piątek, 19 września 2014

Kącik Piwnego Melomana - THERAPY? - Babyteeth

W okresie wakacji, w śpiączkę zapadły dwa blogowe cykle, czyli KPM i KKK. Obecnie, po gorącym i pięknym lecie, które nadal daje nam sporo radości, wracam do obu. Na początek - jako, że mamy piątek - powraca Kącik Piwnego Melomana i od razu będzie z 'wysokiego C'. Przed wami irlandzka kapela i ich debiutancki minialbum 'Babyteeth'. Kapeli zacząłem słuchać od albumu 'Troublegum' i ich jednego z największych hitów, czyli 'Nowhere', jakkolwiek to 'Babyteeth' jest moim ulubionym krążkiem w dyskografii.


Album 'Babyteetht' został nagrany w 1990 roku, a wydany nakładem Wiiija Records w 1991 roku. U mnie w zbiorach jest wznowienie wydania na CD, także z 1991 roku, jakkolwiek wypuszczonego przez Southern Records Numer boczny albumu to 18507-2. 


Skład Therapy? na 'Babyteeth' to: Andy Cairns (gitara i wokal), Michael McKeegan (bas) oraz Fyfe Ewing (perkusja). Gościnnie na jednym z numerów wystąpił Keith Thompson (saksofon).

Na wydawnictwie znajduje się siedem wysoko energetycznych, pełnych mocnego uderzenia kawałków. Album otwiera 'Meat Abstract'. Już pierwsze dźwięki perkusji wywołują gęsią skórkę na ciele, a gdy wchodzi majestatyczna jak Lord Vader gitara, to już wiemy, że będzie tu się nieźle działo. Jesteśmy pewni, że z wielką chęcią poczekamy na kolejne numery. A dalej jest tylko lepiej. Druga kompozycja, czyli 'Skyward', to według mnie najlepsza kompozycja na krążku. Szkoda, że nie jest ostatnia, bo byłoby to niezłe zwieńczenie poczynań kapeli na 'Babyteeth', taka swoista 'wisienka na torcie'. Cudowny rytm, genialna kompozycja, dźwięk gitary i współgrającego basu oraz akompaniującej 'perki' wywołuje dreszcze. Trzecia piosenka ... hmm, jak to ładnie brzmi, to numer 'Punishment Kiss'. Przyznam szczerze, że lubię tę kompozycję głównie dlatego, że bardzo mi przypomina ... 'Punishment' nowojorczyków z Biohazard, a właściwie to granie 'Bajo' przywodzi na myśl Therapy?. Ciekawe, czy komuś z was, podobne skojarzenia przyjdą na myśl. W samym środku płyty mamy prawdziwe pier..., przepraszam - mocne uderzenie oczywiście. To swoim majestatem nasze uszy i wątłe ciała niszczy 'Animal Bones'. Moi drodzy, nie jest to 'bułka z masłem', a nawet nie jest to bułą z pasztetową, czy paprykarzem! Piąta kompozycja troszkę nas uspokaja po szaleńczej jeździe z numerem 4. To 'Loser Cop'. To nieco psychodeliczna muzyczna wariacja, w której możemy usłyszeć wspomniany wyżej saksofon oraz odgłosy, jakby wycięte z telewizyjnych wypowiedzi polityków. Zaraz potem wychodzimy na przedostatnią prostą i tu wita nas 'Innocent X'. Kompozycja może nie jakaś szczególna, ale bardzo przyjemnie wprowadzająca w to, co czeka nas na samym finiszu. A tu możemy dostrzec finiszującego Linforda Christie w postaci Dancin' with Manson'. Jest to bardzo fajna, melodyjna, szybka kompozycja. Do tego, bardzo fajnie zaśpiewana. Wesołe, bezpretensjonalne, luźne emocjonalnie i fizycznie granie. No rewelacja. Słuchanie albumu strasznie szybko mija i odczuwamy wielki żal, że to tylko siedem numerów. Chciałoby się więcej w podobnym klimacie. 

Brzmienie płyty jest, jak dla mnie, bardzo fajne. Siermiężnie surowe i brudne. Ma się wrażenie, że sesja nagraniowa płyty, została zorganizowana w garażu jednego z członków kapeli. Ja takie brzmienie bardzo lubię i dzięki temu, potęgę muzyki, takiej muzyki, odczuwam jeszcze mocniej.

Mam nadzieję, że te osoby, które lubią mocniejsze brzmienia, a nie znają tego wydawnictwa, choć trochę ta płyta zauroczy także. W następnym odcinku natomiast, zejdziemy kilka pięter niżej, by dostać się w szpony nieco lżejszych rytmów. Zapraszam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz