środa, 30 stycznia 2013

Oryginał roku 2012

Wczoraj zamieściłem na blogu, moją subiektywna ocenę odnośnie najlepszego piwa uwarzonego w roku 2012. Dziś podobna ocena, ale dotycząca, moim zdaniem, najoryginalniejszego piwa, które ujrzało światło dzienne w roku 2012. Tak samo, jak w poprzednim wpisie, przedstawię swoje podium. 

Pierwsze miejsce:
Koniec Świata z browaru kontraktowego Pinta. 
Pinta w zeszłym roku zaskoczyła nas swoją wariacją na temat fińskiego stylu piwnego, czyli sahti. Piwo, które pozbawione jest właściwie gazu, które jest poddawane filtracji przy pomocy gałęzi jałowca, fermentowane za pomocą drożdży piekarskich i w knajpach nalewane z wiadra za pomocą chochli. Czy takie piwo nie zasługuje na pierwsze miejsce w kategorii oryginał roku? Od oryginału odróżnia go głownie barwa, ale i tak dostaliśmy coś, co wstrząsnęło naszymi zmysłami. Same oczekiwanie na premierę tego piwa było bardzo gorączkowe. 

Drugie miejsce: 
Orkiszowe z czosnkiem z browaru Kormoran. 
Piwo, które na samym początku nosiło miano bardzo sympatycznego żartu włodarzy browaru z Olsztyna, okazało się faktem. Pachnące mocno czosnkiem, w smaku także mocno czosnkowe, znalazło więcej przeciwników niźli zwolenników, ale i tak każdy chciał tego piwa spróbować, przekonać się jak połączenie tak specyficznego warzywka i piwa będzie smakować. Browar Kormoran pokazał, że ma 'jaja' i za to zyskał bardzo wiele w moim postrzeganiu mojego lokalnego browaru, ale myślę, że także wśród innych piwnych smakoszy. Piwo miało premierę w okolicy Halloween, czyli takie właściwe na wampiry. Ja sam wypiłem 3 butelki tego oryginalnego piwa..

Trzecie miejsce natomiast, zajęło:
M3 czyli miętowa wpadka (Malina, Miód, Mięta), warzone dla Krainy Alkoholi 'Dionizos' przez browar nieznany. 
To piwo znalazło się tu za swoja oryginalność, ale w bardzo pejoratywnym znaczeniu. Muszę z przykrością stwierdzić, że jest to najgorsze piwo (jeśli w ogóle można to nazwać piwem), jakie kiedykolwiek dane mi było degustować, choć lepiej byłoby użyć słowa żłopać. Połączenie aromatów i smaków maliny, miodu i mięty, w tym akurat piwie, jest przeokropne i prawdą jest to, co możemy odczytać z nazwy tego piwa - jest to jedna wielka miętowa (malinowa i miodowa także) wpadka. Żaden scenariusz najbardziej abstrakcyjnego filmu nie zawierałby w sobie czegoś takiego jak te piwo. Zachwiało ono nie tylko moim podniebieniem, nie tylko polskim rynkiem piwnym, ale także całą osnową wszechświata. Teoria Stephen'a Hawking'a odnośnie istnienia osobliwości w ramach ogólnej teorii względności, niestety nie uwzględniła 3M czyli miętowej wpadki. Brak tego jednego, ale jakże arcyważnego elementu może mieć wielki wpływ na ogólne pojmowanie tychże ważnych astronomicznych zagadnień.


W roku 2012 oczywiście mieliśmy więcej piw 'bardzo oryginalnych' w swoim jestestwie. Prym w tym wiedzie właśnie Kraina Alkoholi 'Dionizos' oraz Browar Jagiełło, że swoimi wariacjami na temat owocowych smaków. Dość oryginalnym piwem, no nazwijmy to piwem, była także Perła Winter - piwo bzowe. Ciekawymi bardzo natomiast propozycjami i bardzo oryginalnymi jednocześnie były oba piwa dyniowe z Browaru Pinta (Dyniamit) i AleBrowaru (Naked Mummy). No i ostatnia noworoczna nowość, czyli Sęp od kolaborantów Kopyra & Frączyk, które to piwo chmielone było aż ... 21 odmianami chmielu.

Ciekawe jakie oryginalne piwa przyniesie nam rok 2013. Wierze, że tacy wyjadacze rynkowi, jak Pinta czy AleBrowar, zaskoczą nas czymś naprawdę wyjątkowym. Oczywiście liczę także na inne browary, na ich pomysłowość i kreatywność i na chęć wyjścia poza skostniałe nieco ramy.

wtorek, 29 stycznia 2013

Piwo roku 2012

Pamiętam, jak niecały rok temu, pisałem o piwie roku 2011. Dziś przyszedł czas bym troszkę podsumował rok 2012. Poprzedni rok był tak obfity w premiery piwne, w ciekawe style, że naprawdę było bardzo trudno wybrać te piwa, które najbardziej mi zasmakowały. Jeśli rok 2011 był rewolucyjny za sprawą Pinty, to rok 2012 umocnił pozycję rewolucjonisty tegoż browaru na polskim rynku, a także bym czasem, kiedy pojawiły się inne ciekawe browary, serwujące doskonałe piwa. Dość wspomnieć o AleBrowarze, czy Browarze Widawa. 
 
W moim osobistym plebiscycie, wybrałem trzy moim zdaniem najlepsze piwa, które miały swoją premierę w zeszłym roku. Podium wygląda tak:
 
Pierwsze miejsce:
Rowing Jack z browaru kontraktowego AleBrowar. 
Moim skromnym zdaniem najlepsza polska IPA, a właściwie AIPA. Genialnie zbalansowane aromaty i nuty smakowe, powodują, że piwo jest niesamowicie smakowite i pijalne. Dla mnie wręcz bardzo mocno sesyjne. To wszystko spowodowało, że wybór pierwszego miejsca i przyznania złotego medalu nie było wielkim problemem. 

Drugie miejsce: 
Viva la Wita z browaru kontraktowego Pinta. 
Jako wielki smakosz piw pszenicznych, a w szczególności witbier'ów, pojawienie się tego piwa na rynku wzbudziło moje wielkie zainteresowanie. Piwo naprawdę wyśmienite pod względem zapachu, smaku, bardzo cytrusowe i kolendrowe. Wspaniale orzeźwia i gasi pragnienie, nie tylko podczas dni gorących, ale także podczas wszystkich pór roku.

Trzecie miejsce natomiast, zajęło:
Premium Lager, także z browaru restauracyjnego Widawa. 
Pomimo faktu iż za lagerami nie przepadam i miałem dość wielkie opory przed spróbowaniem tego piwa, to widawski produkt zaskoczył mnie bardzo mocno na plus. Premium Lager, który sam w sobie bardziej jest pilsem, niźli typowym lagerem, zaskakuje bardzo wyrazistym zapachem i smakiem oraz fenomenalną wręcz goryczką. Gdyby wszystkie lagery smakowały tak, jak ten widawski, to pewnie byłyby one częstszymi gośćmi na mym podniebieniu.


Jeśli chodzi o miejsce trzecie, to bardzo długo zastanawiałem się, czy nie przyznać go pierwszemu piwu górnej fermentacji z Browaru Kormoran z Olsztyna, czyli Podróżom Kormorana - Weizenbock. Uważam debiut olsztyńskiego górniaka za wielkie wydarzenie w olsztyńskim browarze i za fantastyczne piwo, jakkolwiek zaskoczenie moje po spróbowaniu Premium Lagera było jeden stopień wyższe, niż w przypadku kormoranowej nowości. Niewątpliwie jednak, wyróżnienie dla górniaka z Olsztyna się należy, bez dwóch zdań. 
 
Wielu z moich znajomych, blogerów, pewnie jest mocno zaskoczonych, że w tym zestawieniu, że na podium, nie ma piwa, którym bardzo, ale to bardzo mocno się zachwycałem zeszłego roku. A chodzi o Red AIPA z browaru restauracyjnego Haust z Zielonej Góry. To prawda, uważam te piwo za genialne i traktuje je na równi z Rowing Jack'iem. Co więc spowodowało, że w tym zestawieniu się nie znalazło. Otóż, jako jedno z kryteriów, które wziąłem pod uwagę wybierając piwo roku 2012, była także jego dostępność na rynku. Niestety piwa Red AIPA, nie mieszkając w Zielonej Górze, Poznaniu czy Warszawie kupić się nie da, co powoduje, że nie mam częstej możliwości jego degustacji, delektowania się nim.
 
Na początku 2012 roku byłem pewien, że przyniesie on bardzo, ale to bardzo wiele ciekawych piwnych nowości. Jestem także bardzo mocno przekonany, że rok 2013, także da nam, piwnym entuzjastom, sporo powodów do zachwytów i zadowolenia.

niedziela, 27 stycznia 2013

BROWAR PIWNA - Gdańsk

Dziś rozpoczynam kolejny cykl na moim blogu. Po trójmiejskich sklepach (które nadal będę opisywał), przyszedł czas na trójmiejskie lokale, gdzie wszyscy mogą napić się dobrego piwa, smacznie zjeść i po prostu miło spędzić czas. Swoją przygodę z takimi właśnie miejscami rozpoczynam wpisem o browarze restauracyjnym Browar Piwna.

Browar mieści się w Gdańsku, w Głównym Mieście, przy ulicy Piwnej 50/51.


Browar restauracyjny jest czynny w godzinach: 

Niedziela - Czwartek - 11.00 - 24.00
Piątek - Sobota - 11.00 - 02.00


Browar restauracyjny Browar Piwna umiejscowiony jest w urokliwej kamienicy i otworzył swoje podwoja dla klientów w 2012 roku. W maju tegoż roku uwarzono pierwsze piwo, którym był pils. Wewnątrz mamy trzy poziomy restauracyjne. Na parterze mieści się warzelnia, bar, sala dla klientów, ubikacje oraz stoisko z pamiątkami:






Poniżej parteru, w piwnicy znajduje się kolejny bar oraz dwie sale dla klientów. Pierwsza duża przestronna z widokiem na bar oraz druga, mniejsza, bardzo przytulna, troszkę schowana, oferująca więcej intymności i spokoju. Na tym poziomie znajduje się także nowoczesna leżakownia.





Na piętrze dostępna jest kolejna sala, gdzie możemy sobie przysiąść i góry popatrzeć na cały proces warzenia piwa (jeśli akurat ma to miejsce).



Wszystkie pomieszczenia urządzone są w klimacie, jak ja to nazywam, nowoczesnej pijalni piwa. Nie znajdziemy tu zbędnego blichtru. ma być schludnie i wygodnie, a wszystko to i tak ma być dodatkiem do dania głownego miejsca, czyli piwa.

Oba browarowe bary zaopatrzone są w nalewaki, z których zawsze płynie uwarzone w browarze piwo. Piwowarem w Browarze Piwna, odpowiedzialnym za cały proces warzenia piwa, jest mój krajan z Olsztyna - Wojtek.


Do tej pory w Browarze Piwna uwarzone zostały takie piwa, jak: Pils, Pszeniczne (moje ulubione piwo, jakie warzy Wojtek - ostatni wypust naprawdę jest genialny, bardzo smaczny), Ciemne Pszeniczne, Alt, Dunkel, Marcowe, Porter Bałtycki i ostatnio Milk Stout, który sobie jeszcze grzecznie leżakuje. Aktualna oferta piwa, którego można się napić, dostępna jest zawsze na stronie internetowej browaru.



Oferta piwna będzie w tym roku rozszerzana i wedle zapewnień właściciela Browaru Piwna, mojego imiennika Tomka oraz Wojtka, klienci będą mogli liczyć na ciekawe gatunki, warzone raz na jakiś czas.

Oprócz bardzo dobrego piwa, w lokalu możemy się napić także innych napojów alkoholowych, bezalkoholowych oraz gorących, które serwują oba bary.

Jako, że jest to browar restauracyjny, także możemy się w Browarze piwna nieźle posilić. Ja sam ostatnio jadłem wyborną białą kiełbasę karmelizowaną miodem - pychota. Pełne menu dostępne jest również na browarowej stronie.

Browar Piwna to bardzo przyjemne miejsce na wypad z przyjaciółmi, na randkę, na obiad czy kolację, no i po prostu by wyskoczyć sobie na jedno, czy dwa, albo i więcej piw. Ja sam lubię bardzo to miejsce. Wiadomo, że klimat danego lokalu, to nie tylko wnętrze, to nie tylko piwo, nie tylko dobre jedzenie, ale przede wszystkim ludzie. O dobry klimat miejsca dbają sam właściciel, piwowar oraz bardzo sympatyczna, profesjonalna obsługa. 


Na Piwnej w Browarze Piwna, każdy znajdzie coś dla siebie, każdy miło spędzi czas. Ja sam już niedługo ponownie się wybieram z odwiedzinami na kolejną dawkę Pszenicznego i rozmowy przy piwku. Zatem do zobaczenia w tym sympatycznym lokalu.

piątek, 25 stycznia 2013

Kącik Piwnego Melomana - AUTECHRE - Basscad, EP

Kolejny piątek, kolejny odcinek KPM i kolejna płyta w nim. Tak, jak wzmiankowałem podczas ostatniego muzycznego wpisu, dziś będzie elektronika i to wysokich lotów. Płyta, którą dziś przedstawiam, to wyłom w moich muzycznych postach, gdyż nie będzie to album, a EP'ka, zawierająca pięć wariacji na temat tego samego utworu. Proszę państwa, dziś przed wami supergrupa z Manchesteru Autechre i ich wypust, czyli 'Basscad, EP'.

EP'ka została nagrana i wydana w 1994 roku przez Warp Records. Moje wydanie to WAP 44CD. 


Skład Autechre to: Rob Brown oraz Sean Booth. Swoje palce w projekcie uwikłali także Beaumont Hannant oraz Mark Clifford z Seefel, których remiksy możemy tu usłyszeć.


EP'kę rozpoczyna 'Basscadet (Bcdtmx)' pełen dźwięków, które na myśl przywodzą opuszczony statek kosmiczny, w którym grupa astronautów szuka źródła dźwięków, w myślach mając pozaziemskie, złowrogo nastawione istoty. W tle pojawiają się, przesterowane przez vocoder, rozmowy astronautów. Koniec końców, astronauci nie znajdują istot, zawiedzeni zatrzymują się w miejscu i tak kończy się utwór. Drugi numer, 'Basscadet (Beaumonthannanttwomx) ', to istny elektroniczny majstersztyk. Ilość cudownych dźwięków, takich jak dzwonki, odgłosy młotów, jakiejś ubijarki podłoża oraz cudowne tło, które w fenomenalny sposób wypełnia tę cudowną kosmiczną podróż, przyprawia mnie samego o dreszcze. Tło kontroluje tu wszystko (ja sam jestem wielkim fanem elektronicznych teł), powoduje, że utwór, mimo swojej mistyczności, jest genialnie lekki, taki zawieszony w próżni. Dla mnie 'numero uno' tego wydawnictwa. Trzeci mix, to bardzo srogi, groźny, lekko przerażający, a nawet trochę depresyjny 'Basscadet (Seefeelmx)'. Tu także moje myśli są przy statku kosmicznym, też opuszczonym, zniszczonym, pordzewiałym, w których resztki kosmicznego paliwa, olejów i mazutu, drobnymi kropelkami kapią ze stropu tego, zdewastowanego kosmicznym najazdem i czasem, pojazdu. Czwarty mix to taka kompilacja różnych ciekawych, na samym początku wydających się  bezsensownymi, dźwięków, które tworzą bardzo przyjemną całość. Epilog EP'ki, to kolejny numer, który raczy nas cudownym tłem i dźwiękami z kosmicznej otchłani. W ten sposób przemawia do nas 'Basscadet (Basscadubmx)' To spokojny lot pośród bajecznych plejad, które wysyłają co chwila ostrzegawcze sygnały w postaci bulgoczących, charczących odgłosów. Prowadząc statek odczuwamy bardzo przyjemny relaks, wszystko wydaje nam się takie nie mające większego znaczenia, jak czas zatrzymał się w miejscu, a my osiągnęliśmy absolut i naszym oczom ukazała się kosmiczna, przerażająca, ale jakże cudowna, forma Najwyższego.   

Czytając powyższe opisy, część z was zastanawia się pewnie, co ten gość jara? No po prostu tak na mnie działają te dźwięki. Oczywiście, pewnie każdy kto tego posłucha, będzie miał zgoła inne wyobrażenia, ale ja mam takie właśnie, ja w tych kilku linijkach powyżej.

Brzmienie, jak na elektronikę i na Warp Recods bardzo dobre, bez większych sprzężeń na ścieżce. Słucha się tego z przyjemnością.

Zresztą moi drodzy, sami możecie to sprawdzić, wchodząc na browarnikowego 'chomika'. Album chroniony jest hasłem, które można otrzymać kontaktując się ze mną bezpośrednio.

A za tydzień, ponownie dla moich wiernych fanów metalu, coś, co na pewno się spodoba.

środa, 23 stycznia 2013

Piwo Raciborskie Rżnięte

Przedstawiam piwo Piwo Raciborskie Rżnięte



Zawartość ekstraktu: 12,0% wag.

Zawartość alkoholu: 4,8% obj.

Kolor: brunatno-miedziany, klarowny.

Zapach: słodowo-karmelowy z wyraźnymi nutami metalicznymi.

Smak: słodowo-karmelowy, lekko słodki, wyraźne nuty metaliczne.

Piana: kremowa, wysoka, gęsta, drobno pęcherzykowa, wolno opada.

Pasteryzacja: tak.

Termin przydatności do spożycia: 6 miesięcy.

Opakowanie: butelka 0,5l, zwrotna.

Producent: Browar Zamkowy w Raciborzu
 
Podsumowanie:

Dziś w moje łapska wpadła jedna z ostatnich nowości z Raciborza, piwo o nazwie Piwo Raciborskie Rżnięte. O co w tym chodzi? Sam dokładnie nie wiem. Czasami, jak spotkam kolegę Michała 'Docenta', to bywa tak, że mieszamy dwa różne piwa i wtedy mówimy, że je ... rżniemy. Nie chodzi tu o jakikolwiek akt seksualny. Jakkolwiek nie mam pojęcia, co włodarzom z browaru w Raciborzu wpadło do głów, że wymyślili tę nazwę? Czyżby także zmieszali swoje dwa lub więcej piw i wypuścili ten nowy twór jako Rżnięte właśnie? Naprawdę zielonego, a nawet czerwonego pojęcia nie mam. Moich niektórych znajomych ta nazwa odstrasza. Ale wróćmy do samego piwa, które w założeniu ma być ciemnym (tak mówi etykieta). Barwa całkiem, całkiem, choć oczekiwałbym ciut ciemniejszej. Piana bardzo fajna, przyjemnie się ją podziwia w szkle i można się nią cieszyć dość długo, gdyż bardzo wolno opada. W zapachu i smaku dominują nuty słodowo-karmelowe i ... metal. Uwielbiam metal, nawet heavy metal, ale nie w piwie. Tu mamy istny 'Metal Top 20', ale już nie w wykonaniu kultowego Open Fire, ale w wykonaniu Browaru Zamkowego. Do tego piwo jest dość mocno wysycone, szczypie dość mocno w język. Naprawdę, niezbyt przyjemnie się to pije. Butelkę Rżniętego zdobi bardzo ładna etykieta główna, w której jednak zbyt wielką wagę przyłożono do napisów. Zdecydowanie za dużo miejsca zajmują. A co do kontry, to wybaczcie, zestawienie tła i koloru czcionki, uniemożliwia mi przeczytanie tego co na niej jest napisane. Niedowidzę po prostu. Reasumując, piwo byłoby dość dobre, gdyby nie ta wszędobylska metaliczność w zapachu i smaku. Z tego co wiem, browar raciborski mocno się tym faktem przejął i ma coś szybko z tym fantem zrobić. Czekam na rezultaty działań i na lepsze, pozbawione metaliczności piwo,

Moja ocena: 
Kolor: - 8
Piana: - 10
Zapach: - 5
Smak: - 5
Etykieta: - 6

Ocena końcowa: 6,65/10

Cena: 4,09 PLN [AFROALKO - Gdynia-Obłuże]

wtorek, 22 stycznia 2013

Czarnków - Grudniowe (piwo ciemne na miodzie wrzosowym)

Przedstawiam piwo Grudniowe (piwo ciemne na miodzie wrzosowym).



Zawartość ekstraktu: 14,1%.

Zawartość alkoholu: 5,6% obj.

Kolor: miedziano-rubinowy, klarowny.

Zapach: delikatne nuty miodowe i słodowe oraz warzywne.

Smak: słodki, miodowy, delikatna słodowość oraz tępa goryczka na finiszu.

Piana: kremowo-żółta, bardzo niska, bardzo szybko opada.

Pasteryzacja: tak.

Termin przydatności do spożycia: brak danych.

Opakowanie: butelka 0,75l, (brak info o zwrotności).

Producent: Browar Czarnków


Podsumowanie:

Jak większość moich znajomych wie, ja sam bardzo lubię piwa z dodatkiem miodu, więc na świąteczne piwo z Czarnkowa ostrzyłem sobie mocno zęby. Niepotrzebnie niestety, gdyż Grudniowe bo o nim mowa, bardzo, ale to bardzo mnie zawiódł. Ale szczegóły. Barwa miodu miedziano-rubinowa. Piana bardzo niska i szybko znikająca. Trzeba mieć naprawdę refleks żaby, by ją zobaczyć. W zapachu dominują delikatne nuty miodowe i jeszcze delikatniejsze słodowe oraz niestety warzywka. Hmm, te ostatnie mnie zaskoczyły, gdyż nie oczekiwałem piwa warzywno-miodowego. Smak też bardzo, ale to bardzo średni. Mamy tu nuty miód, coś słodowego i wyraźną tępą goryczkę na finiszu. Ogólnie rzecz biorąc średnio smakowite, a do tego straszliwie mocno wysycone, szczypie mocno w język. Jedyną cechą tego piwa, która naprawdę mnie ujęła, to opakowanie. Bardzo ładna butelka z krachlą i bardzo sympatyczną etykietą, która graficznie mi się bardzo podoba. Jedynie co bym zmienił to jej kolorystykę, ozywił ją troszkę, nadał tego radosnego świątecznego tonu. Konkludując, piwo bardzo mnie zawiodło, a może to moje oczekiwania były zbyt duże, a może po prostu trafiło mi się wadliwe piwo. Hmm, tak czy siak, nie będę czekał na następny grudzień, by się przekonać, czy za rok będzie lepiej.

Moja ocena: 
Kolor: - 8
Piana: - 2
Zapach: - 4
Smak: - 4
Etykieta: - 8

Ocena całościowa: 4,45/10

Cena: 14,00 PLN [PUNKT FIRMOWY (L.ECLERC) - Gdsańsk-Przymorze]

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Fortuna kolorami się toczy w Miłosławiu

Pomimo faktu, iż w ostatnim wpisie napisałem kilka słów o etykietach, kolejny wpis postanowiłem poświęcić tej samej tematyce. Ostatnio piję tylko piwa, które mocno zapadły mi w kubki smakowe, a nowe, których jeszcze nie oceniałem, spokojnie sobie jeszcze czekają na swoją kolej. Już niedługo. W dzisiejszym poście parę zdań o rodzinie Miłosław z Browaru Fortuna. W obecnej rodzinie Miłosławów mamy 5 piw: Pszeniczne, Koźlak, Pilzner oraz Marcowe i Niefiltrowane. Pierwsze trzy pojawiły się jako pierwsze z serii na rynku, a po jakimś czasie powitaliśmy Marcowe i Niefiltrowane jeszcze później.



Tak samo, jak piwa Miłosław, etykiety piw z rodziny tworzą pewną serię. Etykiety główne na pierwszy rzut oka różnią się kolorami teł: Pszeniczne (niebieski), Koźlak (brązowy), Pilzner (ciemna zieleń), Marcowe (żółty), Niefiltrowane (biały). Na etykietach każdego z piw mamy widok na browar w Miłosławiu, wzięty z dawnej ryciny. Nazwa serii, czyli Miłosław pisana zawsze tą samą czcionką, umiejscowiona zawsze w tym samym miejscu, w różnym kolorze, w zależności od piwa. Nazwa piwa pisana także tą samą czcionką, jakkolwiek w przypadku Niefiltrowanego, font jest mniejszy i umiejscowiony jest na czerwonej szarfie. Na górze etykiet mamy godło Browaru Fortuna. Na spodzie widnieje informacja o otwartej fermentacji i wyjątkowej metodzie warzenia piwa (w przypadku Niefiltrowanego, jest to tradycyjna metoda warzenia). Dodatkowo, gdy weźmiemy do ręki Koźlaka, Pilznera lub Pszeniczne, to dowiemy się czy piwo jest ciemne czy też jasne i zdobędziemy wiedzę o pełni smaku.

Krawatki kolorystycznie zgrane z etykietami głównymi dla każdego z piw. Zawierają nazwę serii piw, nazwę danego piwa oraz godło browaru w Miłosławiu.



Kontretykiety, tak samo maja tło te same, co w przypadku etykiet głównych i krawatek. Zawierają bardzo szczegółowe informacje o danym piwie, krótką wzmiankę o samym Miłosławiu i Bitwie pod Miłosławiem (Pszeniczne, Koźlak oraz Pilzner), sposobie nalewania piwa (Pszeniczne), informacje dotyczące fermentacji, pasteryzacji, ekstrakt, zawartość alkoholu, dane teleadresowe, pojemność, kod kreskowy. Na kontrach Niefiltrowanego oraz Marcowego zauważyć można także medal Grand Prix Chmielaki 2012 zdobyty przez piwo Koźlak (nie ma tu, w przypadku tych dwóch piw, epizodu historycznego).

Ogólnie rzecz biorąc, bardzo mi się szata graficzna Miłosławów podoba. Są pewne niedociągnięcia, pewne niekonsekwencje, ale wszystko ładnie i schludnie. Do tego papier etykietowy dobrej jakości. W większości przypadków etykiety są równo naklejone na butelkach. Nie jest to może ekstrawagancja taka, jak w przypadku etykiet AleBrowaru, ale i tak jest dobrze.

sobota, 19 stycznia 2013

Kącik Piwnego Melomana - MASSACRE - From Beyond

Wczoraj, jak nakazuje cotygodniowa tradycja, powinien się ukazać kolejny odcinek melomańskiego kącika. Niestety, wizytacja w Browarze Piwna, gdzie warzono milk stout'a oraz późniejsze zwiedzanie gdańskich knajp, dyskusje z kamratami oraz piwo, które tworzyło cudowną otoczkę podczas tych wszystkich zdarzeń, to wszystko nie pozwoliło mi na napisanie choćby jednego słowa. Morfeusz wygrał batalie ze mną. Co się jednak nie udało wczoraj, nabiera realnych kształtów dzisiaj. Dziś, tak jak obiecałem w zeszłym tygodniu, zapraszam na kolejne metalowe misterium. Dziś przedstawiam album 'From Beyond' super amerykańskiej grupy Massacre.
 
Album 'From Beyond' został nagrany w 1991 roku i wydany przez Earache. Ja mam wznowienie tej płyty z 2000 roku o numerze MOSH 27CD. Podobnie jak w przypadku pierwszego albumu Terrorizer, okładka 'From Beyond' przybierała różne kolory. Ja mam wersję granatową, a sam widziałem różową, czerwoną i jasnoniebieską. Dodatkowo na CD, które posiadam, dołączona jest EPka 'Inhuman Condition'.


Skład tego wydawnictwa to cztery zacne osoby: Kam Lee (wokal), Rick Rozz (gitara), Terry Butler (bas) oraz Bill Andrews (perkusja). Baczny obserwator i wielki miłośnik metalu, szczególnie death metalu, zauważy coś bardzo ciekawego. Otóż, patrząc na te nazwiska, w naszych umysłach pojawia się jedno słowo ... Death! Tak proszę państwa, wszyscy Ci panowie maczali swoje death metalowe łapska w grupie Death! Mając taki skład, mniej więcej już wiemy, czego możemy oczekiwać od 'From Beyond' i samej Massacre.
 

Album, jak to w większości death metalowych płyt, otwiera intro, które później przechodzi już w cudowne metalowe, potężne gitarowe riffy oraz bulgoczący bas. Perkusista nie daje o sobie zapomnieć. Tak, to właśnie jest 'Dawn of Eternity'. Kawałek, może i rozkręca się dość powoli, ale w dalszej części mamy już tylko jazdę bez trzymanki, no i cudowny wokal Kam. Drugi numer, "Cryptic Remains', to także genialne, melodyjne (tak, tak, ciężkie melodyjne) riffy i super przejścia na perkusji. Trzeci kawałek, czyli 'Biohazard', nie wiem czemu, ale konstrukcyjnie bardzo mi przypomina numer 'Angel of Death' Slayer, szczególnie gdy słucham growl'ującego Kam. Poniekąd też właśnie dlatego, darze ten utwór wielkim uwielbieniem. Kolejnym utworem, który powoduje, że przed wyleceniem przez okno, powstrzymuje mnie tylko mocne trzymanie się parapetu, jest 'Defeat Remains'. Jeśli ktoś zastanawia się, co najbardziej tak naprawdę lubię w ciężkiej muzie, to tu uzyska odpowiedź. Rytmiczna szarża gitar, basu i perkusji, okraszona wszechmocnym wokalem. No coś fantastycznego. Jak to mówi Jacek Gmoch - 'Aj law dis gejms!' Wiele osób mówi, że 'From Beyond' bardzo przypomina im album Death 'Leprosy'. Coś w tym jest, bo ja słyszę to szczególnie w kolejnym utworze, czyli 'Succubus'. Tempo, sposób 'wiosłowania', przejścia, ach ... no trudno jest nie zauważyć skojarzeń. Znowusz ostatni utwór 'Corpse Grinder' to utwór samego Death z demówki 'Reign of Terror'. Te dwa numery, o których wspomniałem, rozdziela jakże cudowny 'Symbolic Immortality', którego słuchając mam czasami wrażenie, że na wokalu udziela się w nim Mark Barney Greenway z Napalm Death Do tego ta cudowna solów na basie.  

Skojarzeń z Napalm Death nie unikniemy także podczas słuchania całego albumu w ogóle. A to za sprawą nie tylko genialnych muzyków i wokalisty, ale także za sprawą, wspominanego już kilka razy w KPM, Scott'a Burns'a, który był inżynierem dźwięku podczas tworzenia tej płyty. Brzmienie bardzo mocno przypomina te z 'Harmony Corruption', także fanom tamtego wydawnictwa 'From beyond' musi przypaść do gustu. Ja bym rzekł nawet, że dla mnie jest on równie kultowy, co wspomniana właśnie płyta Napalm Death. Kurcze, wszędzie ten ... Death. Coś w tym musi być!

Na samym początku napisałem, że na CD znajduje się także EPka, kilka słów więc o niej także. Wokalnie i brzmieniowo troszkę się różni od tego, co możemy usłyszel na albumie. Nie zmienia to jednak faktu, że jest ostro, ciężko, powiedziałbym, że wręcz miażdżąco. Co dodaje tu jeszcze smaczku, to cover Venom 'Warhead' z gościnnym udziałem samego Cronos'a!
 
Co tu dużo mówić, zapraszam na 'chomika' do posłuchania tego fenomenalnego wydawnictwa. Aha ... ważne info dla niedowiarków - na albumie i EPce nie ma słabego numeru!!!
 
W przyszłym tygodniu natomiast, wrócę na chwilę do elektronicznych dźwięków

poniedziałek, 14 stycznia 2013

AleBrowarowi bohaterowie kreskówek

Zapraszam na kolejny odcinek subiektywnych dywagacji na temat piwnych etykiet. Dziś zajmę się szalenie oryginalnymi i bardzo kontrowersyjnymi etykietami, które możemy zobaczyć na butelkach piw AleBrowaru.

Od początku swojej działalności AleBrowar wypuścił 7 piw na rynek: Rowing Jack, Black Hope, Lady Blanche, Amber Boy, Sweet Cow, Naked Mummy oraz Saint No More. Każde z tych piw, a właściwie każda butelka do której wlane jest dane piwo, okraszona jest bardzo oryginalną etykietą. Widząc butelki piw AleBrowaru na półce sklepowej, od razu możemy zauważyć, że różnią się one kolorystycznie. Druga sprawa to taka, że widnieje na niej, czarno-biała rysunkowa postać, inna dla każdego piwa. Kolejną rewolucyjną na polskim rynku rzeczą, jest fakt, że wszystkie piwa mają angielskie nazwy, co bardzo dużej liczbie odbiorców tychże piw, się za bardzo nie podoba.



Zajmijmy się na początku etykietami głównymi. Tak jak pisałem wyżej, różnią się one kolorami tła. Rowing jack ma tło zielone, Lady Blanche białe, Amber Boy czerwone, Sweet Cow różowe, Naked Mummy pomarańczowe, Saint No More niebieskie z padającym śniegiem, a Black Hope szary. W przypadku tego ostatniego piwa, zdecydowałbym się jednak na tło czarne. Do reszty teł nie ma się co przyczepić, pasują doskonale. W lewym górnym rogu, zawsze podana jest nazwa piwa. Zawsze ona jest co najmniej dwuczłonowa i pierwsza część nazwy ma kolor czarny czcionki, reszta nazwy jest biała. Po lewej stronie mamy słynne i bardzo kontrowersyjne i szokujące postaci. Jakie to postaci? Mamy tu kobietę z brodą (lady Blanche), groźnego pirata ze szramą na twarzy i wiosłem zamiast dłoni (Rowing Jack), amerykańskiego poszukiwacza skarbów, dzierżącego czarne złoto w dłoni (Black Hope), superbohatera, który obdarzony jest mocą bursztynu (Amber Boy), wytatuowanego mikołaja chuligana (Saint No More), szyderczą mumię (Naked Mummy - ta etykieta dodatkowo jest fluorescencyjna; świeci w ciemności po wcześniejszym naświetleniu) oraz piegowatego, wąsatego mężczyznę ubranego w strój krowy, którego złożone dłonie (racice) tworzą kształt penisa podczas ejakulacji (kłosy zbóż imitują wytrysk nasienia). Ta ostatnia postać jest najbardziej kontrowersyjna (Lady Blanche także). Część smakoszy piwa, a także duża część osób od reklamy i grafików komputerowych ma zdanie, że grafika postaci i kolorystyka etykiet odnosi się do społeczności LGBT (lesbijki, geje, osób biseksualne oraz osób transgenderyczne). Ja sam, szczerze mówiąc, podchodzę do tego z przymrużeniem oka. Dla mnie chłopaki 'alebrowarowcy' i osoby z firmy odpowiedzialnej za brand marki AleBrowar, mają po prostu jaja i nie boją się łamać, troszkę skostniałych, konwenansów. Ja jestem na 'tak'. Dodatkowo, takie komiksowe, intrygujące i szokujące zarazem etykietowanie powoduje, że piw AleBrowaru nie trzeba szukać na półkach sklepowych. To one, z prędkością światła, same wyszukują konsumentów. także. Bardzo ciekawą rzeczą na etykietach głównych są szklanki z wartością IBU (International Bittering Units - międzynarodowe jednostki goryczy. Na spodzie etykiet mamy także informacje o stylu piwa.


Krawatki, w takich samych kolorach, jak tła etykiet głównych, zawierają logo AleBrowaru oraz element (w formie szlaczka) kojarzący się z danym piwem: korale (Lady Blanche), łańcuch (Rowing Jack), lina (Black Hope), coś na kształt wyładowania elektrycznego (Amber Boy), krowi ogon (Sweet Cow), bandaże i robaki (Naked Mummy) oraz rogi renifera (Saint No More).

Kontretykiety (także w kolorach etykiet głównych i krawatek) zawierają szczegółowy skład piwa, informację o przechowywaniu piwa, dane teleadresowe, pojemność, kod kreskowy, info o stylu piwa (top), datę przydatności do spożycia (wycinki na bokach kontry) oraz sympatyczne historyjki związane z każdym z piw. 


Wszystko to razem wygląda naprawdę bardzo ładnie i profesjonalnie. Patrząc na etykiety AleBrowaru, a także Pinty, możemy zauważyć, że nie tylko polski rynek piwa ewoluuje i rewolucjonizuje się, ale także brandowanie polskich piw. Jedyne, co mi się w tym wszystkim nie podoba, to jakość użytego papieru etykietowego oraz fakt, że etykiety sa dość niechlujnie naklejane na butelki. Dość często są one przyklejone krzywo i niezbyt dokładnie, co powoduje, że biorąc piwo z półki sklepowej, widzimy, że etykiety po prostu odchodzą od butelki. Nad tym chłopaki z AleBrowaru muszą popracować.

Słowem konkluzji - etykiety mają swoich zwolenników i przeciwników, podobają się i zupełnie nie podobają się, szokują i wywołują uśmiech zadowolenia zarazem. Jednym kojarzą się z pewnym ruchem społecznym, innym zupełnie nie. Jednych denerwują angielskie nazwy, innych bawią, szczególnie dwuznaczność ich. Co chłopakom 'alebrowarowcom' trzeba przyznać, to fakt, że są bardzo oryginalni i nie boją się podejmować kontrowersyjnych decyzji. Ja sam czekam niecierpliwie na kolejne piwo AleBrowaru, a co za tym idzie na kolejną oryginalną komiksową etykietę. Tak trzymać!

niedziela, 13 stycznia 2013

Widawa - Czarny Kur

Przedstawiam piwo Widawa - Czarny Kur.



Zawartość ekstraktu: 12,5% wag.

Zawartość alkoholu: 5,0% obj.

Kolor: czarny, nieprzejrzysty.

Zapach: palonego słodu, wyraźne nuty karmelowe, czekoladowe .

Smak: delikatny, palony, mocne nuty kawowe i bardzo delikatne nuty alkoholowe.

Piana: brunatna, dość wysoka, średnio gęsta, dość szybko opada.

Pasteryzacja: nie.

Termin przydatności do spożycia: ok 4 tygodni.

Opakowanie: butelka 0,5l, bezzwrotna.

Producent: Browar Widawa
 

Podsumowanie:

Kolejnym piwem z Widawy, które dane mi było zdegustować, był Czarny Kur - piwo czarne. Piwo bardzo ładnie prezentuje się w szklance, jest czarne i nieprzejrzyste. Piana także wygląda ładnie, choć mogła by być bardziej zwarta. Troszkę jest dziurawa. Zapach bardzo przyjemny, palony z wyraźnymi aromatami kawowymi i czekoladowe. Naprawdę może przypaść do gustu. Smak także całkiem przyjemny. Mamy tu wyraźne nuty kawowe. Na finiszu dochodzą lekkie nutki alkoholowe, które jakkolwiek całkiem miło się tu komponują. Piwo jest bardzo umiarkowanie wysycone. Pijalność piwa bardzo dobra. W tym piwie nie podoba mi się właściwie tylko jedna rzecz, a jest nią opakowania, a dokładniej etykieta. Bardzo prosta graficznie. No mi się nie podoba. Na plus to kolorystyka oraz wszelkie dane. Ogólnie rzecz biorąc, bardzo dobre czarne piwo.

Moja ocena: 
Kolor: - 10
Piana: - 7
Zapach: - 9
Smak: - 8
Etykieta: - 4

Ocena końcowa: 8,35/10

Cena: 7,50 PLN [PIWONIA - Warszawa-Natolin]

piątek, 11 stycznia 2013

Kącik Piwnego Melomana - TERRORIZER - World Downfall

Po zeszłotygodniowej publikacji płyty Urszuli, rozległy się głosy domagające się czadów, tylko i wyłącznie ostrego grania. Więc dziś spełniam te prośby i tak jak wspominałem w jednym z komentarzy do zeszłego odcinka KPM, dziś płyta, w której swoje ręce 'maczał' genialny producent i realizator dźwięku Scott Burns. Wahałem się między dwoma albumami, jakkolwiek stanęło na płycie 'World Downfall' grupy Terrorizer. A ta druga płyta? Nazwy jej na razie nie zdradzę, gdyż pojawi się za tydzień.

Album 'World Downfall' został nagrany w 1989 roku i wydany przez Earache (w tamtych czasach była to kuźnia niesamowitych czadów). Wydań tego albumu było dość sporo, tak samo dużo było wersji okładki (jej kolorów). Ja sam mam wydanie MOSH 16 z 1989 roku z okładką czarno-białą. Widziałem już granatowe, zielone. Okładki różnią się także kolorami logo kapeli oraz tytułu albumu. 


Skład na płycie to: Oscar Garcia (wokal), Jesse Pintado (gitara, znany też z takich grup jak Napalm Death czy Brujeria), Dave Vincent (bas, powszechnie znany, jako frontman Morbid Angel) oraz Pete Sandoval (perkusja, także znany jako bębniarz Morbid Angel). Jak możemy zauważyć skład iście gwiazdorski, więc cóż można od takiego bandu oczekiwać? Ano, niezłych czadów!


Album wśród wielu fanów death metalu/grindcore, czy nawet miłośników hard core, jest pozycją kultową. Taką, że gdy podczas jej słuchania, nieostrożnie otworzy się okno, to można mieć pewność, że się wyleci przez to okno. Album rzeczywiście oferuje genialne grindcore'owe czady. Dość mocno rozbudowane stylistyczne i jak na ten gatunek muzyki, dość długie. Jak ktoś spodziewa się albumu w stylu wczesnych nagrań Sore Throat, czy 7 Minutes Of Nausea, to tu tego nie znajdzie. Jakkolwiek, naprawdę jest bardzo ostro i czadowo. Na płycie nie ma słabego numeru, wszystkie są genialne i albumu słucha się, po prostu, od początku do końca z rozdziawioną buzią. Już pierwsze dźwięki albumy, czyli kawałka 'After World Obliteration', mówią nam dość wyraźnie, kto na tym albumie tak naprawdę rządzi. Tym 'rządzicielem' (tak mawia moja chrześniaczka) jest Pete Sandoval. Moim zdaniem, jest to jego apogeum genialnego wręcz talentu i możliwości. W każdym numerze pokazuje swoją fantastyczną klasę i genialne wyczucie instrumentu. Wyczucie rytmu, przejścia - no istne 'miszczostwo świata'! Na albumie cudowne partie rozgrywa także Jesse. Jego kultowe riffy z 'Fear of Napalm', 'Ressurection' czy te bardzo punk'owo brzmiące z 'Corporation Pull-In', znane są każdemu fanowi bardzo ciężkich brzmień. 'Fear of Napalm' został zresztą genialnie zagrany także przez nasz rodzimy Vader (Peter jest wielkim fanem tego albumu). Nieoceniona jest też wartość partii basowych Vincent'a. W każdym numerze, w tle, bulgocze on niczym tarabany wojsk hetmana Żółkiewskiego. Całość dopełnia swoim charczącym wokalem Oskar. Nie będę opisywał wrażeń z każdego utworu, powiem tylko tyle, każdy z nich to po prostu hit. 

Przy okazji tego albumu, nie można pominąć jeszcze jednej osoby, która miała wielki wpływ na genialność tej płyty. Tą osobą jest Scott Burns, który swoim wkładem spowodował, że płyta brzmi, tak jak brzmieć powinna. Jest ciężko, masywnie, ilość potężnej siły, jaka wydobywa się z krążka naprawdę niszczy nasze uszy. Wydanie tej płyty w Earache (w wolnym tłumaczeniu 'ból ucha'), w tym wypadku ma jeszcze lepszy wydźwięk. Naprawdę dźwięki wydobywające się z 'World Downfall' mogą oszołomić tak samo, jak Arjunę oszołomił widok kosmicznej formy Pana!

Nie będę was już dłużej zanudzać pisaniem o tym krążku, po prostu wchodźcie na 'chomika', lub zapuście sobie to w swoim sprzęcie i jazda panie i panowie:

A za tydzień, jak napisałem wyżej, kolejne spotkanie z amerykańskimi czadami i ze Scott'em Burns'em także!