Trzeci poniedziałek stycznia zapamiętam na bardzo długo. Spotkanie z klientem w Birmingham, które to poprzedziła szaleńcza i obfitująca w irracjonalne wydarzenia, podróż z Brussels Airlines, no i piwny wieczór w jednym z największym miast Zjednoczonego Królestwa. Na tym ostatnim chciałbym się na dłuższą chwilę zatrzymać.
Jako, że spotkanie z klientem, odbyło się w godzinach popołudniowych oraz przedwieczornych, dzięki czemu miałem czas by co nieco poznać ofertę piwną miasta, z którego pochodzą tak znamienite muzyczne grupy, jak chociażby Black Sabbath, Napalm Death, czy G.B.H. W ciągu dwóch-trzech godzin, udało mi się odwiedzić dwa browary, pub firmowy kolejnego browaru oraz dwa inne puby.
Pierwszym na mej drodze, był leżący nieopodal hotelu, w którym się zatrzymałem, Edmunds Bar & Brewhouse.
Tuż po przekroczeniu progu tego miejsca, od razu rzuciło mi się w oczy, że w środku, oprócz obsługi w liczbie trzech osób, nie było nikogo. No, ale cóż było robić - trzeba było 'zaliczyć'. Dostępnych były dwa, na miejscu warzone, piwa: 1895 Ale (IPA) oraz B3 Bitter (Bitter).
Wybrałem to pierwsze i pomimo faktu, że jak mówiła etykieta, chmielony był Cascade, to w aromacie, ni krzty nie dało się go wyczuć. Właściwie zapach, nie oferował praktycznie żadnych doznań. W smaku, było niewiele lepiej, gdyż dało wyczuć się kwaśne nuty, delikatne karmelki i ... nic więcej. Piwo bardzo wodniste i ogólnie do szybkiego zapomnienia. Tak szybko wyleciało mi z pamięci, że zapomniałem zamówić drugiego i udałem się dalej. Widać miejscowi wiedzą, że słabo tu warzą, dlatego byłem jedynym klientem tego dnia. Aha, na pytanie, czy mógłbym zwiedzić browar, otrzymałem info, że nic ciekawego do zwiedzania nie ma i to tyle. Podsumowując - szkoda zachodu, nerwów i kubków smakowych.
Następny na mej drodze, pojawił się pub firmowy Indian Brewery.
Browar (zlokalizowany w innym miejscu w Birmingham) oraz pub, są pomysłem i własnością sympatycznego bardzo hindusa, który serdecznym uśmiechem i uściskiem dłoni, przywitał mnie w swoim lokalu. Co od razu, po wejściu do środka, rzuca się w oczy, znaczy nozdrza, to wszędobylski i mocny zapach kadzideł a także szeroka gama plakatów filmów z Bollywood.
Pub zaopatrzony jest w kilkanaście kranów, z których leją się piwa Indian Brewery oraz innych brytyjskich i zagranicznych. Oferta browaru nie jest zbytnio rozbudowana i zamyka się w sześciu pozycjach.
Zdecydowałem się na piwa Peacock (Amber Ale) oraz Indian Summer (Pale Ale). Piwa specjalnie nie zachwyciły, ale także nie odrzuciły. Całkiem przyjemnie się je piło, choć oczekiwania moje były większe. W obu piwach charakter wodnisty także był dość wyraźnie zaznaczony.
Aha, ważne info dla kolekcjonerów podstawek. Te dostępne w lokalu, były takim i, z jakimi wcześniej się nie spotkałem. Otóż wycięte w nich były części składowe pingwina i można było je sobie palcami 'wypchnąć' i złożyć nielota podczas degustacji. No i jeszcze jedno, w lokalu, tym razem byli ludzie i to całkiem sporo. Obsługa też bardzo sympatyczna i dodatkowo, indyjskie żarcie tam serwowane, naprawdę jest warte zamówienia.
Trzecim na moim szlaku, był pub Gunmakers Arms, w którym mieści się browar Two Towers Brewery.
Tu także, nie udało mi się zobaczyć, serca browaru, ale to z powodu nieobecności osób, które mógłby mnie zabrać w piwniczne czeluści, celem oprowadzenia. Poza tym, za barem bardzo sympatyczna dziewczyna, a przed barem równie miłe, starsze miejscowe małżeństwo, które tak jak ja, wybrało się na piwo, pogaduchy i posłuchać muzyki. Na kranach dostępnych było sześć piw Two Towers Brewery: Electric Ale, Hockey Gold, Baskerville Bitter, Chamberlain Pale Ale, Peaky Blinders Mild oraz Chili Porter.
Ja sam skosztowałem Pale Ale i tego ostatniego, czyli Chili Porter. Pani za barem się pomyliła i nalała mi dwie pinty Pale Ale, jakkolwiek licząc tylko za jedną. Bardzo miło.
Oba piwa, niestety, nie wywarły na mnie jakiegoś specjalnego wrażenia. Znów na pierwszym planie, dość spora wodnistość i nikłe doznania aromatyczno-smakowe. Nawet chili czuć nie było - no skłamałbym, było czuć, ale dopiero następnego dnia podczas porannej toalety.
Atmosfera wewnątrz natomiast, bardzo przyjemna. większość gości, to dość poważni wiekowo smakosze piwa. Z głośników, a właściwie z telewizyjnej szafy grającej, wydobywają się genialne dźwięki w różnych stylach muzycznych. Podczas mojej wizyty, dało się słyszeć między innymi The Cure i Travelling Wilburys. Dostałem zaproszenie od pani za barem i małżeństwa obok, do złożenia kolejnej wizyty wkrótce. Fajne miejsce, z ... nie ukrywajmy, angielską klasyką, ale nie najwyższych lotów.
Tuż obok Gunmakers Arms, znajduje się fantastyczne miejsce o nazwie The Bull. To miejsce, to taki piwny wehikuł czasu. Bardzo przyjemny pub, w starym brytyjskim stylu, którego wnętrza powodują, że człowiek ma ochotę zostać w tym anturażu jak najdłużej. Do tego bardzo przesympatyczna obsługa, której wtóruje miejscowa kotka, witająca i zabawiająca gości, dobra kuchnia oraz piwo ... Pedigree z browaru Marston's, którego i ja skosztowałem. Można powiedzieć, brytyjska klasyka.
Na koniec wieczornej eskapady po Birmingham, zaszedłem do nowoczesnego, modernistycznego pubu, którego nazwa wyleciała mi niestety z głowy. Klimat? Głośna muzyka, lekko wożący się młodzi barmani, dużo lokalsów, ale klientów, którzy w większości przychodzili na drina i poznać dziewczynę, niż napić się dobrego piwa. Ja skosztowałem, dwie angielkie, kraftowe piwa w stylu White IPA (także nie pamiętam teraz nazwy; coś w stylu hawajskim) i zdegustowany jakością, zawinąłem się i wróciłem do hotelu.
Wiem, że tych pięć miejsc, które odwiedziłem, nie jest miarodajnym wyznacznikiem tego, co zaoferować może Birmingham, jakkolwiek piwa, które miałem okazję skosztować, dość mocno odstawały od moich oczekiwań i od tego, co możemy spotkać na naszym polskim rynku. Może następnym razem trafię znacznie lepiej, choć miejsca takie jak Gunmakers Arms i The Bull, szczerze polecam, choć niekoniecznie w celu zażycia fenomenalnych doznań związanych z naszym ulubionym trunkiem.
Cześć! Na Twój blog trafiłam przypadkiem, więc od razu przyznaję że nie śledzilam poprzednich postów także tylko domyślam się że piwna tematyka dominuje ;-) W każdym razie bardzo mi przykro, że będąc w Birmingham nie udało Ci się odwiedzić najlepszych miejsc... To miejsce ma tyle ukrytych perełek, że warto tu wrócić! Tylko następnym razem daj znać wcześniej, to wraz z mężem oprowadzimy Cię po miejscach do których faktycznie warto jest pójść!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Marta
Cześć Marta,
UsuńDziękuję za komentarz i miło mi, że trafiłaś na mojego bloga. Jak najbardziej, myślę że B'ham skrywa jakieś perełki. Jak napisałem, pewnie te 5 miejsc nie było na tyle reprezentatywnych, by ocenić całe Birmingham pod względem piwnym. Były one po prostu dość blisko mojego hotelu, a ja sam miałem zaledwie kilka godzin na 'szwędanie się' po piwnych przybytkach. . Chętnie ponownie wybiorę się do B'ham w niedalekiej przyszłości, by poznać więcej ciekawych miejsc. Liczę wtedy na pomoc z Waszej strony. W kontakcie zatem.
Pozdrawiam,
Tomek