sobota, 4 lutego 2017

Z wizytą w browarze JT Schmid's Restaurant & Brewery w Anaheim

W drugiej połowie stycznia tego roku, miałem ponownie okazję odwiedzić Stany Zjednoczone i znów, jak to było rok temu, znalazłem się Anaheim. Tym razem także, nie mogłem sobie odmówić wizyt w browarach.Udało mi się wpaść do dwóch z nich, z których pierwszym był, jak to my w polskiej nomenklaturze mówimy, browar restauracyjny, a dokładnie JT Schmid's Restaurant & Brewery.



Wchodząc do środka, wita nas na środku owalny bar z nalewakami, przy którym zawsze siedzi całe mnóstwo fanów dobrego piwa oraz typowego amerykańskiego żarcia. Wokół baru, w ogromnej sali, mamy cała masę stolików, przy których także cała masa ludzi siedzi, pije piwo, je przysmaki amerykańskiej kuchni i słucha muzyki. W tle, za szybami widoczna jest warzelnia (wybaczcie, ale światło nie pozwoliło zrobić dobrego zdjęcia) oraz tanki fermentacyjno-leżakowe.





W stałej ofercie browaru znajduje się pięć piw: Dumb Blond Ale, `California Hefeweizen, 714 IPA, Emil's Amber Ale, Imperial Stout oraz piwo rotacyjne, którym w czasie mojej wizyty był Brown Ale. 





Na początek zamówiłem sobie deskę degustacyjną, czyli 6 piw z oferty.


Degustację zacząłem od 'blonda', który wypiłem i o którym szczerze mówiąc zapomniałem. W aromacie i smaku przypominał lekkiego jasnego lagera. Na kolejną nóżkę poszedł Hefeweizen, z którego od razu wywaliłem cytrynę (w ogóle nie rozumiałem po co ona była do niego dodana). Piwo to okazało się najlepszym z oferty i w ogóle jednym z najlepszych piw w tym stylu, jakie miałem okazje pić w życiu. Klasa światowa! IPA dobra, dość mocno owocowa, ale mając w pamięci wiele zacniejszych polskich wypustów, została wypita i poszła w zapomnienie. Amber? Hmm, no niestety porażka. Imperialny stout bardzo dobry, treściwy, gęsty, bogaty aromatycznie i ogólnie rzecz biorąc warty sięgnięcia po większą pojemność. Ostatnie z piw, czyli Brown ale także dobre, ale po wcześniej pitym Imperialnym Stoucie, już nie wywołał na podniebieniu większej euforii.


Ogólnie rzecz ujmując, dwa piwa świetne, dwa dobre i dwa słabe. Po degustacji deski, nie mogłem sobie odmówić zamówienia pszeniczniaka w większej pojemności. Od razu poprosiłem, by nie dodawano cytryny. Degustacja, mmm, wyborna. Piwo naprawdę fenomenalne. Mocno bananowe, o soczystym profilu tego owocu. Mega, mega świetne.

Akompaniamentem do piwa, były oczywiście pieczone, pikantne skrzydełka z z sosem ranch, pałkami marchewki oraz selera naciowego. 'Mjut" w gębie. To wszystko umilała także, lektura 'Brewing News', czyli darmowej gazetki z świecie browarów Zachodniego Wybrzeża i środkowo-południowych stanów. W niej między innymi lista browarów w tych miejscach. Co mnie najbardziej zaskoczyło i zdziwiło, to fakt, że w takim San Diego jest ponad 40 browarów. Zwiedzania i picia na dwa-trzy tygodnie. Wyobrażacie to sobie? Wyobraźcie sobie Warszawę na przykład i 40 browarów stacjonarnych w niej. Szacunek byłby, prawda?

Ogólnie rzecz ujmując wizyta w JT Schmid's Restaurant & Brewery całkiem udana, choć wielkiego 'WOW' u mnie nie wywołała i po godzinnym pobycie w tym przybytku, przyszedł czas na wizytę w drugim browarze, o którym przeczytacie w następnym odcinku. Biemniej jednak, wizytującym Anaheim, polecam oczywiście by znaleźć około godziny właśnie, by poświęcić ja na jedzenie i picie w JT Schmid's Restauran & Brewery.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz