czwartek, 12 października 2017

Z wizytą w browarze Fortune Favours w Wellington

Po zwizytowaniu trzech browarów i zwiedzeniu, w pewnym stopniu, Auckland, wyruszyłem w godzinną podróż samolotem, do stolicy Nowej Zelandii, czyli Wellington. Miasto zupełnie różne od bardzo amerykańskiego i wielkomiejskiego Auckland, co akurat mi się bardzo spodobało. Niestety nie trafiłem zbytnio z pogodą. No, ale nie można w życiu mieć wszystkiego.

Przed wylotem do Wellington, miałem przygotowaną listę pięciu browarów, które chciałem odwiedzić, jakkolwiek pogoda właśnie, zweryfikowała dość mocno moje plany. Pierwszym browarem na stołecznej ziemi okazał się Fortune Favours. Browar, do którego trafiłem przypadkiem, szukając zupełnie innego i co ciekawe, będą przy nim myślałem, że trafiłem do tego właściwego, gdyż szukając go, zapomniałem jego nazwy. Rzeczywistość pokazała mi jednak, że jestem w kompletnie innym miejscu.



Fortune Favours mieści się przy 7 Leeds Street. Ciekawostką jest fakt, że otworzył się, w sierpniu 2017 roku, czyli miesiąc przed moją wizytą. Byłem tym faktem bardzo zaskoczony, gdyż tłumy wskazywały na to, że jest to miejsce od dawna znane i lubiane. Z drugiej jednak strony, radowało mnie to, że jestem jednym z niewielu mieszkańców Europy, któremu udało się odwiedzić progi tego browaru.

Brewpub zajmuje dwa poziomy. Na obu z nich zainstalowane są bary, z kranów których leje się piwo browaru oraz piwa gościnne. Charakterystycznym elementem browaru, zarówno nad wejściem, jak i w przypadku kranów, są dłonie, takie znane z marionetek. W przypadku kranów, prezentuje się to rewelacyjnie moim zdaniem, zresztą zobaczcie sami.

 Bar na parterze

Bar na piętrze


 
Na górnym pokładzie znajduje się warzelnia o wybiciu 10 hektolitrów.





W browarze zainstalowanych jest także osiem zbiorników fermentacyjno-leżakowych, o objętości 10 hektolitrów każdy. Zbiorniki zainstalowane zostały na parterze.


Część instalacji browarniczej umiejscowiona została na świeżym powietrzu, na tarasie lokalu.


Reasumując, zewnętrze, jak i wnętrze browaru, robią bardzo miłe wrażenie na odwiedzających. Na mnie na pewno. Przyjemny harmider i przyjazna atmosfera panująca wewnątrz tworzą bardzo przyjemny akompaniament do piwa. No właśnie, przejdźmy do meritum, czyli do piwa, a te potrafią warzyć w Fortune Favours. Na kranach, dostępmych było 8 różnych piw browaru.



Ja, jak zazwyczaj, by spróbować wielu, zamówiłem deskę degustacyjną, która składała się z sześciu różnych piw, a były to: Adventurer Pilsner, Dunstig Hefeweizen, Naturalist Pale Ale, Columbus APA, Pacer Red Rye oraz Gatekeeper Porter.



I co by tu o nich Wam napisać? No, jak wspomniałem powyżej, mimo niewielkiego stażu na nowozelandzkim rynku, w Fortune Favours warzyć potrafią ... i to jak! Na pierwszy ogień wziąłem pilsa, który oczarował mnie rześkością, czystością, lekkością i wspaniałymi doznaniami chmielowymi, zarówno w postaci aromatu i smaku, jak i pod względem goryczki. Był to pils typu nowozelandzkiego, jeśli tak to mogę ująć. Pełen zabójczych doznań aromatycznych i smakowych. Ach, chciałoby się takie pilsy tu u nas nad Wisłą. Nad Łyną, Wartą i innymi rzekami także. Cudo po prostu!


Jako drugi, na ruszt wszedł Hefeweizen, który także był pyszny, choć pod względem ar0matycznym dość delikatny, taki za słabo intensywny, jak dla mnie. Niemniej jednak, wypiłem z nieokiełznaną przyjemnością.


Trzeci z kolei, do mojego środka, zawitał Naturalist Pale Ale. Dobry, ale nie powalający. Pod względem aromatycznym dość ugrzeczniony, jakkolwiek picie jego i tak sprawiło mi przyjemność. Bardzo fajna owocowo-ziołowa, niezalegająca goryczka. 


Na czwartą nóżkę podano Columbus APA, który nieziemsko mnie oszołomił swoim aromatem, smakiem i w ogóle jakością. Bardzo mocno chmielowe aromatycznie, smakowo i pod względem goryczki. Piwo perfekcyjne. Degustowanie go sprawiło mi nader przyjemności, że aż zapomniałem chwycić aparat by zrobić fotografię temu cudu. 

Przedostatnim piwem był Pacer Red Rye. Ciekawy, ale trochę za bardzo taki karmelowo-toffi, taki irysowy trochę jak dla mnie. Kontra goryczkowa była, ale .. Niby dobry, a jednak, jakby to nie bylo to, czego od tego piwa oczekiwałem.


Na finiszu zameldował się porter, który przypominał mi bardzo mocno stout kawowy, taki chociażby, jak ten z Kormorana. Nuty kawowe, wręcz rozchodziły się chmurami po pomieszczeniu. W smaku także dość mocno akcentowały kubki smakowe. Te nuty kawowe, to tak, jakby wzięte z najlepszej brazylijskiej kawy. Wszystko to przyjemnie zwieńczone, krótką smakowitą goryczką. Nie wiem, czy tak powinien do końca pachnieć i smakować porter, jakkolwiek mi to w ogóle nie przeszkadzało, a wręcz zrobiło mi wieczór. Piwo przepyszne.


Jak widać, na sześć sztuk, tylko jedno piwo mi nie podeszło, co świadczy dobitnie, że wybierając się na piwo w Wellington, nie sposób jest pominąć Fortune Favours planując swoją marszrutę. 

Ale browar słynie ... mimo bycia nieco ponad miesiąc na rynku ... nie tylko z bardzo wybornego piwa, ale także z kuchni, ze swoich przystawek do piwa, które klienci mogą sami komponować. Co bardzo zadziwiające, zaskakujące i intrygujące, to fakt, że w lokalu, wielki powodzeniem cieszy się fondue i to serwowany zgodnie ze szwajcarskimi regułami. To naprawdę mnie lekko zamurowało.


Podsumowując, Fortune Favours to fantastyczne, nowe piwne miejsce na stołecznej, nowozelandzkiej ziemi. Mimo przypadkowego spotkania z nim, jestem bardzo ukontentowany z mojej wizyty w tymże miejscu. Zresztą, tłumy, o których wspominałem wyżej, świadczą dobitnie, że nie popełniam omyłki, opisując Fortune Favours w samych superlatywach. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz