czwartek, 11 kwietnia 2019

Z wizytą w Browarze Artezan w Błoniu

Odwiedzając Browar Błonie, nie sposób było nie skorzystać z okazji i nie odwiedzić, leżącego niewiele ponad sto metrów od niego, Browaru Artezan. Tak więc, po przyjemnej wizycie, wybrałem się do nieodległego Artezana. Jadąc, nie byłem pewny, czy kogokolwiek zastanę, jednak liczyłem na to, że w poniedziałek jednak będę miał szczęście. Nie pomyliłem się.


Dojeżdżając pod browar zobaczyłem, że podjechałem z niewłaściwej strony i po wskazówkach jacka Materskiego (jeden z właścicieli browaru), musiałem zrobić niemałe kółko, by wjechać wprost pod otwarte wrota tego piwnego miejsca. 

Ekipa browaru, była lekko zaskoczona moim pojawianiem się, ale czemuż się dziwić, nie zapowiadałem się. Niemniej jednak, szerokim gestem, zaproszono mnie, a właściwie nas, do środka, na krótką wycieczkę odkrywającą wszelkie tajemnice tego terytorium.

Na początek, by lepiej mi i mojej drugiej połowie się spacerowało, Jacek poczęstował nas, prosto z tanku, najnowszą warką Samca Alfa. Tu muszę z żalem stwierdzić, że mocno żałuję, że tego dnia byłem kierowcą, gdyż musiałem się zadowolić niewielką ilością tego trunku, a muszę przyznać, że tegoroczny wypust, naprawdę jest baaardzo dobry! Jeszcze przed oficjalną premierą, pokazazano, jak prezentować się będzie etykieta tegorocznej edycji.


Browar Artezan, w swojej obecnej lokalizacji, prowadzi piwną działalność od stycznia 2015 roku. Wcześniej browar zlokalizowany był w Natolinie. Tak, jak w przypadku Browaru Błonie, mieści się w jednej z hal dawnych Zakładów Mechaniczno-Precyzyjnych Mera Błonie, gdzie produkowano między innymi tablice rozdzielcze do samochodów wytwarzanych w zakładach FSO na Żeraniu. Stąd, między innymi, jednym z flagowych piw browaru jest Mera IPA, którego etykieta okraszona jest właśnie deską rozdzielczą znaną z Fiata 125p. 

W browarze zainstalowana jest trzynaczyniowa warzelnia, w kłąd której wchodzą kocioł zacierno-warzelny o pojemności 35 hektolitrów, kadź filtracyjna oraz whirlpool.
 



Nad warzelnią, usytuowana jest antresola, w która pełni rolę magazynu i w której zainstalowany jest śrutownik, z której także rozpościera się superancki widok na cały browar.


Z tej perspektywy dostrzeżemy taśmę rozlewniczą i wszystkie tanki i poczujemy przeszywający, bardzo przyjemny, unoszący się zapach gotującej się brzeczki. Można wręcz powiedzieć, że to takie centrum dowodzenia, jak kapitanat na okręcie. 





Co ciekawe, jeden z tanków, ten stojący najbardziej w głębi, patrząc od wejścia, jest dedykowany wyłącznie piwom z brettami. Odróżnia go od innych, czarna otulina. 


Pod antresolą i warzelnią, można dostrzec, coraz popularniejsze obecnie w browarach machinarium, czyli hopgun.


Jednym z ciekawszych miejsc w browarze, jest takie jedno, ukryte za główną halą, które można by nazwać mekką wszystkich rozkochaniu w 'barrelejdżingu'. Tak, tak, pomieszczenie pełne beczek, w których dojrzewają sobie artezanowe sztosy. Niejeden z piwnych maniaków, pewnie całe dnie chciałby spędzać w tymże. Co tam konkretnie leżakuje? Dokładnie nie pamiętam już teraz, ale osoby z Loży Jeża i inni pasjonaci dobrego piwa, sukcesywnie będą się o tym dowiadywać.


Opuszczając to pomieszczenie, dociera się do części biurowo-socjalnej, że tak to ujmę, w której zlokalizowany jest także minisklep browaru, w którym można zakupić piwa w butelkach oraz szkiełka firmowe. Ja sam zakupiłem kooperacyjne Chcesz ciasteczko? oraz Owoce wspierają kraft i Nic dziwnego, a także bardzo kolorowy, superancki 'szejker'. Tak moi drodzy, moje dwa ulubione rodzaje szkłą do piwa, to snifter i shaker właśnie. 

W przybrowarowej otulinie, co roku, latem odbywa się piwny festiwal 100% Craft, w którym oprócz gospodarzy, swoje piwa polewają także inne zaproszone browary. Jedną z pamiątek tychże spotkań, możemy zaobserwować na jednej z szyb browaru, którą po sobie zostawili chłopaki z gdańskiej Pułapki oraz ekipa Browaru Zakładowego. Musiało się nieźle dziać podczas edycji 2018, oj musiało! Przy okazji naszej wizyty, my także dostaliśmy osobiste zaproszenie na tegoroczną edycję.


Czas spędzony w Browarze Artezan mijał niezwykle szybko, a przed nami byłą jeszcze droga do Olsztyna i Lidzbarka Warmińskiego, więc chcąc nie chcąc, trzeba było się żegnać, mając świadomość, że niedługo ponownie się spotkamy w Warszawie na dziesiątej edycji Warszawskiego Festiwalu Piwa. Na koniec pamiątkowa fotografia.


Wieńcząc ten wpis, chciałbym podziękować za sympatyczną wycieczkę całej ekipie Browaru Artezan. Na zdrowie!

niedziela, 7 kwietnia 2019

Z wizytą w pubie Pinta Wrocław we Wrocławiu

Ostatni - długi - weekend, który jeszcze cały czas trwa, spędziłem, w dużej części w podróży. Najpierw w czwartek wyprawa do Warszawy na kolejną edycję Warszawskiego Festiwalu Piwa, by następnego dnia, w piątek, wyruszyć ze stolicy do Wrocławia, gdzie w firmowym pubie Browaru Pinta, czyli Pinta Wrocław, miałem pogadankę na temat 'Z piwem przez Świat'. 



Pinta Wrocław umiejscowiona jest w samym centrum miasta, przy ulicy Podwale 83, skąd bardzo blisko jest do serca miasta, czyli rynku starego miasta. Lokal mieści się w bardzo nowoczesnym budynku Hotelu Hilton. Architektura hotelu, według mnie jest fenomenalna i przywodzi na myśl dokonania najlepszych architektów z lat 70ych i 80ych ubiegłego wieku. Piękna bryła z kaskadowymi piętrami. Naprawdę genialnie to wygląda. Pierwszy raz na zdjęciach, gdy widziałem, jak ekipa Pinty wrzuciła foto swojego loku, stwierdziłem, że bardzo słabo to wygląda. Powodem tego był fakt, że zdjęcia nie obejmowały całego budynku. Ja też go całego nie objąłem. Do lokalu można wejść od strony ulicy Podwale, jak i od patio budynku, gdzie zlokalizowany jest ogródek piwny pubu. Oprócz Pinta Wrocław, parter budynku opanowany jest przez różne inne lokale gastronomiczne. Tuż obok Pinty jest restauracja oferująca chińskie pierożki. 

Pub czynny jest codziennie od godziny 12:00 do godziny 02:00. 


Wnętrze lokalu, jak dal mnie, przywołuje bardzo ambiwalentne odczucia. Z jednej strony mamy dość mocny minimalizm, taki industrialny, rzekłbym portowy wręcz. Części kontenerów pełnomorskich na ścianach, n a jednym z których umiejscowione są 23 krany. Do tego wózki, mniejsze kontenerki, rury a sufitowej części i inne tego typu ozdoby. Na pierwszy rzut oka, wywołuje to lekko przerażające wrażenie, jakkolwiek z czasem człowiek się do tego przyzwyczaja i dzięki wielu zdjęciom, flagom, plakatom, które widzą na ścianach, dostrzega w tym sens. A clou tego wszystkiego jest podróż. Zdobywanie nowych lądów, odkrywanie nowych pól chmielowych, nowych piwnych smaków, czerpanie ze świata jak najwięcej. Dlatego też, siedząc we wnętrzu, czujemy się jakbyśmy mieli zaraz wybyć w kolejną podróż. 






Nie wiem, czy zdążyliście zauważyć, ale logo Pinta Wrocław, różni się co nieco od głównego logo Browaru Pinta. Nie, nie chodzi tylko o to, że mamy tu dodany napis Wrocław. Zwróćcie uwagę na ludzika przy kadzi. W przypadku logo Browaru Pinta, jest to piwowar, który zagląda do kadzi, dogląda prawidłowego przebiegu procesu warzenia. W przypadku logo Pinty Wrocław jest to rozradowany człowiek w garniturze z krawatem, który przychodzi do pinty by spędzić przyjemnie czas, rozluźnić się, zjeść i napić się dobrego piwa. 

Jeśli chodzi o piwo, to na ścianie umiejscowione są, jak pisałem powyżej, 23 krany, z których 19 opanowanych jest przez piwo, głównie Browaru Pinta, ale także innych zaprzyjaźnionych browarów. Jeden kran dedykowany jest dla cydru, jeden dla musującego wina frizzante, a pod dwa ostatnie podłączono wodę - gazowana i niegazowaną, która w lokalu, dla klientów jest za darmo. 




Widok tablicy, przywodzi na myśl skojarzenia z dawnym i dworcami kolejowymi i taki też był zamysł projektantów tejże. Przyznam szczerze, że bardzo mi się podoba, szczególnie dlatego, że jest w opozycji do nieco już trącącej myszką, wszędobylskiej, hipsterskiej kredy. 

Na tablicy, jak możecie dostrzec, dostępne klasyczne pozycje Pinty, takie jak Atak, Chmielu, Pierwsza Pomoc, Odsiecz Wiedeńska, Ognie Szczęście, dwie z Pint Miesiąca, czyli Bim-Bom oraz Apli Papli, a także ostatnie premierowe sztosy, czyli Portermass, Warsaw Express BBA, Kwas Theta BBA. Całkiem nieźle, prawda?



Tuż przy barze, możemy dostrzec dwie lodówki, w których dostępnych jest kilkadziesiąt innych pozycji Pinty w butelkach, piwa z innych browarów polskich, między innymi z mojego rodzimego Kormorana, a także piwa z zagranicznych browarów, z którymi Pinta wchodziła w kooperacje, a także piwa takich zacnych marek jak Schlenkerla. Ponad to, sporo bezalkoholowych napojów gazowanych. 

Pinta Wrocław, to jednak nie tylko piwo, ale także miejsce, w którym można całkiem nieźle zjeść. W dni powszednie, od 12:00 do 16:00 serwowane są zestawy obiadowe.  W każdym dniu zestaw jest inny. W skład każdego zestawu wchodzi zupa oraz drugie danie. Poza tym, dostępne są przekąski do piwa oraz całkiem niezłe dania większe, że tak to ujmę. Podczas mojej wizyty skosztowałem fish & chips, a także późnym wieczorem krążki cebulowe z sosem szczypiorkowym. Oba danie bardzo dobre, a ryba w przypadku pierwszego dania potężnych rozmiarów. 




W taką pogodę, jaką obecnie mamy za oknem, czy gdy świeci słońce, a temperatura oscyluje wokół dwudziestu stopni Celsjusza, wnętrze lokalu jest dosyć puste, a to dlatego, że większość gości, korzystając z super aury, zajmuje miejsca na zewnątrz, w firmowym ogródku. Im bliżej zachodu słońca, tym więcej gości przenosi się do środka. Późnym wieczorem, lokal jest już pełny i znalezienie wolnego miejsca jest niezwykle trudne. Pinta Wrocław nie jest miejscem, w którym możemy spotkać piwnych geek'ów. Jest to lokal, w którym połowa odwiedzających, to po prostu goście, którzy lubią napić się dobrego piwa, nie wchodząc przy degustacji w niuanse sensoryczne, a przy tym mogą dobrze zjeść. Drugą połowę, stanowią turyści, głównie goście Hotelu Hilton. Siedząc przy barze, mogłem dostrzec, że najchętniej zamawianymi piwami podczas tego wieczoru, były klasyczne pozycje, takie jak pils, stout, Hefeweizen i kriek. Miłośnicy kraftu pojawiają się wtedy, gdy jest premiera jakiegoś spektakularnego sztosa Pinty, lub gdy mamy do czynienia z kranoprzejęciem jakiegoś znamienitego polskiego lub zagranicznego browaru. 

 
Konglomerat miejscowych oraz turystów tworzy dość ciekawy koloryt miejsca oraz bardzo fajną atmosferę, dzięki czemu, mimo minimalstycznego wystroju knajpy, człowiek w środku czuje się coraz lepiej. Dużo daje tu także bardzo sympatyczna, uśmiechnięta, wesoła i przyjazna ekipa za barem.


Dzięki tym osobom, w Pinta Wrocław, spędziłem kilka fajnych godzin, które minęły tak szybko, jak obecnie podróż S7 z Olsztyna do Gdańska. Rozmowy o piwie, metalu, piłce, kawały i tak zwane rozmowy Polaków o wszystkim i niczym. Do szczęścia brakowało tylko dobrej rockowej muzyki z głośników, która, moim zdaniem, dodała by jeszcze większej atrakcyjności temu miejscu. 

No cóż, mój pobyt we Wrocławiu, w firmowym lokalu Browaru Pinta, był krótki, ale bardzo intensywny i interesujący i już mam zaproszenie na kolejną wizytę, z której skorzystam na pewno i to na pewno jeszcze w tej połowie roku. Będę was o tym informował. Na koniec chciałbym ekipom Browaru Pinta i Pinta Wrocław, chciałbym podziękować za zaproszenie, za fantastyczne przyjęcie, za możliwość pogwarzenia o piwnych podróżach i za fenomenalną atmosferę. Wasze zdrowie i do zobaczenia wkrótce.

PS. Jak się możecie domyślić, następnego dnia, pojechałem ponownie do stolicy i ponownie wylądowałem na warszawskim festiwalu. Burzliwy weekend :)