Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Piwo za granicą - Tajlandia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Piwo za granicą - Tajlandia. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 16 czerwca 2019

Z wizytą w 103 - Bed and Brews w Bangkoku

Kontynuujemy piwny spacer po Bangkoku. Czwartym i ostatnim, niestety, piwnym miejscem odwiedzonym w Bangkoku, był 103 -Bed and Brews. 


Jako, że w Bangkoku jestem dość częstym gościem, to miejsce to poznałem już rok temu. Mieści się w mojej ulubionej dzielnicy tej wielkiej metropolii, a mianowicie w Chinatown, przy 103 Rama IV Road. 103 - Bed and Brews, to tak naprawdę hotel, w którym na parterze mieści się kawiarnia, w której można także napić się piwa. Nazwa tego miejsca orz widok kranów, spowodowały, że w zeszłym roku, zarezerwowałem tam dwa noclegi. Mimo dostępnego tam tajskiego kraftu, w tym roku zrezygnowałem, na rzecz innego hotelu, przy głównym trakcie Chinatown, a mianowicie Yaowarat. 


Jaki był tego powód? Po pierwsze, w hotelu dostępne są pokoje bez łazienek, a ta ogólnodostępna jest nieklimatyzowana, co powoduje, że po wzięciu prysznica, człowiek nadal jest mokry. Podobnie rzecz się ma także w przypadku kawiarni na parterze, gdzie chłodu dostarczają wiatraki, które jednak słabo chłodzą i prawie w ogóle nie orzeźwiają. Jakkolwiek, z sentymentu, postanowiłem ponownie zajrzeć w znajome progi, by skosztować piwa i ... o tym zaraz poniżej. 

Kafejka na parterze 103 - Bed and Brews, to równocześnie miejsce, gdzie stacjonujący tam turyści, jedzą tam śniadania. We wnętrzu znajduje się kilka stolików oraz bar, który zdobi kolumna z kranami.




Z powyższych kranów, nie jest lane piwo, co za moim pierwszym razem, było wielkim zaskoczeniem i zasmuceniem jednocześnie. Na kranach dostępne jest cold brew. Tak moi drodzy, cold brew, a także woda. Surowcem z którego powstaje, to  kawa odmiany Arabica z rodzimych tajskich plantacji. Powyższe cold brew dostępne jest w trzech odmianach: Black, White oraz Tonic. Ceny tychże, to odpowiednio 90, 110 i 120 batów, czyli około 11, 13 i 14,50 złotych. 



Jak można zauważyć, na powyższym zdjęciu, dostępne jest też piwo i to te koncernowe, jak i od tajskich rzemieślników. Niestety, możemy liczyć tylko na wersje butelkowe od takich browarów jak Full Moon, Stone Head, Maha Nakhon, czy Bannok Beer. Towarzystwo to uzupełniają koncernówki Singha oraz Phuket. Ceny tych ostatnich to 120 batów (około 14,50 złotych), a rzemieślników 200 i 220 batów (około 24 i 26, 50 złotych). Jak widać, jak w dwóch poprzednich opisanych przeze stołecznych miejscówkach, tanio nie jest. Jakkolwiek w tym miejscu, w tym klimacie, w tak pięknych okolicznościach, właściwie na ceny nie zwraca się uwagi. 


Piwo, tuż po zjedzonym w miejscowym, barze, chińskim śniadaniu, smakuje wybornie. Butelka znika za butelką, dając namiastkę orzeźwienia w parnym, mało przyjemnym dla Europejczyków ze strefy umiarkowanej, klimacie. Podsumowując, miła miejscówka z kilkoma ciekawymi piwami w butelkach. Miła obsługa na barze i co najważniejsze, w prawie samym sercu Chinatown oraz otwarte od samego rana. Warto wpaść, spacerując i zwiedzając tę część Bangkoku. 

Kilkadziesiąt metrów dalej, na tej samej ulicy, odkryłem inną rzemieślniczą knajpę, a mianowicie Pijiu Bar, która to jednak otwiera się dopiero o 17:00, a my tego dnia, o tej porze, byliśmy na pokładzie AirAsia lecąc do Da Nang w Wietnamie, skąd wkrótce kolejna blogowa relacja. Wasze zdrowie!

czwartek, 13 czerwca 2019

Z wizytą w lokalu Mikkeller w Bangkoku

Nadeszła najwyższa pora na przedstawienie kolejnego piwnego miejsca w Bangkoku, które miałem okazje odwiedzić podczas mojej ostatniej wizyty w Azji. Po wizycie w przyjaznym pubie Craft, swoje nogi (dość nieduża odległość), skierowałem ku lokalowi Mash, który bardzo dobrze oceniany jest w różnych relacjach dostępnych w sieci. Niestety, po dojściu na miejsce, okazało się że lokal jest w remoncie i ekipa zaprosiła mnie na ponowną wizytę w kolejnym tygodniu. Niestety, z powodu przenosin do Wietnamu, to nie nastąpiło. Trzecim na liście, do którego miałem się wybrać po pobycie w Mash, był tajski pub Mikkelera. Szybka akcja z aplikacją Grab (taki azjatycki Uber) i już po chwili, wraz z moją sympatią, byliśmy w drodze do tegoż właśnie pubu. 

Mimo iż na mapie odległości w Bangkoku nie wydają się zbyt wielkie, to w rzeczywistości jednak jest inaczej i tak spod Mash do Mikkellera jechaliśmy około dwadzieścia pięć minut. W połowie drogi, zacząłem się zastanawiać, czy kierowca na pewno wie dokąd jedzie i czy nawigacja Graba dobrze go prowadzi. Otaczający nas krajobraz drapaczy chmur, neonów, ruchliwych ulic, zmienił się w wąskie, ciemne, ciche kręte uliczki. Powoli powątpiewałem, czy wrócę tego samego dnia do hotelu, czy uda mi się złapać tu Graba (nie wszędzie chcą dojeżdżać), lub taksówkę. Na szczęście, po kilku minutach kręcenia się po bardzo anonimowych uliczkach, auto się zatrzymało i przez szybę ujrzałem podświetloną tabliczkę z charakterystycznym napisem Mikkeller Bangkok. A więc dotarliśmy!



Przekraczając wrota pubu, zacząłem się zastanawiać, czy w ogóle ktokolwiek odwiedza to miejsce i dlaczego jest zlokalizowane akurat w tym miejscu, a nie bardziej widocznym dla mieszkańców i turystów. Po wejściu do środka, okazało się, że klienci jednak są. Pub zlokalizowany jest przy 26 Ekkamai 10 Alley, Lane 2 i jest czynny codziennie od godziny 17:00 do północy.

Wchodząc do środka, od razu da się zauważyć centralnie umieszczony bar oraz dużą ilość jasnego drewna, a także rysunki postaci typowe dla marki Mikkeller. 


Podchodzimy do baru i wiemy, że będzie dobrze. Na kranach piwa stajni Mikkeller oraz z innych zaprzyjaźnionych browarów, chociażby Northern Monk, Omnipollo, czy Boon. 




Piwa dostępne są w dwóch pojemnościach 250 i 270 mililitrów. Ceny od 160 do 440 batów i co ciekawe, te najdroższe piwo, to miarka o pojemności ... 250 mililitrów. Łatwo więc obliczyć, że za 'malucha' (akurat Omnipollo) trzeba zapłacić 'po polsku' prawie 53 złote. No, proszę państwa! Tanio nie jest, ale jak mawiał słynny polski piwny wieszcz: 'Sztosy muszą być drogie!'. Sam, skoncentrowałem się na piwach Mikkellera tylko i przyznam się wam bez bicia, że wszystko co spróbowałem, co spróbowaliśmy, było naprawdę świetne. Wśród tego, co skosztowaliśmy były takie pozycje jak: Sukhumvit Pils i The Natonial (oba pilsnery), Groen Blixt (wild ale uwarzone wspólnie z Warpigs), Windy Hill (NE IPA), Peter, Pale and Mary (pale ale). Wild ale z tego towarzystwa najgenialniejsze. można pić litrami i się nie znudzi. Fenomenalne wręcz piwo. 





Atmosfera w knajpie bardzo przyjemna. Mili sympatyczni ludzie za barem. Pomocni w wyborze piw, serdeczni w podejściu do klienta, uśmiechnięci i ogólnie robiący dobry klimat. 

Ten ostatni zyskuje także dzięki muzyce puszczanej w lokalu. Otóż z głośników leci bardzo dobra zachodnia muzyka rockowa i hardrockowa. Pijąc piwo i rozmawiając, przy akompaniamencie fantastycznych dźwięków z głośników, robi się naprawdę miło i o to przecież chodzi. 

W lokalu, oprócz piwa, można także dobrze zjeść, a także zaopatrzyć się, między innymi, w szkiełka firmowe (zakupiłem jednego malucha) oraz koszulki firmowe. 

W lokalu, oprócz nas Polaków, tylko miejscowi. Przez fakt, bycia na pewnego rodzaju odludziu, do lokalu jeśli trafiają zagraniczniacy, to tylko tacy, którzy już są zaznajomieni w świecie kraftu. 

Podsumowując krótką, ale sympatyczna wizytę w Mikkeller Bangkok, jest to miejsce godne polecenia, ze względu na piwo, obsługę, muzykę i atmosferę. Nie odwiedzimy go jednak spacerując po Bangkoku na piechotę, jak to jest możliwe w przypadku innych lokali, nie dojedziemy także tuk tukiem, gdyż kierowcy tychże, nie mają pojęcia o istnieniu tejże knajpy, ani tez w większości nie zapuszczają się w tę dzielnicę (zapomniałem dodać, że to dzielnica, jak my to nazywamy, domków jednorodzinnych). 



Tak więc, będąc w Bangkoku i mając ochotę na coś, co się w miarę zna, warto wstąpić do Mikkeller Bangkok, mając jednak na względzie fakt, że w środku zostawi się całkiem sporo dukatów. Wasze zdrowie!

środa, 5 czerwca 2019

Z wizytą w lokalu Craft (Silom) w Bangkoku

Kontynuując relacje z mojego ostatniego urlopu, chciałbym was dziś zabrać do Bangkoku, do jednego z tamtejszych pubów, a mianowicie do jednego z lokali pod marką Craft. O dobry browar trudno w Bangkoku, w ogóle w Tajlandii, więc tym razem skupiłem się na piwnych lokalach, które mają do zaoferowania naprawdę ciekawe lokalne i nie tylko piwa. Padło więc na Craft. Marka ta posiada w Bangkoku dwa lokale, jeden w dzielnicy Silom a drugi w Sukhumvit. Jako, że mój hotel znajdował się w miarę blisko tego pierwszego, więc padło na Craft w dzielnicy Silom. Lokal co prawda mniejszy znacznie, niż ten, który znajduje się na Sukhumvit, jakkolwiek i tak jest o czym pisać.


Lokal mieści się przy 981 Silom Road i jest czynny codziennie od 11:30 do 02:00. Ja sam odwiedziłem Craft około godziny szesnastej i wchodząc do lokalu zauważyłem, że wraz z moją sympatią, będziemy o tej porze jedynymi gośćmi. Przekraczając próg knajpy, obsługa, bardzo dobrą angielszczyzną, przywitała nas bardzo serdecznie i zaprosiła do środka, byśmy zajęli miejsce przy jednym ze stolików. Lokal już przed wejściem, od razu mi się spodobał, a to dlatego, że na zewnątrz, jak i w jego wnętrzu, do wystroju użyto dość sporej ilości drewna, co ja bardzo lubię. Po prostu drewno dla mnie jest synonimem ciepła, przytulności i naturalności. W takim środowisku czuję się wyśmienicie. 



Po wzajemnym przywitaniu się i zapoznaniu z obsługą, przyszedł najwyższy czas, by zobaczyć, co pijalnia oferuje swoim klientom, jeśli chodzi o piwo. Trzeba przyznać, że lista piw w menu, robiła wrażenie. Co więc takiego było ciekawego na kranach? Ano, podpięte były piwa z Tajlandii, Japonii, Sri Lanki, Niemiec, Stanów Zjednoczonych, Belgii i Wielkiej Brytanii. Rotacyjnie pojawiają się też piwa z Wietnamu, Australii i innych krajów.




W sumie dziewiętnaście różnych piw i jeden cydr. By spróbować jak największej ilości tych dobroci, zamówiliśmy dwa zestawy degustacyjne próbek. Ja sam wziąłem takie pozycje jak Shiro z browaru Coedo z Japonii (Hefeweizen), Lion Stout z Lion Brewery Ceylon ze Sri Lanki (stout), Fogcutter z USA (podwójna IPA) oraz The Dark Side (stout) i Gancore (IPA) od Stone Head z Tajlandii. Wszystko bardzo ładnie nalane i podane. Muszę przyznać, że pierwsze dwapiwa  mnie nie porwały, ale kolejne trzy już naprawdę zrobiły na mnie wielkie wrażenie, szczególnie 'dabelek' z USA, czyli Fogcutter. Tak proszę państwa, wybitny przedstawiciel stylu. Ach, jakbym wiele dał, by wszystkie tego typu piwa były takie wyraziste, po prostu wyborne.





Degustując piwo, dostajemy do ręki piwne menu, w formacie książkowym, że tak to ujmę, dzięki czemu możemy się co nieco więcej dowiedzieć na temat spożywanego przez nas piwa.


Do tego, obsługa z wielką chęcią i uśmiechem na twarzy, opowiada także o piwach podpiętych do kranów. Ceny piw wysokie. Próbki (100 mililitrów) wahają się od 70 batów do 140 batów (ok. 8,50 do 17 złotych). Za piwa lane do szkieł o pojemności 250 mililitrów trzeba wydać od 180 do 250 batów (ok. 22 do 30 złotych), a za duże piwa (470 mililitrów), trzeba już wysupłać od 280 do 400 batów (ok. 34 do 48 złotych). Narzekamy na ceny w polskich wielokranach, a jak widać u nas ceny przy tych, to pikuś. Warto nadmienić, że najdroższe piwa to te z USA i Belgii. Aktualny spis piw i cennik, dostępny jest zawsze na stronie pubu na Facebook

Na miejscu, można kupić także piwa butelkowe tajskich kraftowców, z czego i my chętnie skorzystaliśmy i zakupiliśmy dwa piwa z browaru Stone Head: Tuk Tuk (Cream Ale) oraz Coconut Cream Ale (Cream Ale).


Na miejscu skorzystać można także z kuchni, jakkolwiek, myśmy z tego dobrodziejstwa nie skorzystali. Nauczony kilkoma wyprawami do Azji, staram się jadać tam, gdzie jedzą lokalsi, czyli na ulicy i to w takich miejscach, które są troszkę na uboczu od głównych szlaków turystycznych. Najlepsze jedzenie, najświeższe i ceny na lokalnym poziomie, a nie turystycznym, choć i ten ostatni jest bardzo rozsądny, porównując do tego, co mamy w kraju. 

Jako, że tego popołudnia w planie były jeszcze dwa inne lokale, o których w następnych wejściach na blog, to degustację piw skończyliśmy na deseczkach z próbkami. Na koniec pamiątkowe zdjęcie, z przesympatyczną i bardzo społecznie nastawioną obsługą. W momencie, gdy zbieraliśmy się do wyjścia, w lokalu i na zewnątrz w firmowym ogródku, zaczęło przybywać miłośników kraftu.


Craft, jako piwny lokal, jako pijalnie dobrego piwa, mogę z całego serca polecić. Przyjemna atmosfera w środku. Tu warto dodać, że w pubie leci bardzo fajna muzyka z głośników (rock, ciężki rock, a nawet metal). Do tego, super piwo na kranach oraz przemiła, uśmiechnięta i bardzo pomocna obsługa. Czegóż więcej chcieć? Tylko częstszych wizyt w Bangkoku. Wasze zdrowie!

niedziela, 2 czerwca 2019

Z wizytą w browarze Full Moon na Phuket

Ostatnie dwa tygodnie mojego życia, to urlop, który spędzałem w trzech różnych państwach - Tajlandii, Wietnamie oraz na Ukrainie. Zacznę od tego pierwszego w kolejności i tym razem zabiorę was na wyspę Phuket i do mieszczącego się tam browaru Full Moon. 


Pisząc wpis o tymże browarze, postępuję dość niechronologicznie, gdyż to był ostatni piwny punkt, który odwiedziłem w Azji, jakkolwiek uznałem, że czemu nie. Wyprawa na Phuket, to był jednodniowy wypad z Bangkoku. Rano wylot, wieczorem powrót i to wszystko dzięki Thai Airways. Bilet w na trasie BKK-HKT-BKK, to koszt około dwustu złotych, a jest okazja, by przelecieć się tajskimi 'grubasami'. Ja miałem szczęście załapać się na Boeinga 747-400 (Jumbo Jet) oraz Boeinga 777-200.

No, ale wróćmy do piwa. Full Moon zlokalizowany jest w bardzo rozrywkowej części wyspy, czyli w Patongu. Oprócz plaży która z roku na rok, traci swój urok, mamy tu całą masę salonów masaży, dyskotek, pubów, a także wielką, plugawą, głośną galerię handlową Jungceylon, w której na parterze mieści się właśnie browar rzemieślniczy Full Moon. Od razu chciałbym zaznaczyć, że wybierając się do tego browaru, warto najprzód zaopatrzyć się w dokładne dane odnośnie do lokalizacji tego obiektu, gdyż miejscowi, nie mają pojęcia w ogóle o fakcie, że na ich wyspie jest jakiś browar i po piwo odsyłają do sklepów 7 Eleven. 

Czas odwiedzin browaru, to był czas lekko przed południem i szczerze mówiąc obawiałem się, czy miejsce to będzie otwarte. Na szczęście browar otwarty jest codziennie od godziny 11:00 do 23:00. U drzwi browaru, przywitały mnie i moją sympatię, dwie miejscowe panie, które zaprosiły do środka. O tej porze browar, wraz z restauracją, był jeszcze pusty i przez kilkanaście chwil, byliśmy tylko jedynymi klientami. 

Tuż po przekroczeniu wrót browaru, po prawej stronie wita nas dwunaczyniowa warzelnia, a tuż za nią pomieszczenie z tankami. Jedna z sympatycznych pań, otworzyła drzwi, bym mógł zobaczyć sprzęt i zrobić fotki, jakkolwiek, do środka nie pozwoliła wejść, a o tej porze, ani piwowara, ani właściciela nie było. 






Bar i cale wnętrze lokalu, urządzone dość nowocześnie i bardzo funkcjonalnie. Bardzo ciekawie rozwiązany bar, za którym, na ścianie umiejscowione ciekawej urody krany. 



Ciekawostką stołu barowego są szklane pojemniki z różnymi słodami i gatunkami chmielu, które są wykorzystywane w procesie warzenie piw w browarze. 


Ciekawi jesteście pewnie, co można spotkać na miejscowych kranach i jak prezentują się piwa warzone w Full Moon. W jednym i w drugim aspekcie jest bardzo ciekawie, muszę przyznać na samym początku. Na kranach, tego dnia, dostępnych było piętnaście różnych piw, z czego dziewięć, to były piwa firmowe, a sześć z nich, to piwa z innych browarów, między innymi Guinness, Stone, czy Brewdog. 



Myśmy skupili się, na miejscowych wypustach. Na początek, jak zawsze, deska próbek, w skład której wchodzą takie cymesy, jak: Andaman (Phuket Dark Ale), Bussaba (ex-Weisse), Chalawan (Pale Ale) oraz Chatri (IPA). Wszystkie piwa superanckie, szczególnie IPA oraz ex-Weisse. To wszystko skłoniło do skosztowania innych piw, już większych rozmiarach. 






Tym kolejnymi piwami były Chinook IPA oraz Belgian IPA. Pierwsze z nich to, moim zdaniem, najlepsze piwo, którego tego dnia było dostępne na kranach. Nawet sama pani z obsługi mówiła, że to jej ulubione. Mega aromatyczne, mega smaczne, mega orzeźwiające z fantastyczną, odpowiednio wyważoną goryczką. Fenomenalne piwo, szczególnie w odniesieniu do klimatu, jaki panuje na wyspie. Gdyby, nie chęć plażowania, to pewnie byśmy cały pobyt na Phuket, spędzili sącząc to piwo szejker za szejkerem. Belgijska odmiana IPy, także smakowita, choć przy 'szinuku', była tylko piwem dobrym. 



Ceny piw w browarze, wahają się od 180 do 260 batów, czyli od ok. 22 do 31 złotych za szejker o pojemności 425 mililitrów. Tanio nie jest, ale w końcu to wakacje. Warto dodać, że na miejscu można kupić też butelki piw z głównej linii browaru, czyli, Chalawan, Chatri oraz Bussaba. Butelka o pojemności 330 mililitrów kosztuje 75 batów, czyli 9 złotych. Na miejscu, można kupić też firmowe szkło, z czego skorzystałem. Dostępne jest osobno, jak i w zestawie w butelkami piwa. Wybaczcie, ale ceny nie pamiętam. Rachunek został w knajpie.




Na miejscu, można się także pożywić. My jednakże z tej opcji nie skorzystaliśmy, a to z faktu, że niezbyt wiele ma ona wspólnego z miejscową kuchnią, a w będąc w Tajlandii, grzechem jest odmawiać sobie wszelkiej maści owoców morza, na rzecz burgerów, więc nie mogę wam napisać, jaki poziom prezentuje. 

Kończąc wpis, muszę nadmienić, że kilkugodzinny wypad na Phuket, był bardzo udany, a duży wkład w to miała wizyta w Full Moon. Super miejsce, bardzo miła obsługa, wyśmienite piwa i całkiem przyjemna muzyka lecąca z głośników. Będąc w środku, szybko zapomina się o tym, że jest się w wielkim centrum handlowym, co jest bardzo wielkim plusem tego miejsca. Wszystkim tym, którzy wybierają się na urlop do Tajlandii i chcieliby napić się dobrego rzemieślniczego piwa, polecam wizytę w Full Moon na Phuket. Tym, którzy jednak omijają tę wyspę z dala (rozumiem), chcę nadmienić, że piwa browaru, można dostać także w innych częściach kraju. Piwo, jak na warunki tajskie, jest szeroko dostępne. Wasze zdrowie!