Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Muzyka polska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Muzyka polska. Pokaż wszystkie posty

piątek, 19 grudnia 2014

Kącik Piwnego Melomana - KRYZYS - 78-81

Niedawno na polskim rynku muzycznym ukazała się płyta CD, na którą czekałem dobrych ponad 20 lat. Chodzi o 'jedynkę' grupy Kryzys. Do tej pory można było nabyć album na aukcjach internetowych lub jarmarkach, ale cena kilkuset złotych dość mocno mnie odstraszała. Widok więc digipacka ze znajomą okładką w sklepie wywołał na mojej twarzy ogromny uśmiech, a w środku radość. Kupiłem bez zastanowienia i pędem jechałem do domu, by móc wrzucić w odtwarzacz. Obecne wydanie, to dwupłytowy album. Pierwsze CD to właśnie 'jedynka', a na drugim znalazły się utwory nagrane w studenckim radio w Toruniu w 1981 roku oraz kawałki zarejestrowane podczas koncertu Rock Opole w dniu 27 czerwca 1981 roku. 


Album 'Kryzys' został nagrany zimą 1980 roku w Domu Kultury Ursus w Warszawie i wydany, bez zgody zespołu, na winylu przez francuską Barclay pod szyldem Blitzkrieg Records. Digipack, który od kilkunastu dni posiadam, został wydany w tym roku dzięki warszawskiej Fonografice. Numer boczny to ML 25. 


Skłąd zespołu na 'Kryzys'' to: Robert Brylewski (gitara i wokal: znany także z Deadlock, Brygada Kryzys, Armia, Izrael, 52UM), Piotr Mrowiński (gitara i wokal), Maciej Góralski (perkusja; znany także z Deadlock i Bakszysz), Tomasz Świtalski (saksofon), Dariusz Kotuszewski (bas; znany także z Deuter) oraz gościnnie Małgorzata Pyza (pianino). Skład na drugim CD to Brylewski, Góralski, Świtalski, a także Mirosław Szatkowski (wokal; także Deadlock), Ireneusz Wereński (bas; także Brygada Kryzys i Kult).

Te dwa CD, które znajdują się w digipacku, to kawał niezłej muzy, który strasznie mi przypomina dawne, moje młodzieńcze czasy. Działa na mnie bardzo retrospekcyjne. Słuchając tych numerów, cofam się o kilkadziesiąt lat i przeżywam ponownie sytuacje z mojego życia. Mimo iż, wszystko to co znajduje się na płytach brzmi nieco archaicznie obecnie, a jakość nagrań jest, hmm ... dość średnia, to jednak wszystko brzmi świeżo i przyjemnie. Są tu utwory, na których wychowałem się ja i wielu moim znajomych. Obok takich utworów jak 'Armageddon', 'Telewizja', 'Wojny Gwiezdne', 'Mam Dość', czy 'Ambicja' nie da się przejść obojętnie. Tak, jak pisałem wyżej, wywołują niesamowicie mocne wspomnienia, coś na kształt filmu 'Wszystko co kocham', w którym widziałem siebie, no i Półwysep Helski, który darzę wielkim uczuciem od małego. Kryzys i jego utwory mają podobną, a nawet znacznie większa moc, dlatego tak cudownie się ich słucha. Jest tu także utwór cover, który tak samo jak 'Alcohol' G.B.H. jest lekko zblazowany, ale jakże genialny, refleksyjny i uspakajający. Chodzi oczywiście o 'Je t'aime, moi non plus'. No coś pięknego, a to pianinko ... no po prostu bajka. Mówi się, że tamte czasy, czyli lata osiemdziesiąte, a szczególnie ich początek, to historia szarości, pustki i nicości. Jednakże dzięki takim wydawnictwom jak 'jedynka' Kryzys, jest to także historia pewnego buntu, a dla mnie, młodego wtedy chłopaczka, życia kolorowego, radosnego, ambitnego, silnego, pełnego werwy i przyjaźni. Mi słuchanie tych numerów również dodaje sporo sił witalnych i tych fizycznych. W ogóle wydaje mi się, że lata 80-e, to najlepszy okres w historii polskiej muzyki.

Obecnie, dla mnie, jest to jedna z perełek w mojej kolekcji. Bardzo się cieszę, że wyszło to wszystko na CD, bo szkoda by było, by wielu pasjonatów dobrej polskiej muzy nie miałoby okazji do delektowania się tym kawałem historii polskiej muzyki.

piątek, 25 lipca 2014

Kącik Piwnego Melomana - KANAAN / DUDA / RUDŹ - Hołd

Ostatnio, jakoś tak się działo, że w każdy ostatni piątek, albo byłem poza domem, albo nie miałem zbyt wiele czasu, dlatego też nie pojawiał się melomański kącik. Dziś nadrabiam zaległości i przedstawiam kolejny muzyczny album. W tym wpisie, kilka słów o kolaboracyjnym, lub kooperacyjnym, jak kto woli, albumie trzech genialnych twórców muzyki elektronicznej Krzysztofa Dudy, Roberta Kanaana i Przemysława Rudzia, o tytule 'Hołd'. Płyta to swoisty ... hołd, złożony przez muzyków ich muzycznemu mentorowi Czesławowi Niemenowi. Czesław Niemen, dla każdego z trzech panów był muzyczną inspiracją, był drogowskazem wskazującym kierunki w muzyce. To od niego zaczynali swoja muzyczną podróż poprzez rubieże muzycznego wszechświata. By w pełni podziękować za twórczość Czesława Niemena, zebrali się, porozmawiali i stworzyli dzieło, którym chcieliby podziękować za wszystkie cudowne muzyczne lata, za wszystkie utwory, albumy, dźwięki, które w czasie swojej aktywności dostarczył im Czesław Niemen. 


Album 'Hołd' został nagrany i wydany na CD nakładem Soliton w 2014 roku. Numer boczny to SL 380-2. 


Muzycy, którzy stworzyli album 'Hołd'' to: Robert Kaanan (kompozytor, producent, twórca muzyki elektronicznej i etno), Krzysztof Duda (kompozytor i organista; muzyk studyjny) oraz Przemysław Rudź (kompozytor i wykonawca muzyki elektronicznej oraz popularyzator astronomii, autor książek i przewodników z tego tematu). O Przemku pisałem już wcześniej, recenzując jeden z jego albumów.

Album 'Hołd' nie jest typową płytą w stylu 'tribute', gdzie muzyczni fani nagrali ulubione kawałki swego idola w przez siebie zaaranżowanych wersjach. Jest to właściwie album koncepcyjny, poza jednym małym wyjątkiem, który ma być osobistym wyrazem inspiracji muzycznych każdego z muzyków. Wyjątkiem jest pierwsza kompozycja 'Dorożką na Robofest', która jest wariacją na temat utworu Niemena 'Dorożką na Księżyc'. Reszta to przykład genialnej elektronicznej muzyki, takiej pozostającej w zamkniętej szufladzie z napisem 'Elektronika - lata 80-e'. Jakkolwiek jest bardzo świeża, taka nowa, taka nowoczesna, jakkolwiek mocno można odczuć w dźwiękach ten sznyt sprzed kilku dekad, co mi akurat bardzo mocno się podoba. Pomimo faktu, że każda kompozycja jest utrzymana w tym samym klimacie, to jednak każda dostarcza zupełnie innych wrażeń, ale wszystkie razem tworzą pewną, dobrze zespoloną całość. 

Wszystkie utwory są genialne, jakkolwiek chciałbym się skupić tu na kilku, które szczególnie mnie ujęły i dzięki którym, podczas ich odsłuchu, przezywam transcendentalna ekstazę. Pierwsza z tych kompozycji to 'Sen wynalazcy'. Kompozycja stworzona wspólnie przez Krzyśka i Przemka. Słuchając jej ma się wrażenie, że słucha się późniejszych dokonań Niemena, który w przypływie muzycznego natchnienia zadzwonił do Herbie Hancock'a i wspólnymi siłami stworzyli to epickie, wielobarwne muzycznie dzieło. Można spokojnie rzec, że ten utwór to jakby kontynuacja muzycznej ścieżki Niemena, który namaścił obu muzyków do dalszego krzewienia kultury muzyki elektronicznej. Kolejny, jeden z dwóch najwybitniejszych numerów na dysku, to kompozycja Roberta o tytule 'Gdie dievalsja Ty', który wplótł w to wszystko motyw ludowy z Podlasia. Utwór podzielony na dwie części, z których każda utrzymana jest w innym klimacie. Odbieram ją jako swoistą podróż Czesława Niemena w towarzystwie muzyków Toumani Diabate i Phil'a Sawyer'a (Beautiful World), którzy to kompani prowadzą naszego mistrza poprzez pełne cudownych krajobrazów, flory i fauny rejony Podlasia, w którym Niemen był zakochany. Widać uśmiech na twarzy trzech panów. Na wszystko to spogląda, jakby z góry Robert Kanaan, który dokumentuje te wyprawę i na podstawie swoich zapisków tworzy ten cudowny numer, zaczerpując dźwięki z bogatej muzycznej szuflady trzech wybitnych kompozytorów. Po tak cudownym melodyjnym orzeźwieniu nastaje lekka zmiana nastroju, ale nadal wędrując po podlaskim lesie słyszymy śpiew ptaków, szum wody, przygrywające nam dzwonki konwalii, szeleszczące liście dębów i buków i powiew letniego, ciepłego wiatru. To następująca po czwartym numerze kompozycja Krzyska o tytule 'Okrąg losu'. Najlepszym momentem na tym albumie jest dla mnie jednak utwór 'Pożegnanie'. Niezbyt skomplikowana kompozycja, która jednakowoż dostarcza tyle bogactwa muzycznego, że pochłania słuchającego bez reszty. Jest to miłość od pierwszego odsłuchu. Utwór genialnie odbierany zarówno w dzień, jak i w nocy, w domowym zaciszu leżąc na szezlongu, jak i podczas szybkiej jazdy autem przez nowoczesne centrum wielkiego miasta. Coś niesamowitego i maksymalnie energetycznego. Kompozycja numer osiem, czyli 'Hołd dla N.' to swoista podróż Krzyska, który wraz z Przemkiem i Robertem, wybrał się na grób Czesława Niemena na warszawskie Powązki, by osobiście złożyć hołd mistrzowi. W trakcie spotkania ze swoim mentorem, trzej dżentelmeni stoją w skupieniu i bez wypowiadania słów rozmawiają z mistrzem. Towarzyszy im piękna, słoneczna pogoda, która w swojej wymowie uświadamia całą trójkę, że tak naprawdę ich mistrz nie umarł, że cały czas jest z nimi, w postaci ich inspiracji i utworów, które cały czas w ich sercach grają. Kompozycja jest bardzo nostalgiczna, a z drugiej strony bardzo wesoła. Uczy nas, że warto żyć ... pełną piersią i spełniać swoje marzenia dopóki jesteśmy ciałem i umysłem na tym ziemskim padole. Reszta kompozycji tez oczywiście zacna, jakkolwiek by tu o wszystkich napisać kilka słów, to wyszedłby mi maszynopis całkiem sporej noweli. Po prostu radzę posłuchać i poznać na własne uszy. 

Masteringiem płyty zajął się Przemek. Brzmienie jest świetne, bardzo przestrzenne, dynamiczne i wyraziste. Warto słuchać tej płyty bardzo głośno. Oddaje ona wtedy swoje całe piękno, a co najważniejsze, przy zwiększonym poziomie decybeli, nie męczy naszych uszu. Słucha się naprawdę genialnie.

Wszystkich, którzy chcieliby posłuchać, jak trzej mistrzowie muzycznych klimatów oddają hołd swojemu mentorowi, odsyłam na stronę Przemka, gdzie wszystkich utworów z tejże płyty można swobodnie sobie odsłuchać:

W następnym odcinku ... tego jeszcze nie wiem, co będzie, ale na pewno będzie ciekawie. Zapraszam!

piątek, 13 czerwca 2014

Kącik Piwnego Melomana - ARMIA - Legenda

Dawno nie było wpisu z serii Kącik Piwnego Melomana. Niestety, ostatnie kolejne piątki tak się mi układały, że nie dane mi było w ogóle cokolwiek napisać. Dziś nadrabiam to i to z wielkim przytupem, jak to mi się wydaje. Przedstawiam (choć pewnie większość doskonale zna) jedną z najważniejszych i najgenialniejszych płyt w historii polskiego rocka. Tym albumem jest kultowa 'Legenda' super grupy Armia. 


Album 'Legenda' został nagrany w roku 1990, a wydany nakładem Wifon w 1991 roku. Ja w swoich zbiorach mam winyl z 2008 woku, wydany nakładem W Moich Oczach o numerze bocznym ML 7. Jest to ręcznie numerowana kopia numer 080. W sumie numerowanych egzemplarzy było 476 i około tyle samych nie numerowanych, dotłoczonych później. 


Skład Armii na 'Legendzie' to: Tomasz Budzyński (wokal; znany także z występów w Siekierze, 2TM2,3, Budzy i Trupia Czaszka), Robert Brylewski (gitara, wokal; znany także z występów w Kryzys, Brygada Kryzys, Izrael, 52UM), Dariusz Malejonek (bas; znany z Izrael, Kultura, Moskwa, Maleo Reggae Rockers), Piotr Żyżelewicz (perkusja; znany z wystepów w Izrael, Voo Voo, Brygada Kryzys, Moskwa) oraz Krzysztof Banasik (waltornia; znany miedzy innymi z Kult). Gościnnie wystąpili także: Anna Landowska (flet), Sławomir Gołaszewski (trąbka afrykańska i klarnet) oraz Jan Żyżelewicz (gitara klasyczna).


Wspominałem już o kultowości tego albumu. Płyta jest mega żywiołowa, energetyczna i melodyjna. Na obu stronach krążka mamy właściwie same hity. Już pierwsza kompozycja, czyli 'Kochaj mnie', uzmysławia słuchaczowi, że podczas odsłuchu będzie się działo. Potwierdza to drugi numer, jeden z najbardziej kultowych, czyli 'Przebłysk'. W tym momencie dźwięki wbijają nas w fotel i przyciskają do niego niczym potężne elektromagnesy. Trzeci numer, również bardzo znany, nieco masywniejszy, posępniejszy, wolniejszy, ale ciekawe złożony kompozycyjnie. Tak, tak proszę państwa, to 'Gdzie ja tam będziesz ty'. Czwarty utwór, to kompozycja, której nie trzeba szerzej przedstawiać. Magiczna, mistyczna, sroga, genialna muzycznie 'Opowieść zimowa'. Dla wielu fanów Armii to numer 1 w ich dorobku. Prawie siedem minut fenomenalnego muzycznego misterium. Stronę A wieńczy kawałek 'To moja zemsta', który charakteryzuje się dość prostą linią melodyczna oraz różnorodnymi, wplecionymi dźwiękami w tle. Stronę B otwiera lekko turpistyczny utwór tytułowy, czyli 'Legenda'. Zaraz potem wchodzi czad związany z numerem 'Nie ja', po którego zakończeniu, wchodzi ulubiony numer mojego ultra zioma Borysa, czyli 'Trzy bajki'. Mistyczna, instrumentalna kompozycja. Przedostatnia kompozycja, czyli 'To czego nigdy nie widziałem', cudownie wpisuje się w klimat albumu. Energetyczny, mosiężny i przygniatający niczym rozpędzony do prędkości bolidów formuły 1 walec. Miazga. Album wieńczy, jak to mówił mi kiedyś kumpel z licealnej klasy, 'deszczowa piosenka' w wersji Armii. Chodzi oczywiście o 'Dla każdej samotnej godziny'. Żałuję tylko, że na wydaniu winylowym nie ma jednego z moich najulubieńszych kawałków grupy, czyli 'Niezwyciężonego'. Na szczęście mam go na dwóch innych albumach. 


Wielkim atutem albumu jest potężne brzmienie. Płyty słucha się wyśmienicie. Cudowna muza, genialne teksty, wspaniały klimat. Zamykamy oczy i już po kilku sekundach znajdujemy się w miejscu akcji baśniowego przedstawienia, którego narratorem jest Budzyński. Mistrzostwo świata. Tylko żal, że płyta upływa tak bardzo szybko. Na pewno jedna z moich ulubionych słabostek w życiu.


A co przyniesie następny tydzień? Zobaczymy. Zapraszam.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Kącik Piwnego Melomana - BIELIZNA - Taniec lekkich goryli

Kolejny odcinek Kącika Piwnego Melomana, a w nim bardzo mi bliska gdańska grupa muzyczna Bielizna z ich debiutanckim albumem 'Taniec lekkich goryli'. Bielizna to zespół zaliczany do tak zwanej Gdańskiej Sceny Alternatywnej, do której należały też tak zacne zespoły jak: Pancerne Rowery, Bóm Wakacje w Rzymie, She, DDT, Dzieci Kapitana Klossa, Po Prostu i parę innych. Pierwszy raz zetknąłem się z Bielizną w roku 1988, gdy będąc na wycieczce szkolnej w Warszawie, zakupiłem sobie kasetę magnetofonową 'Fala II', na której zamieszczony był ich genialny numer 'RPA'. Do napisania kilku słów o tej płycie, skłonił ostatni koncert zespołu, na którym byłem w Elblągu w klubie 'Mjazzga'. 


Album 'Taniec Lekkich Goryli' został nagrany i wydany nakładem Tonpress w 1989 roku. Ja w swoich zbiorach mam limitowaną edycję tego albumu na winylu wydaną nakładem Sopockiej Odessy Records z 2011 roku o numerze SOV 002. Okładka albumu jest różna w porównaniu do pierwszego wydania, a jaj autorem jest ten sam człowiek, czyli Jacek Staniszewski, ten sam, który zaprojektował okładkę do oryginalnego wydania. 


Skład Bielizny na ich debiucie to: Jarosław 'Doktor' Janiszewski (wokal; znany także z KDoktor Granat, czy Czarno-Czarni), Jarosław Figura (gitara), Zbigniew Koziarowski (gitara, pianino) oraz Andrzej 'Mały' Jarmakowicz (perkusja). Gościnnie wystąpili Radowan Jacuniak (bas), Jacek Gajdus (wiolonczela) oraz Adriana Tesmer (obój).

Na albumie znajduje się 13 numerów. Większość z nich to hity, znane i bardzo lubiane. Dla mnie największymi są tu ekstra energetyczny, żywiołowy, wręcz bojowy numer 'Terrorystyczne bojówki', którego często-gęsto słucham jadąc autem, a po którym wchodzi chyba największy hit Bielizny w historii tej kapeli, czyli nieśmiertelny 'Stefan'. Pamiętam, jak na wakacjach 1990 roku próbowałem się nauczyć grać go na gitarze ... ehh, to były czasy. Ale strona A winylu, to nie tylko te dwa hiciory, to także genialne ' Dwóch wchodzi, a jeden wychodzi' oraz 'Jak śnięty śledź'. A co oferuje nam strona B? Tu główne skrzypce gra tytułowy numer, czyli balladowy, dość smutny w przesłaniu numer, w którym na uwagę zasługuje fenomenalna basowo-gitarowa końcówka, która mnie rozkłada na łopatki zawsze gdy słucham tego numeru. Ale to oczywiście nie wszystko, co do zaoferowania ma ta strona. Mamy tu także fenomenalne kawałki w postaci 'Najbardziej znana para od czasów V-2', 'Krucjata Doktora Granata' (miazga dla mnie!) oraz 'Prywatne życie kasjerki PKP'. Ogólnie rzecz ujmując słucha się płyty jednym tchem. Na płycie jest wszystko, czyli jest bardzo rock'owo, energetycznie, ciekawe teksty, zmanierowany wokal 'Doktora' oraz ten wyczuwalny bardzo mocno duch lat 80-ych, co ja akurat w muzyce tamtego okresu bardzo, ale to bardzo lubię.

Jak wyżej wspominałem, byłem ostatnio na koncercie chłopaków w Elblągu w klubie 'Mjazzga', jak to elblążanie mówią 'Mdżazga'. Podczas koncertu ekipy wykonałem kilka fotografii, które tu zamieszczam:







Za tydzień natomiast ... ano zobaczymy, co za tydzień będzie!

piątek, 28 marca 2014

Kącik Piwnego Melomana - IZRAEL - 1991

W dzisiejszym dniu, w Browarze Piwna w Gdańsku pierwszego piwa, którego byłem pomysłodawcą. Chodzi o pilsa chmielonego jedną odmianą polskiego chmielu Iunga. Dlatego też, dzisiaj także pomyślałem sobie, że dobrze by było w Kąciku Piwnego Melomana przedstawić jakąś polską płytę i tak mnie naszło na grupę Izrael i ich genialny, niestety anglojęzyczny, album '1991'. Myślę, że do Pilsa Iunga będzie jak znalazł. 


Album '1991' został nagrany w Londynie w 1990 roku, a wydany rok później przez DNA. Ja mam reedycje tego wydawnictwa z 1996 roku wydane przez Gold Rock o numerze bocznym GR 004. Gold Rock, to nie istniejąca już wytwórnia założona przez Roberta Brylewskiego. 


Skład Izraela na '1991': Robert Brylewski (wokal, gitara, syntezator; znany także z Kryzys, Brygada Kryzys, Armia, 52UM), Dariusz Malejonek (wokal, gitara; występujący także w Armii, Moskwie, Houk, Maleo Reggae Rockers, czy Arka Noego), Sławomir Wróblewski (bas), Włodzimierz Kiniorski (saksofon; występował także z Trebuniami Tutkami, Brygadą Kryzys, czy Tie Break) oraz Piotr Żyżelewicz (perkusja; nieżyjący już niestety; znany także z Armii, Brygady Kryzys, Moskwy, czy Voo Voo). Jak widać, skład bardzo zacny.

Album, jak już wspomniałem powyżej, jest w pełni anglojęzyczny. Nagrany poza granicami naszego kraju, w Wielkiej Brytanii, co na początku lat 90-ych nie było czymś bardzo popularnym, a wręcz graniczyło z cudem. Słychać to dość, wyraźnie kiedy słuchamy płyty. Album jest dość szczególnym dla mnie, bo jest pierwszym w dyskografii Izraela, który poznałem. Jest to naprawdę super dawka genialnego, polskiego reggae. Chłopaki naprawdę pokazali niezły muzyczny kunszt. Takie numery jak 'Live to love', 'Leave me alone', 'See I & I' (mój najulubieńszy), 'Progress', czy 'I know that', to po prostu klasa sama w sobie. Można słuchać do upadłego i tańczyć w rytm tej muzyki. Naprawdę, ciało same rusza w tan. Nie jest to płyta, której słucham zbyt często, ale w ciepłe wiosenne lub letnie dni, można rzec, że jest jak znalazł. 

Zaprzyjaźnione osoby, które miałyby ochotę posłuchać, jak genialnie chłopaki wymiatają, serdecznie zapraszam na browarnikowego 'chomika'. Folder z plikami chroniony jest hasłem. Jeśli chcielibyście go uzyskać, proszę o bezpośredni kontakt:

Za tydzień natomiast ... ano zobaczymy, co za tydzień będzie!

sobota, 15 marca 2014

Kącik Piwnego Melomana - OPEN FIRE - Lwy Ognia

W dzisiejszym odcinku Kącika Piwnego Melomana miało być ciężko i tak będzie, zapewniam. Jakkolwiek chciałem by było także po polsku i dlatego zapraszam na krótki wpis o albumie 'Lwy Ognia' wrocławskiej kapeli Open Fire. 


Album 'Lwy Ognia' został nagrany w 1987 roku i do roku 2012, kiedy to Klub Płytowy Razem wydał album na CD, nigdy nie był oficjalnie wydany. Chłopacy z Open Fire wydali go w 1988 roku własnymi siłami, jakkolwiek nie był obecny na rynku. Ja mam właśnie CD z 2012 roku o numerze bocznym RCD 004. 


Skład Open Fire na albumie 'Lwy Ognia' to: Mariusz Sobiela (wokal), Janusz Kowalczyk (gitara), Maciej Różycki (gitara), Krzysztof Majdziak (bas) oraz Wojciech Zabiłowicz (perkusja).

Pamiętam początek lat 90-ych, kiedy to z tej kapeli nieźle się naśmiewałem. Wtedy to, w porównaniu do moich ulubionych kapel, czyli Napalm Death, Terrorrizer, Assassin, Sodom, Incubus, Carcass i inne, Open Fire był po prostu cienki i lekko śmieszny. Do dziś pamiętam winyl 'Metalmania '87', gdzie były zarejestrowane dwa kawałki. Pamiętam jak z kumplami śmialiśmy się ze wstępów wokalisty przed każdym kawałkiem, np. 'To dla was, dla was wszystkich ... Opeeeeeen Faaaaaaaajeeeeer!'. Naprawdę było to zabawne. Jednak życie zazwyczaj jest przewrotne i po kilkunastu latach doceniłem tę kapelę i ten album. Kawałki, mimo upływu czasu są naprawdę świeże. Chłopaki świetni muzycznie i teksty (jest dużo śmierci), takie jak w polskim metalu lubię najbardziej. Bardzo fajne riffy, często przypominające kapele takie jak Iron Maiden, Helloween czy Metallica. Świetny wokal Mariusza, charakteryzujący się zaciąganiem i 'pianiem', jak ja to nazywam. To wszystko powoduje naprawdę niesamowitą atmosferę na tej płycie. Przywołuje klimat wspaniałych lat 80-ych. Kawałki takie, jak 'Metal Top 20', 'Twardy jak skała' ze słynnym 'Open Fajeeeeeeeeeeerrrrrrr!', czy trzy ostatnie numery, czyli 'Oddech śmierci', Ogień i stal zwyciężą' oraz tytułowe 'Lwy ognia', to już klasyka polskiego metalu. Naprawdę słucha się tego wspaniale. Krew szybciej płynie, serce szybciej płynie, włosy (niestety już krótkie) same się zawijają do machania. Naprawdę, jest to kawałek pięknej muzycznej historii i niesamowita masa fenomenalnych muzycznych doznań.

Drogi znajomy, jeśli chciałbyś posłuchać jak chłopaki wymiatali prawie trzydzieści lat temu, to serdecznie zapraszam na browarnikowego 'chomika'. Folder z plikami chroniony jest hasłem. Jeśli chciałbyś go uzyskać, proszę o maila:

Za tydzień natomiast, KPM będzie stał pod znakiem zagranicznej muzy.