wtorek, 13 lutego 2018

Z wizytą w browarze Green Cheek Beer Company w Orange

Czwartym browarem, który odwiedziłem w tym roku w Orange County był Green Cheek Brewing w Orange. Orange, to miasto położone tuż nieopodal Anaheim, w tym samym hrabstwie, w obszarze metropolitalnym Los Angeles. Nazwa browaru nawiązuje do papugi rudosterki zielonolicej, która jest obecna w logo browaru i nie tylko.

Browar został założony przez Evana Price, jedną z większych postaci w kalifornijskim i w ogóle amerykańskim krafcie, znanym między innymi z tego, że był założycielem i głównym piwowarem ... no właśnie ... mojego ulubionego browaru z Anaheim, czyli Noble Ale Works, który to miałem okazję odwiedzić rok i dwa lata temu. 


Browar mieści się przy 2294 North Batavia Street C. Jak się można domyślić, położony jest w dzielnicy przemysłowej i jest tak ukryty, że nawet kierowcom Ubera, wyposażonym w nawigację trudno jest tam dotrzeć, jednakże po kilku minutowym kręceniu się wokół tego miejsca, udało mi się dotrzeć do browaru. Gdy przekroczyłem próg bramy, gdyż nie wszedłem przez drzwi, gdyż obok była szeroko otwarta brama właśnie, moim oczom ukazał się poniższy widok.


Jak widać na załączonym obrazku i jak sami możecie się domyślić, zacząłem od razu robić zdjęcia i wtedy podszedł do mnie uśmiechnięty szeroko mężczyzna, odziany w firmową bluze, który zapytał mnie czemu robię fotki i czy ktoś mi pozwolił fotografować? Lekko się zmieszałem, a za chwilę ów mężczyzna się przedstawił, był to właśnie Evan i powiedział, że nie przystoi robić fotki z zewnątrz i że zaprasza z aparatem do środka. Przedstawiłem się i ja i powiedziałem, jaki jest cel mej wizyty. Nastąpiły uściski dłoni i wymiana serdeczności.

Wyposażenie browaru wygląda tak, jak na zdjęciach poniżej. Objętości zbiorników podane są w baryłkach. Przyznam się szczerze, że pierwszy raz się z tym spotkałem. 






Zaraz po zwiedzeniu duszy tego miejsca, przeszedłem do ciała, czyli do baru. Zestaw piw i drinków piwnych (tak, też tam takie cuda robią), zawierał 19 pozycji i był wyświetlany projektorem na ścianie, tuż nad kranami. Krany, jak można sobie wyobrazić, ozdobione były papugami, dzięki którym browar zawdzięcza swoją nazwę.



Jak widać, wiele ciekawych pozycji, a wśród nich, między innymi, Andy Black, czyli Nitro Milk Stout. Na kanwie sukcesu Man's Milk uwarzonego w Noble Ale Works, Evan (który był autorem receptury Man's Milk), postanowił, że jedną ze stałych pozycji w Green Cheek, będzie także Nitro Milk Stout, jednakże lżejszy trochę, jeśli chodzi o parametry. Uwielbiając Man's Milk, postanowiłem od razu zamówić. Do tego doszedł Super Oaked V2.0, czyli ... Barrel Aged Lager, Sounds Good To Me (Hoppy Lager with Simcoe) oraz Guava In Berlin (Berliner with Guava). 


Nie chciałbym być tu za bardzo nad wyraz, ale muszę przyznać, że wszystkie cztery były super. Zaskakującym jest fakt, że najlepszym według mnie był nie Nitro Milk Stout, ale Barrel Aged Lager. Słuchajcie, no coś fenomenalnego. Bajka w nozdrzach i ustach po prostu!


Na drugą nóżkę, że tak to ujmę, wziąłem inną czwórkę, której zestaw może was, co nieco, zaskoczyć. Mowa tu o: Australian For Pale (DDH Australian Pale Ale), Mop, Mop, Mop (Tropical Fruit Beer), Call It Magic (Hazy IPA) oraz ... Meyer Lemon Shandy (Shandy). To ostatnie podawane z kostką lodu. 


To ostatnie, zamówiłem z ciekawości, gdyż chciałem przekonać się na własnym sobie, jak smakować może kraftowe shandy i wiecie co, hmm, no nie zachwyciło mnie i było to jedyne piwo, które mnie w Green Cheek, nic a nic, nie ujęło. Reszta naprawdę bardzo dobra, jakkolwiek degustacja sprawiała by pewnie mi więcej przyjemności, jakkolwiek tego wieczoru w Orange, było tylko 5 stopni Celsjusza, a ja będąc w samej podkoszulce, nie byłem w stanie, momentami, opanować chłodu. Mimo to, atmosfera była gorąca.

W czasie degustacji, miałem także okazje popodziwiać, jak etykietuje się wielkie firmowe puszki. Piszę wielkie, gdyż są one znacznie większe, niż nasz półlitrowe.


Jak to w Kalifornii wieczorem, w browarze było pełno ludzi, w tym kilka osób z psami, a nawet jedna kobieta w czymś na głowie, co przypominało moherowy beret i także i ona osładzała sobie życie krafcikami. Bardzo przyjemny widok. W tle przygrywała bardzo fajna rockowa muzyka. 

By ogrzać się, skosztowałem hamburgera z ustawionego przy bramie jedzeniowoza, co na kilka chwil podwyższyło temperaturę i dało mi więcej energii do kosztowania trunków. A było co kosztować, gdyż Evan poczęstował mnie czymś, co nazywa się Michelada (jest to robione i rozlewane w browarze). Czym jest ta Michelada? Otóż jest to napój otrzymywany na bazie piwa, do którego dodawane są limonki, sok z pomidorów, przyprawy i inne sekretne składniki. Podawane wszystko z duża ilością lodu. Evan przestrzegał mnie, że nie wszystkim to może smakować, gdyż to specyficzny trunek, który ma w browarze swoich fanów. Jeśli chodzi o mnie to, hmm ... ja kolejnym fanem nie zostanę. Wypiłem kilka łyków i dałem spokój. Nie mówię, że było to coś tragicznego, jakkolwiek ja nie lubię soku pomidorowego, a on tu w połączeniu z limonkami, piwem, przyprawami, spotęgował jeszcze niechęć do Michelady. Brrr!

Nie zmienia to faktu, że wizytę w Green Cheek uważam za bardzo, ale to bardzo udaną. Genialna atmosfera, genialni ludzie, super piwo, niezłe żarcie z zaprzyjaźnionego jedzeniowoza, no i genialna muzyka i atmosfera w środku. czegóż chcieć więcej.

Na koniec wizyty fotka z Evanem (po prawej) i drugim, także bardzo sympatycznym piwowarem o imieniu Dominic i powrót do hotelu. Tym razem kierowca Uber znał doskonale drogę do browaru, gdyż sam często go odwiedza.


Będąc w Orange County, wizyta w Green Cheek jest po prostu koniecznością! Naprawdę polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz