sobota, 15 marca 2014

Kącik Piwnego Melomana - OPEN FIRE - Lwy Ognia

W dzisiejszym odcinku Kącika Piwnego Melomana miało być ciężko i tak będzie, zapewniam. Jakkolwiek chciałem by było także po polsku i dlatego zapraszam na krótki wpis o albumie 'Lwy Ognia' wrocławskiej kapeli Open Fire. 


Album 'Lwy Ognia' został nagrany w 1987 roku i do roku 2012, kiedy to Klub Płytowy Razem wydał album na CD, nigdy nie był oficjalnie wydany. Chłopacy z Open Fire wydali go w 1988 roku własnymi siłami, jakkolwiek nie był obecny na rynku. Ja mam właśnie CD z 2012 roku o numerze bocznym RCD 004. 


Skład Open Fire na albumie 'Lwy Ognia' to: Mariusz Sobiela (wokal), Janusz Kowalczyk (gitara), Maciej Różycki (gitara), Krzysztof Majdziak (bas) oraz Wojciech Zabiłowicz (perkusja).

Pamiętam początek lat 90-ych, kiedy to z tej kapeli nieźle się naśmiewałem. Wtedy to, w porównaniu do moich ulubionych kapel, czyli Napalm Death, Terrorrizer, Assassin, Sodom, Incubus, Carcass i inne, Open Fire był po prostu cienki i lekko śmieszny. Do dziś pamiętam winyl 'Metalmania '87', gdzie były zarejestrowane dwa kawałki. Pamiętam jak z kumplami śmialiśmy się ze wstępów wokalisty przed każdym kawałkiem, np. 'To dla was, dla was wszystkich ... Opeeeeeen Faaaaaaaajeeeeer!'. Naprawdę było to zabawne. Jednak życie zazwyczaj jest przewrotne i po kilkunastu latach doceniłem tę kapelę i ten album. Kawałki, mimo upływu czasu są naprawdę świeże. Chłopaki świetni muzycznie i teksty (jest dużo śmierci), takie jak w polskim metalu lubię najbardziej. Bardzo fajne riffy, często przypominające kapele takie jak Iron Maiden, Helloween czy Metallica. Świetny wokal Mariusza, charakteryzujący się zaciąganiem i 'pianiem', jak ja to nazywam. To wszystko powoduje naprawdę niesamowitą atmosferę na tej płycie. Przywołuje klimat wspaniałych lat 80-ych. Kawałki takie, jak 'Metal Top 20', 'Twardy jak skała' ze słynnym 'Open Fajeeeeeeeeeeerrrrrrr!', czy trzy ostatnie numery, czyli 'Oddech śmierci', Ogień i stal zwyciężą' oraz tytułowe 'Lwy ognia', to już klasyka polskiego metalu. Naprawdę słucha się tego wspaniale. Krew szybciej płynie, serce szybciej płynie, włosy (niestety już krótkie) same się zawijają do machania. Naprawdę, jest to kawałek pięknej muzycznej historii i niesamowita masa fenomenalnych muzycznych doznań.

Drogi znajomy, jeśli chciałbyś posłuchać jak chłopaki wymiatali prawie trzydzieści lat temu, to serdecznie zapraszam na browarnikowego 'chomika'. Folder z plikami chroniony jest hasłem. Jeśli chciałbyś go uzyskać, proszę o maila:

Za tydzień natomiast, KPM będzie stał pod znakiem zagranicznej muzy.

1 komentarz:

  1. niestety nie mogę się zgodzić, było to straszne wtedy i jest straszne teraz, upływający czas nie podnosi wartości muzyki przez pryzmat sentymentu. Jak sobie przypomnę ich występ oraz Stosu w Kato, to skala śmieśzności nadal jest na podobnym wysokim poziomie .

    OdpowiedzUsuń