czwartek, 17 września 2015

Rozmowy okołopiwne - Craft Magia - czyli sztuka pomijania najważniejszych

Do napisania poniższego tekstu skłonił mnie artykuł z ostatniego numeru miesięcznika CKM o tytule 'Craft Magia!', traktującego o magii etykiet piw rzemieślniczych. Pewnie się zastanawiacie, co się stało, że o tym pisze? Co takiego nadzwyczajnego zawarte jest w tekście i ilustracjach? Hmm, nic nadzwyczajnego właściwie nie ma, no może poza takimi kruczkami jak pisanie przez autora (p. Andrzeja Chojnowskiego) słowa 'warzyć' raz przez 'rz', a raz przez 'ż'. Do tego mamy takie ciekawostki, jak jeszcze 'produkcja craft beerów' - co to takiego jest? Szok! Są też klimaciki mniejszego formatu, choćby takie, że Czarne Krzyżackie z Gościszewa przez ... lata ... zyskało status wręcz kultowy. Hmm, brzmi to tak, jakby Czarne Krzyżackie konsumentów zdobywało dziesiątkami co najmniej lat, a jego historia jest znacznie krótsza.

Mamy tu krótkie opisy zachwytów nad etykietami takich polskich rzemieślników, jak chociażby Kingpin, Profesja, Dukla, Brodacz, Solipiwko, Gościszewo i paru innych.





Co jednak najbardziej mnie w tym artykule boli, to pominięcie Pinty i AleBrowaru, czyli tych piwnych rzemieślniczych podmiotów, od których w Polsce się wszystko zaczęło. To tak, jakby pisać o historii przenośnych odtwarzaczy muzyki i nie wspomnieć o Sony i ich walkmanie. Dość powiedzieć, że to Pinta właśnie rozpoczęła nową etykietową modę w naszym kraju.


Tak, tak, proszę państwa. Pinta to nie tylko pionier piwnego rzemiosła, ale także nowoczesnego piwnego wzornictwa. Dość powiedzieć, że gdyby nie etykiety z początku działalności pinty, to znaczy te na których królowała czarnowłosa, piękna, wyzwolona kobieta, to pewnie moja przygoda z piwami rzemieślniczymi zaczęłaby się dużo później. Co najmniej rok później, wraz z pojawieniem się na rynku piw AleBrowaru. Etykiety piwne Pinty, zarówno te początkowe, te pośrednie, a w szczególności te ostatnie, to dla mnie naprawdę klasa światowa. Niby nie nazbyt 'odjechane', że tak to kolokwialnie ujmę, to na pewno są bardzo eleganckie i wzorowo zaranżowane i każdy z prawdziwych miłośników polskiego dobrego piwa, podchodzi do nich z należytym szacunkiem. Pominięcie etykiet Pinty, to dla mnie albo wyraz niewiedzy autora i po prostu faux pas z jego strony.

To samo tyczy się etykiet AleBrowaru, które mimo iż wywołują wiele skrajnych emocji u piwoszy i nie tylko, to jednak nie można odmówić im innowacyjności, kreatywności, pewnego rodzaju żartobliwości i dwuznaczności oraz delikatnej pozytywnej piwnej szydery i tego co powoduje, że po wejściu do sklepu od razu rzucają się nam w oczy. Dziwi to szczególnie w momencie, gdy w tym samym artykule ukazane są etykiety browaru z Gościszewa, których to zmianę zapoczątkowała osoba związana z ... AleBrowarem własnie i które są tworzone przez tę samą agencję.


Do tego na rynku pojawiają się malowane, kooperacyjne butelki AleBrowaru, które są arcydziełem moim zdaniem (wiem, wiem, Koźlak od Ambera był znacznie wcześniej - tamta butelka tez mi się bardzo podoba). Pominięcie tychże butelek uważam za wielkie nieporozumienie.

Poza tym, autor rozpoczynając temat etykiet piw rzemieślniczych, powinien nieco bardziej zagłębić się także nad tematem kontr i tego, co na nich się znajduje i co odróżnia je od tych od największych piwnych producentów. 

A jakie jest wasze zdanie w tej kwestii?

PS. Jest jednak jedna rzecz, która mi się podobała strasznie. Jest nią mała dygresja, napisana przy wzornictwie jednego z browarów, że nie znajdziemy na tychże etykietach zbędnych, mocno uwypuklonych złotych koron i medali.

1 komentarz:

  1. Moje zdanie w tej kwestii jest takie, że nie ma się co rozpisywać nad wypocinami każdego dziennikarzyny. Nieprzygotowanie pismaków do tematów, o których piszą jest, niestety, normą. Wiem z autopsji - większość tekstów na temat mojej branży rozbawia do łez zatrudnionych u mnie uczniów.

    OdpowiedzUsuń