanych beergeeków i wszelkiej maści neofitów piwnych. Nie wiadomo dlaczego miód akurat, a nie na przykład śledzie, bycze jaja, kiszone ogórki, czy inne wykwintne, wysublimowane dodatki. No cóż, ale jak wiadomo, środowisko te działa w ten sposób, że jak wszystko jest okay, to trzeba znaleźć sobie wroga, z którym trzeba walczyć. podobnie jak nasz system immunologiczny. 

 

Zatem pewnie możecie sobie wyobrazić, co działo się tuż po publikacji informacji o nowym 1 na 100 z pigwowcem i miodem. Tylko przytoczę kilka komentarzy: "No tak średnio bym powiedział.", "Po co?", "Ale po co ten miód?", "Nie wiadomo poco coś takiego... Dla januszy nie bardzo bo mało %. Dla szukających czegoś orzeźwiającego też lipa bo miód... O co w ogóle chodzi z tym piwem??", "Warka nie wyszła? dodaj miodu!", "Będzie wersja bez miodu?".

Przyznacie, że komentarze te dość niewytłumaczalne, w pewnym sensie infantylne i nie bójmy się tego powiedzieć, po prostu durne. Jak pewnie się domyślacie, wszystkie te komentarze zostały napisane, zanim jeszcze osobnicy komentujący, mieli okazję zobaczyć to piwo na półkach sklepowych, nie mówiąc już o otwarciu butelki, czy spróbowaniu zawartości. Czym sobie ten miód i Browar Kormoran na to zasłużył?

Pamiętam zimę 2012 roku i pojawienie się pierwszego Saint No More od AleBrowaru. Tak, tak, w tym piwie też był użyty miód, jakkolwiek takiej fali miodowego hejtu wtedy nie zauważyłem. Powodów takiej sytuacji pewnie jest dwa, a nawet więcej. Po pierwsze browary, te ściśle kraftowe, w mniemaniu wielu beergeeków, mogą więcej (to temat na zupełnie inny wpis), a po drugie, ci, co obecnie tak krytykowali miód w nowej odsłonie 1 na 100, wtedy o tym, że coś poza eurolagerami istnieje, po prostu nie mieli pojęcia. 

Dość powiedzieć, że komentarze, które zamieściłem powyżej zaskakują o tyle, że Browar Kormoran w mniemaniu większości polskich smakoszy jest tym, który trzyma naprawdę wielką formę, nie idzie na łatwiznę i w ostatnich latach, swoimi nowościami nie zawiódł, nawet tych najbardziej wymagających miłośników piwa. Czemu zatem w tym wypadku zabrakło zaufania do browaru, do twórców piwa, do tego, że te piwo może być czymś ciekawym, intrygującym i naprawdę dobrym i orzeźwiającym? Jak można było pomyśleć, że lekkie piwo wypuszczane w samym środku sezonu wakacyjnego, będzie czymś ciężkim, gdzie miód będzie grał podobną rolę, jak cukier w Coca-Coli? Czy dodatek miodu zawsze musi się kojarzyć z czymś przytłaczającym, ulepkowatym, nad wyraz słodkim i niestrawnym? 


Weryfikacja tezy, że piwo będzie słabe, słodkie i po prostu nie orzeźwiające, nastąpiła już kilka dni po tym, gdy piwo trafiło do sklepów. Reakcje gawiedzi zgoła inne, jakby nagle zenit zamienili z nadirem. Dla niektórych wręcz, piwo okazało się lepsze niż pierwsze piwo z serii 1 na 100 (tak, tak, te okraszone zieloną etykietą). Toż to szok?! Jak to możliwe, że nagle okazało się że piwo jest nad wyraz rześkie, lekkie, pozbawione mega słodyczy? Jak to się stało? Kurcze, przecież mogliśmy pomyśleć, że skoro Kormoran informuje, że piwo będzie rześkie, to tak będzie? Ale przecież to zaburza cały nasz światopogląd. Przecież piwo z dodatkiem miodu, to musi być ulepek - zawsze! Inaczej się nie da, prawda? Wszystko jest w miarę w porządku, gdy takie osądy, myśli wypowiadają ludzie, lubiący po prostu dobre piwo, ale przestaje mi się mieścić w głowie fakt, że podobnie mogli myśleć ludzie, którzy w świecie piwnym są uważani za autorytety.

Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że hejt na miód zazwyczaj pojawia wtedy, gdy dotyczy to piw takich bardziej codziennych. W przypadku tak zwanych sztosów sytuacja jest zgoła inna. W tym wypadku miód wraca do łask, nagle ci co nim wzgardzali, zaczynają go uwielbiam, wynosić pod niebiosa. No nie mówcie, że nie jest tak? Jeśli nie mam racji, to wyobraźcie sobie teraz jeden z czołowych polskich browarów kraftowych, który anonsuje, że wypuszcza ... braggota! W tym wypadku po komentarzach "Po co ten miód?" nie ma śladu. Zachwytów nie ma końca "Ale to będzie pyszne!", "Już nie mogę się doczekać!". A gdy jeszcze jest informacja, że ten braggot leżakował w beczce po whisky, bourbonie, czy innym zacnym trunku, to wtedy każdy zapomina, że do wyrobu braggota potrzebny jest miód. Jak to możliwe? No proszę, pomóżcie mi i powiedzcie, jak to jest możliwe?

No wiesz Tomek, ale to kraft, ale to sztos, ale tu robotę robi beczka, i tak dalej, i tak dalej ...

1 komentarz:

  1. O rześkości mówi każdy browar, ale nie każdy mówi prawdę. Rześkość wyobrażeniowo przykleiła się do piwa i obiecywana przez producenta czy sprzedawcę, niewiele o nim mówi. Tymczasem miód w piwie po prostu źle się kojarzy i potrzeba jeszcze trochę czasu i piw równie udanych jak 1 na 100, żeby to odczarować. Nie demonizowałbym. A braggot nie kojarzy się źle, bo w ogóle kojarzy się słabo ;)

    OdpowiedzUsuń