niedziela, 4 listopada 2018

Z wizytą w Browarze Brewicz w Rawiczu

Kolejnym przystankiem na mojej piwnej wielkopolskiej eskapadzie, było malownicze miasteczko Rawicz, a to ze względu na otwarty tam, jakiś czas temu, Browar Brewicz Na wyprawę do Rawicza namówił mnie mój gospodarz z Bojanowa, czyli Maciej Jakubiak, a że miejscowość o której mowa oddalony jest od Bojanowa o około dziesięć kilometrów, więc przejazd tam, nie stanowił dla nas dużego problemu. 

Browar Brewicz to bardzo młody browar. Otworzył się dla klientów na początku 2018 roku. Właścicielami browaru są Anna i Karol Kaniewscy, a sam przybytek mieści się przy Armii Krajowej 4. Na moje oko, ma bardzo dużo znamion nowoczesnych browarów amerykańskich. Po pierwsze położony jest w handlowym kwartale Rawicza, wśród całej masy sklepów. Po drugie jego architektura mocno nawiązuje do tych amerykańskich. Mam nadzieje, że na poniższej, wieczornej fotografii, będzie to choć trochę widoczne.


Tu po przekroczeniu progu browaru, ukazuje nam się obszerna, bardzo ładnie umeblowana, w stonowanych kolorach sala, na której krańcach znajduje się warzelnia po prawej stronie oraz bar po lewej. 


Kolejne pomieszczenie, znajduje się także na drugiej kondygnacji, do której prowadzą schody z sali dolnej. Jak pisałem powyżej, na sali głównej zlokalizowana jest warzelnia dwunaczyniowa, trójwarowa o pojemności 13 hektolitrów.


Tuż za barem znajduje się pomieszczenie, w którym umieszczone są cztery tanki fermentacyjno-leżakowe. Każdy z nich o pojemności 11 hektolitrów. Do tego magicznego miejsca zaprosił nas bardzo sympatyczny mężczyzna o imieniu Jeremiasz, który tego dnia akurat stał za barem. Każdy z powyższych tanków ma swoje imię i tak mamy tank Genka, Jolki, Krzysia oraz Bodzia. Jak się dowiedziałem, są to imiona bliskich osób z rodziny Anny i Karola. 




Tego wieczoru, na wyszynku browaru były trzy piwa: Pszeniczne, Witbier oraz New England IPA. Muszę wam się przyznać bez bicia, że wszystkie piwa bardzo dobre, a New England wręcz był rewelacyjny na tyle, że zamówiłem go trzy razy. Coś po prostu przepysznego. Bardzo mocno esencjonalne, bogate aromatyczne, przeowocowe i fenomenalnie smaczne. To chyba najlepszy New England, jaki do tej pory miałem okazję kosztować. O takie krafty walczyliśmy, można śmiało powiedzieć.




Jak sami widzicie, mimo bardzo krótkiej wizyty w Brewiczu, przeżyłem tam bardzo, ale to bardzo miłe chwile, kosztując bardzo smakowite piwa, z których jedno wbiło mnie w barowe krzesło nawet. Ze swojej strony, mogę tylko polecić wam wizytę w tym sympatycznym miejscu, w bardzo miłą, pomocną i chętną do rozmów obsługą. Ja, w miarę swoich przyszłorocznych planów, odwiedzę ten piwny przybytek jeszcze raz na pewno. Wasze drowie!

2 komentarze: